Lubił mówić o sobie "Nikofor - Matejko", choć nie wiadomo, czy nazwał się tak sam, czy przezywali go w ten sposób ludzie, kpiąc z jego malarstwa. Żyjący w skrajnej nędzy, w latach 50-tych odkryty dla świata, miewał wystawy w Europie i USA. Teraz film o nim kręci Krzysztof Krauze.
Napisano o nim cztery książki, wiele artykułów, wydano albumy, nakręcono filmy dokumentalne, ale Nikifora - gdyby żył - nie obchodziłoby to zupełnie. Całe życie pozostał dzieckiem dzięki upośledzeniu umysłowemu. Ta przypadłość stała się dla niego wielkim darem, uratowała czystość spojrzenia i intencji. Patrzył na świat oczami dziecka i malarza, a to spojrzenie niektórzy nazywają naiwnym lub prymitywnym. Znany malarz Henri Matisse napisał kiedyś: "Twórca musi przez całe życie patrzeć na świat oczami dziecka, albowiem zanik tej zdolności oznacza dla malarza zanik wszystkiego, co oryginalne i osobiste w wypowiedzi". Nikifor był do końca autentyczny i szczęśliwy. "Maluje tak, jak ptak śpiewa" - powiedział o Nikiforze Ignacy Witz.
Krynicki wszechświat
Nawet nie wiadomo, jak naprawdę nazywał się Nikifor. Wiadomo, że był Łemkiem. W latach 90-tych Łemkowie walczyli w sądzie o to, by uznać za prawdziwe jego nazwisko Epifaniusz Drowniak. Jest to dla nich ważne, bo twierdzą, że Polacy chcieli od początku wyrwać Nikifora z łemkowskiej kultury. Uznaje się, że przyszedł na świat w 1895 roku w Krynicy Wsi jako syn bardzo biednej, upośledzonej i samotnej kobiety. Jego matka dorabiała sobie sprzątaniem w krynickich pensjonatach, tułała się z synem po okolicznych wsiach i pomieszkiwała kątem u ludzi. Nikifor odziedziczył po niej upośledzenie, bardzo niewyraźnie i bełkotliwie mówił, nie ukończył więc żadnej szkoły. Do końca życia pozostał analfabetą. Już we wczesnej młodości nazwał siebie "Malarzem-Artystą" i oddał się twórczości całym sobą. Oczywiście, przed wojną nikt nie traktował poważnie kaleki, który całe dnie spędzał na ulicy krynickiej, coś tam malując. Traktowano go jako żebraka, a nie malarza. Bardzo prawdopodobne jest, że przydomek Matejko dali mu ludzie ironicznie, wyśmiewając się z niego. Bardzo mu się jednak to spodobało i często tak się przedstawiał.
Był posiadaczem przenośnej "pracowni": rozkładał ją na ławkach, murkach, czasem wprost na chodniku krynickich ulic; w okresie międzywojennym był już częścią uzdrowiska. Najczęściej malował na ul. Pułaskiego, ale także na deptaku przed Domem Zdrojowym lub niedaleko Nowych Łazienek Mineralnych. Swoje obrazki usiłował sprzedawać turystom ze słabym skutkiem. Dopiero w latach 30-tych zainteresowali się nim artyści odwiedzający Krynicę. Dzięki lwowskiemu malarzowi Romanowi Turynowi, obrazy Nikifora zrobiły furorę wśród paryskich kapistów. Potem jednak wybuchła wojna i zaczęły dziać się ważniejsze sprawy. Pełne uznanie dla prac Nikifora nastąpiło w drugiej połowie lat 50-tych, kiedy to dzięki Eli i Andrzejowi Banachom obrazy polskiego prymitywisty trafiły na wystawy w Brukseli, Amsterdamie, Paryżu, Wiedniu, Rzymie, Sztokholmie, Stanach Zjednoczonych i Izraelu. Był na nie zapraszany, ale nie mógł wyjechać z kraju, ponieważ nie posiadał żadnego dowodu tożsamości. Wtedy to dopiero nadano mu sądownie nazwisko Krynicki, bo z Krynicą związane było całe jego życie.
Obrazki
Nikifor był całkowitym, autentycznym samoukiem obdarzonym niezwykłym wprost talentem malarskim. Znawcy podziwiali zwłaszcza jego umiejętność posługiwania się kolorem, szybkość i bezbłędność łączenia barw, subtelne zestawienia kolorystyczne. Jego odkrywca, Andrzej Banach pisał o nim: "Złączyła się w jego malowaniu naiwność kompozycji, bezwzględność rysunku z absolutnym słuchem barwy. Malarz, który nie skończył szkoły podstawowej, zdobył sam dojrzałość mistrza".
Nikifor malował głównie akwarele, a ponieważ nie stać go było na zakup papieru z prawdziwego zdarzenia, więc malował na papierze pakunkowym, kartkach wyrwanych z zeszytów, na odwrocie starych plakatów, na pudełkach po papierosach i przypadkowych kawałkach papieru. Tworzył swoiste cykle tematyczne, chociażby słynne "Pamiątki z Krynicy": budynki krynickie, pensjonaty i wille, urzędy i fabryki, cerkwie i kościoły. Architektura go urzekała do tego stopnia, że zaczął malować budynki fantastyczne, nie istniejące naprawdę, tajemnicze i zawsze ogromne. Uwielbiał też stacyjki kolejowe, które malował z drobiazgową dokładnością. Często jeździł koleją, oczywiście bez biletu, więc wyrzucany był na jakiejś stacji, co zawsze było okazją do sportretowania jej. Podczas swoich podróży dotarł prawdopodobnie aż do Lwowa.
Do najciekawszych jego prac zalicza się jednak autoportrety. Widać na nich mężczyznę w czarnym garniturze, poważnego i godnego szacunku; malarza, urzędnika lub biskupa, a nawet świętego w ikonostasie. Swoje rysunki zawsze podpisywał i choć te podpisy to ciąg nie łączących się ze sobą liter, zwykle jakieś jedno słowo daje się odczytać. Na odwrotnej stronie każdego obrazka przybijał dużą pieczęć z wizerunkiem malarza.
Nikifor traktował swoje malarstwo jako misję, wierzył, że po to został stworzony. Ono nadawało sens jego życiu. Koło swego stanowiska pracy ustawiał gablotkę, wewnątrz której umieścił list: "Obrazki moje na zawsze po mnie pozostaną. A są inne od innych, bo są moje własne. Proszę, przypatrzcie się im bliżej".
Krystyna Nikifor
Kiedy w 1960 roku Nikifor zachorował na gruźlicę, jego dotychczasowi gospodarze wyrzucili go, bojąc się zarazić. Przygarnął go wtedy Marian Włosiński i dwa lata później uzyskał w sądzie formalny status jego opiekuna. Miał z nim doskonały kontakt, potrafił z nim rozmawiać, opiekował się nim do śmierci. Włosiński ma kolekcję ponad 300 zdjęć Nikifora. W oparciu o jego wspomnienia powstał scenariusz do filmu o Nikiforze, który jest właśnie kręcony przez Krzysztofa Krauze. Główną rolę powierzono poznańskiej aktorce Krystynie Feldman, która po charakteryzacji jest nieprawdopodobnie podobna do Nikifora-Matejki. Krzysztof Krauze tak powiedział o swoim filmie: "Chcę zrobić film o przyjaźni i poświęceniu, film o życiu we własnym świecie. Chcąc zrozumieć Nikifora, trzeba zastanowić się nad istotą talentu. On był artystą, który osiągnął całkowitą wolność - od świata, sukcesu, opinii innych, własnych pragnień. Nikifor przypominał proroka Eliasza. Spotkanie z nim było dla innych ludzi próbą człowieczeństwa".
W Krynicy, w Muzeum Nikifora, zgromadzono 77 jego prac w większości z okresu międzywojennego, fotografie wykonane przez Mariana Włosińskiego i słynną skrzynię, w której Nikifor przechowywał cały swój dobytek. Dobrze jest "przypatrzeć się im bliżej".