Pochwała stołu
Michał Gryczyński
Fot.
Dlaczego zamierzam wysławiać właśnie stół, a nie np. krzesło, szafę albo biurko? Cóż, przez długie lata to właśnie stoły zajmowały centralne miejsca w naszych mieszkaniach. To właśnie one rozpierały się dumnie na swych czterech nogach, najczęściej pośrodku centralnego pokoju mieszkania.
Owszem, raz po raz, było słychać utyskiwania domowników, że ten mebel trzeba będzie...
Dlaczego zamierzam wysławiać właśnie stół, a nie np. krzesło, szafę albo biurko? Cóż, przez długie lata to właśnie stoły zajmowały centralne miejsca w naszych mieszkaniach. To właśnie one rozpierały się dumnie na swych czterech nogach, najczęściej pośrodku centralnego pokoju mieszkania.
Owszem, raz po raz, było słychać utyskiwania domowników, że ten mebel trzeba będzie wreszcie przestawić w zupełnie inne miejsce, bo przez niego wszyscy odczuwają ciasnotę i całe mieszkanie jest niefunkcjonalne. Ba, zdarzało się nawet, że ów zamiar realizowano i bezczelny czworonóg - z reguły z rozciąganym blatem - przestawiano desperacko w pierwszy lepszy domowy kąt. Wówczas rodzina, przyjaciele domu, sąsiedzi i znajomi demonstrowali swoisty zachwyt, że nareszcie odczuwa się przestrzeń i dopiero teraz, tak naprawdę, da się tutaj mieszkać. Ale, co z tego, skoro po niedługim czasie stół i tak powracał na swe dawne miejsce? Przenoszono go tam pod byle pretekstem, np. przy okazji większego spotkania rodzinnego. Choć, po niedługim czasie, wszyscy ponownie nie ukrywali swego niezadowolenia, to stół nic sobie z tego nie robił, ignorując gusta wszystkich domowników, jakby powrót na centralne miejsce mieszkania był przywróceniem należnego mu miejsca. Gdyby to nie był drewniany mebel, można by rzec, że jest megalomanem, który uważa, że jest najważniejszy w całym domu.
I jest w tym, doprawdy, coś na rzeczy, skoro to właśnie wokół stołu upływa życie większości rodzin. Pamiętam z lat dzieciństwa, że w moim domu rodzinnym - a było to zaledwie dwupokojowe mieszkanie - przez długie lata stały aż dwa, owalne stoły. Przy mniejszym, bliżej okna, spotykaliśmy się podczas codziennych posiłków, a zawłaszcza przy obiedzie, natomiast ten drugi bywał rozciągany przy okazji rozmaitych uroczystości rodzinnych, kiedy grono biesiadników powiększało się o gości.
Kto wędrował w najstarszej polskiej pielgrzymce, która wiedzie spod warszawskiego kościoła Św. Anny do stóp Jasnogórskiej Pani, wie, że na pątniczym szlaku znajduje się Studzianna. Znajduje się tam niezwykły wizerunek Świętej Rodziny: Maryja, Józef i kilkuletni Pan Jezus zasiadają wokół stołu, a Pan Jezus popija sobie winko. Jakże ja lubię, zacni utracjusze raju, ten obraz! Bo też nie ma chyba bardziej sielskiej i wzruszającej sytuacji rodzinnej, niż ta, kiedy wszyscy członkowie rodziny gromadzą się przy stole.
Jak tu nie głosić pochwały stołu w przededniu Wigilii Bożego Narodzenia? Za chwilę zasiądziemy przecież w rodzinnym gronie przy wigilijnym stole i będziemy życzyć sobie nawzajem wszystkiego co najlepsze. Stół bowiem znakomicie nadaje się nie tylko do wspólnego biesiadowania, ale i do składania powinszowań, które niekoniecznie muszą być zaraz wznoszeniem toastów. A na tym stole, zgodnie z polską tradycją gościnności, znajdzie się jedno nakrycie więcej. Ów pusty talerz przeznaczony jest, jak wiadomo, dla niespodziewanego gościa, utrudzonego wędrowca, czy też kogoś samotnego - krewnego lub sąsiada - kto musiałby wyłącznie w swoim towarzystwie spędzić ten niezwykły wieczór. To jeszcze jeden walor stołu: skupianie ludzi we wspólnocie. Zupełnie jak w słowach tej pięknej pieśni, śpiewanej przed laty przez Elżbietę Wojnowską: "Zaproście mnie do stołu, zróbcie mi miejsce, pomiędzy Wami...".
Zasiadam więc i ja, z moimi bliskimi, do Wieczerzy przy rodzinnym stole, łamiąc się z Wami, czcigodni utracjusze raju, opłatkiem.