Logo Przewdonik Katolicki

Ludus, czyli średniowieczna rozrywka w kościele

Natalia Budzyńska
Fot.

Wnętrze kościoła oświetlone jedynie świecami, mniszki z długimi welonami jak sprzed kilkuset lat, ksiądz śpiewający z nimi nieszpory po łacinie na modłę gregoriańską i to wszystko w XXI wieku? Okazuje się, że jest to możliwe, a to za sprawą Scholi Teatru Wiejskiego Węgajty. Bywalcy Festiwalu Muzyki Dawnej w Jarosławiu wiedzą, o co chodzi - wczesną jesienią podobnego klimatu...

Wnętrze kościoła oświetlone jedynie świecami, mniszki z długimi welonami jak sprzed kilkuset lat, ksiądz śpiewający z nimi nieszpory po łacinie na modłę gregoriańską i to wszystko w XXI wieku? Okazuje się, że jest to możliwe, a to za sprawą Scholi Teatru Wiejskiego Węgajty.


Bywalcy Festiwalu Muzyki Dawnej w Jarosławiu wiedzą, o co chodzi - wczesną jesienią podobnego klimatu można było zakosztować w samym centrum Poznania podczas II Dominikańskiego Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej "Na Dobry Początek". Pewnego wieczoru dane mi było wprost z ruchliwej ulicy wejść do kościoła, w którym panował klimat średniowieczny. Rolę wehikułu czasu odegrała Schola Teatru Wiejskiego Węgajty.

Od Grotowskiego do chorału


Dotychczas nie miałam szczęścia zobaczyć Węgajt na żywo, wiedziałam coś o nich teoretycznie, a o ich klasie i profesjonalizmie świadczyła współpraca, jaką zaproponował im Marcel Peres, specjalista od muzyki dawnej i szef znanej na całym świecie "Ensamble Organum". Teatr Wiejski Węgajty założył w 1987 roku Johann Wolfgang Niklaus - razem z żoną Małgorzatą oraz Erdmute i Wacławem Sobaszkami. Jego droga do tego miejsca prowadziła przez Teatr Laboratorium Grotowskiego, gdzie był stażystą, i Ośrodek Praktyk Teatralnych "Gardzienice" Włodzimierza Staniewskiego. Niedługo potem Niklaus zaczął interesować się szczególnie śpiewem liturgicznym, historycznym i ludowym - w ten sposób musiała powstać Schola Teatru Wegajty, a było to w 1994 roku. Jej zespół tworzą profesjonalni śpiewacy, aktorzy i muzycy. Od siedmiu lat pracują nad rekonstrukcją średniowiecznych dramatów liturgicznych. Okazało się, że aby dojść do tego etapu, musieli przejść przez fascynację wschodnią liturgią, badać starowierców, śpiewać w chórze cerkiewnym, poznawać świat sztuki tradycyjnej - wiejskiej, z całym bogactwem żywej tradycji sprzed wieków. I właśnie to zetknięcie z żywym przekazem natchnęło Węgajty do sięgnięcia do muzyki dawnej - wolą nazywać ją zresztą "światem kultury tradycyjnej". Ucząc się chorału gregoriańskiego, odkryli dramat liturgiczny.

Modlitwa i zabawa


Nieznane są początki dramatu liturgicznego, wiadomo, że w średniowieczu nazywano go ordo, ludus, versus, historia lub miraculum. Pielgrzymi wracający z Jerozolimy przywozili opisy odtwarzanej tam np. Pasji. Znane jest takie właśnie sprawozdanie niejakiej Egerii z IV wieku. Dawne księgi liturgiczne przekazują nam sceny dramatyczne związane z obchodami najważniejszych świąt roku liturgicznego. Przede wszystkim cykl pasyjno-rezurekcyjny obejmujący procesję na Niedzielę Palmową, wielkoczwartkową Ostatnią Wieczerzę, wielkopiątkowe Złożenie Krzyża oraz przedstawienie w trakcie jutrzni rezurekcyjnej: Podniesienie Krzyża połączone ze Zstąpieniem do Piekieł i Nawiedzeniem Grobu. Popularny był też cykl Bożonarodzeniowy - Officium Pastorum i należące do tego okresu Oficjum Trzech Króli i Oficjum Młodzianków. Zdarzały się często dramaty opowiadające historie starotestamentowe, a wśród nich właśnie Ludus Danielis wystawiany przez scholę w Poznaniu. Trudno zresztą powiedzieć, że takie dramaty są "wystawiane" , one bowiem istnieją w ramach liturgii, a istotą liturgii, jej powodem jest modlitwa. Ludzie wieków średnich nie mogli iść do kina, ale za rozrywką tęsknili nie mniej niż my. Wobec tego wymyślili sobie ludus, bo zabawa nie była dla nich czymś odrębnym od innych aspektów życia. Była tak samo ważna jak jedzenie, praca i modlitwa, dlatego nie widziano nic złego w połączeniu rozrywki z liturgią. Najczęściej dramaty wystawiali dla samych siebie mniszki i mnisi. Znany jest dramat ułożony przez św. Hildegardę z Bingen "Ordo Virtutum", który wystawiała ze swoimi mniszkami w klasztorze (podobno szyły sobie nawet specjalne stroje).

W samym środku liturgii


Schola dużo nad tym rozmyśla, realizując od 1996 roku projekt: "Międzynarodowe Spotkania Dramat i Liturgia". Założeniem Spotkań jest m.in. opracowywanie i wystawianie średniowiecznych dramatów liturgicznych oraz włączanie ich w całoroczny cykl liturgii. I chyba owocem tych przemyśleń jest przyjęcie przez Scholę żelaznej zasady podporządkowania elementów artystycznych i formalnych strukturze liturgii. Po prostu: dramat jest częścią liturgii, nie jej przedłużeniem, tylko środkiem - takie konkretnie określone ma miejsce - przed Magnificat w Nieszporach w przypadku Ludus Danielis wg manuskryptu z katedry w Beauvais z XII wieku.
Gregoriańskie antyfony, responsoria, sekwencje, hymny, proste recytatywy czy pieśni o ludowej proweniencji tworzą średniowieczną atmosferę. Jak najprostsze gesty aktorów odtwarzane dokładnie według opisów w manuskryptach, procesje przez kościół połączone z conductus - pieśniami przejścia, ograniczenie instrumentów do dzwonków i talerzy, krok, rekwizyty i stroje, no i klimatyczne oświetlenie wnętrza kościoła jedynie świecami buduje całość, jaką Schola oczarowuje i potrafi zaczarować. Dlatego nazywam ich wehikułem czasu. Szkoda tylko, że my, uczestnicy liturgii w dwudziestowiecznych kurtkach ortalionowych, nie potrafimy wyjść z ławek i podążać za aktorami, jak nasi dwunastowieczni przodkowie. Zachęcał do tego o. Tomasz Kwiecień prowadzący nieszpory, a jednak przyzwyczajenie kulturowe było silniejsze. Może następnym razem...

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki