W warszawskiej Zachęcie trwa największa monograficzna wystawa prac Jerzego Nowosielskiego - bez wątpienia najlepszego współczesnego polskiego malarza. I najbardziej uduchowionego.
Książkę Nowosielskiego pt. "Mój Chrystus" kupiłam 11 lat temu w małej księgarni w Kazimierzu Dolnym. Nigdy przedtem nie spotkałam malarza, który byłby teologiem. Wkrótce potem widziałam jego wystawę w Zachęcie i nigdy nie zapomnę tego pierwszego zetknięcia z jego sztuką "na żywo". Ciemne obrazy pełne kobiet, aktów i nieaktów, z których prostoty i harmonii bił spokój i ukojenie, a nawet światło. Dobrze było chodzić po pustych salach i się uspokajać. Poglądy teologiczne Nowosielskiego we mnie - neofitce katolickiej - wywoływały bunt i zdziwienie. Niedawno w warszawskiej galerii "Królikarnia" można było obejrzeć jego obrazy sakralne. Ostatnia wystawa, przypadająca na 80-lecie jego urodzin prezentowała 400 dzieł świeckich układających się w wielkie retrospektywne spojrzenie na jego sztukę.
Sakralny świat
Aby pomieścić wszystkie obrazy i wyeksponować je w ciekawy sposób, trzeba było zbudować 1600 metrów kwadratowych ścian. Wczesne prace powojenne, które nigdy przedtem nie były pokazywane, mogą zdziwić: skąd u Nowosielskiego tyle okrucieństwa, a nawet sadyzmu? Jest faktem, że ten mroczny czas w jego twórczości mija, gdy w latach 50-tych Nowosielski odkrywa ikonę.
Krytycy zauważają, że malarstwu Nowosielskiego przez cały czas towarzyszy głębokie przeżycie i zrozumienie ikony. Ikony jako sakramentu - tak to rozumie prawosławie. Malarz nie tworzy ikony dla siebie, ale dla innych, by przy niej się modlili, a nie podziwiali estetycznie. Na wystawie w Zachęcie nie można było zobaczyć takich ikon. Jednak z drugiej strony obraz świecki też jest święty, choć nieco inaczej. Nowosielski manichejsko mawiał, że: "Jako artysta jestem posłany do piekła i mam wydrzeć tyle ile się da z tego piekła, ażeby było zbawione". W tym sensie cały namalowany świat, jego istota może być dowodem na istnienie Boga i Jego doskonałość. Dzięki sztuce to piękno może zostać uratowane. Nowosielski czerpie też z materii ikony, chociażby w technice "blików", rozświetleń ciała. No i układ form nazwany przez autora "monografią": zestaw dużego centralnego pola z serią kilku pól mniejszych dopowiadających o życiu bohatera dookoła niego. Coś jak ilustrowane żywoty świętych wokół ich wizerunków. Piękne są nierealne akty Nowosielskiego, piękne są jego krajobrazy miejskie, pagórki z przejeżdżającą kolejką, małe cerkiewki wśród zieleni i ascetyczne martwe natury.
W stronę piękna
Nowosielski nie lubi podpisywać swoich obrazów - może dlatego, że nie uważa ich całkiem za swoje. Wierzy, że sztuka przychodzi "z góry". Uznaje w sztuce istotną rolę piękna - w greckiej mitologii piękno podnosi duszę człowieka na wyższe piętra świadomości.
Artysta wtedy jest artystą, gdy z własnych głębin i ciemności potrafi wydobyć harmonię. Nowosielskiemu się to udaje. Nie dręczy nas - daje nam uspokojenie.