Logo Przewdonik Katolicki

Nad rzeką Kongo

Natalia Budzyńska
fot. Guerchom Ndebo/The New York Times Agency/East News

Szacuje się, że w latach 1880–1920 zginęło kilka milionów ludzi (niektóre dane mówią o 15 milionach), a Leopold robił wszystko, żeby masowe mordy nie wyszły na jaw. Swoją drogą szkoda, że te realia zupełnie pomija się w szkołach przy omawianiu Jądra ciemności.

Kongo. Daleko, bardzo daleko. Więc najpierw Leopold II, król Belgii, zamarzył o zamorskich koloniach. A że małej Belgii, bez floty, nie było stać na podboje, Leopold zajął dorzecze rzeki Kongo w sposób przebiegły i zawoalowany. Pod płaszczykiem szlachetnej walki z niewolnictwem, w latach 80. XIX w. został właścicielem ziemi, sponsorując wyprawy pseudonaukowe niejakiego Stanleya. Stanley niby był odkrywcą, ale jego „praca” polegała na okrucieństwie na szeroką skalę. Podpalał, gwałcił, więził i mordował. Uczestnicy jego wypraw urządzali polowania na ludzi. Taka rozrywka wcale nie oburzała Leopolda II, bo Stanley zmuszał wodzów do podpisywania umów na wyłączność handlową.
Wkrótce powstało Wolne Państwo Kongo i nie była to kolonia, a własność króla Belgii. Kongo było ważne ze względu na kość słoniową. Joseph Conrad w 1890 r. płynął po rzece Kongo na parowcu należącym do belgijskiej kompanii handlowej. Doświadczenia tamtego okresu spisane w Dzienniku kongijskim zainspirowały go do napisania najsłynniejszego dzieła, Jądra ciemności. Jest w niej obecny horror, którego nie sposób zapomnieć. Postać Kurtza, handlarza kością słoniową, w którym obudziły się demony, odczytał na nowo Coppola w Czasie apokalipsy.
Okrucieństwa wobec miejscowych były trudne do wyobrażenia. Na ekranie laptopa wyświetla mi się fotografia z 1904 r. Mężczyzna, tubylec, patrzy na leżącą przed nim odciętą dłoń i stopę dziecka. Podpis pod zdjęciem informuje, że jest to ojciec dziewczynki, która poniosła karę za zbyt mały zbiór kauczuku. Szacuje się, że w latach 1880–1920 zginęło kilka milionów ludzi (niektóre dane mówią o 15 milionach), a Leopold robił wszystko, żeby masowe mordy nie wyszły na jaw. Swoją drogą szkoda, że te realia zupełnie pomija się w szkołach przy omawianiu Jądra ciemności.
Od tamtego czasu w Kongu ciągle nie może zapanować pokój. Raz jest o tym ciszej, raz głośniej, a dzisiaj dzieje się koszmar. Przypomniałam sobie ludobójstwo sprzed ponad stu lat, kiedy przeczytałam informację o tym, że w Gomie kilka tysięcy uciekinierów z więzienia zgwałciło ponad sto kobiet przebywających w kobiecej części zakładu karnego. Potem podpalili baraki. Kobiety spłonęły żywcem. Dramat kobiet trwa w Gomie od miesiąca, kiedy rebelianci przejęli władzę na milionowym miastem. Na ulicach leżą ciała. Wtedy chodziło o kość słoniową i kauczuk, teraz chodzi o koltan. Świat potrzebuje koltanu, a w Kongu znajduje się 70 proc. złóż światowych tego minerału. Do czego? Masz go w swoim telefonie komórkowym.
A z czego jeszcze słynie Kongo? Z muzyki. Kongijska rumba została wpisana na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO cztery lata temu. Opowiada o tym świetny dokument zatytułowany Królowie rumby: przez muzykę Kongijczycy walczyli z kolonizatorami. Lubię pamiętać o tym, że sztuka zwycięża rozpacz i strach.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki