A gdybym zapytała Państwa o czołówkę najbardziej popularnych utworów z obszaru muzyki klasycznej, co byście wymienili? Nie chodzi jedynie o podanie nazwisk kompozytorów, ale i ich dzieła. Jestem pewna, że bylibyście w stanie nie tylko zanucić całkiem pokaźną liczbę melodii (i to w sposób, który pozwoliłby na ich zidentyfikowanie), ale dałabym sobie głowę uciąć, że potrafilibyście także bez większego problemu odtworzyć pewien konkretny melodyczno-rytmiczny temat rozpisany na całych 18 taktów. I nie, wcale nie opuszczam się tu aktu zbyt dużej wiary w Państwa umiejętności; ja po prostu wiem, że są utwory, z którymi nawet i jedno spotkanie zapada w pamięć tak bardzo, że choćbyśmy wrócili do nich po latach, czujemy się, jakbyśmy rozstali się zaledwie przed paroma dniami.
Od klęski do zachwytów
I kompozycja pana o imieniu Maurice – ta sama, której pierwsze koncertowe wykonanie okazało się niemal całkowitą klęską, albowiem było zbyt proste i zbyt monotonne jak na potrzeby ówczesnej publiczności – zdecydowanie do tego grona należy. Przyznam Państwu, że tropienie śladów, którymi podążali niegdysiejsi krytycy i inne osoby opiniotwórcze za każdym razem wciąga mnie bez reszty. Jeśli będzie kiedyś ku temu okazja, z chęcią opowiem Państwu o premierze „skandalicznego” Święta Wiosny Igora Strawińskiego w 1910 roku w Paryżu albo o operze Porgy & Bess George’a Gershwina z 1935 roku, której przyjęcie było szeroko komentowane w prasie zarówno ze względu na jej muzyczne właściwości, jak i na aspekt społeczno-kulturowy. Dziś jednak skupiamy się na Ravelu, bo – jak pewnie już się domyśliliście – to jego Bolero było przyczyną wspomnianego wyżej oburzenia.
Ciekawie się na to patrzy z dzisiejszej perspektywy, w której bez wątpienia uchodzi ono za jedno z najbardziej rozpoznawalnych dzieł muzyki klasycznej, prawda? Głosy o tym, jakoby było niewystarczająco rozbudowane, niedokomponowane czy zwyczajnie niezbyt interesujące również niemal ucichły. Nic dziwnego – minęło wszak prawie 100 lat, nasze postrzeganie wartości płynącej z muzyki zdążyło się już kilkukrotnie zmienić, rozrosła się również nasza wrażliwość, a razem z nią także i otwartość. Dla mnie Bolero jest fantastycznym eksperymentem, który obserwować można co najmniej z trzech różnych perspektyw: rytmicznej, melodycznej i instrumentalnej. Sam Ravel zresztą określał ten utwór mianem „studium instrumentacji”, a inni za nim szli w „poglądową lekcją instrumentoznawstwa”. Siądźcie do niego sami, drodzy Państwo, i przekonajcie się na własne uszy, jak zbudowana jest ta będąca stylizacją ludowego tańca hiszpańskiego historia, jak powoli i sukcesywnie narasta, jak pod wpływem dołączania kolejnych instrumentów zmienia i wzbogaca się jej temat.
Jakie emocje to w Was wzbudza? Jakie skojarzenia przychodzą Wam na myśl? Zgadzacie się z tym, o co oskarżono Bolero na samym jego początku?
Jego sceniczne interpretacje również wzbudzają zainteresowanie – polecam uwadze pochodzącą z 1961 roku wersję słynnego brukselskiego Baletu XX Wieku, która pod wodzą Maurice’a Béjarta uzyskała chyba największe spośród wszystkich międzynarodowe uznanie; na polskim gruncie Bolero zrealizował Krzysztof Pastor z Polskim Baletem Narodowym w 2016 roku.
Jak widzicie, temat to spory i niezwykle interesujący, a nawet nie jest głównym motywem dzisiejszego spotkania! To znaczy – nie jest nim Bolero, ale jest nim Ravel, a razem z nim pewien wyjątkowy artysta, który z Mauricem postanowił się spotkać.
Fortepianowy komplet
„W muzyce Ravela zawsze fascynowały mnie pomysły, barwy i emocje, jestem więc szczęśliwy, że mogłem nagrać wszystkie jego utwory stworzone na fortepian” – powiedział Seong-Jin Cho, koreański pianista i laureat I nagrody na XVII Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina w 2015 roku. Bardzo dobrze pamiętam finałowe starcie. Drugie miejsce na podium zajął Charles Richard-Hamelin, który jako jedyny wykonał Koncert fortepianowy f-moll, op. 21 (w przesądach mówi się, że ktokolwiek zdecyduje się na ten koncert – musi liczyć się z przegraną; wierzę jednak, że klątwa ta zostanie kiedyś przerwana, bo nie ma piękniejszego koncertu niż ten w f właśnie), trzecie nienaganna Kate Liu, która dla wielu była czarnym koniem całego wyścigu. W finałowej dziesiątce znalazł się również kontrowersyjny Georgijs Osokins, ciekawa Aimi Kobayashi (która wróciła na konkurs w 2020 r. – mogliście ją Państwo wyłapać w fantastycznym, poświęconym mu dokumencie Pianoforte Jakuba Piątka – gorąco polecam!) i naprawdę solidny reprezentant polski – Szymon Nehring. Choć konkurencja była mocna, a zestawienie punktowe pokazuje, że o wynikach decydowały czasem ułamki punktów, opinie na temat występu Cho były jednoznaczne. Zachwycił. Wygrał.
10 lat później, w 150. rocznicę urodzin Ravela, wspólnie z Bostońską Orkiestrą Symfoniczną pod batutą Andrisa Nelsona postanowił nagrać wszystkie jego fortepianowe kompozycje, włączając w to dwa koncerty fortepianowe (w tym jeden na lewą rękę, powstały na zamówienie austriackiego pianisty, Paula Wittgensteina, który w trakcie I wojny światowej stracił prawą rękę). Wydawnictwo to rozdzielone zostało na dwie części: pierwsza z nich Ravel: The Complete Solo Piano Works ukazała się 17 stycznia, 21 lutego zaś świat usłyszy drugi z albumów, zawierający obydwa koncerty fortepianowe. Już teraz możecie się Państwo zapoznać z poszczególnymi utworami, które znajdziecie m.in. w serwisie Spotify. Zobaczcie, z jakim wdziękiem, uważnością i jednocześnie pełnym zrozumieniem interpretacyjno-technicznych niuansów Seong Jin-Cho podchodzi do tematu.
Mieć przed sobą komplet dzieł danego twórcy – nawet jeśli są to tylko utwory fortepianowe – móc zapoznać i zapoznawać się z nimi w szerszym kontekście, móc wyłapywać powiązania i dochodzić do własnych wniosków (których – jak zwykle – nikt nie sprawdza i weryfikuje; ich celem, przynajmniej w wymiarze, do którego zawsze Państwa zapraszam, jest ćwiczenie z uważności i pozbycie się oporów podsycanych głosami wytykającymi brak jakichkolwiek kompetencji; nie trzeba być ekspertem, by czuć i słyszeć!) – czy nie brzmi to inspirująco? Brzmi. Wszystko jest na wyciągnięcie ucha. Fantastyczne wykonanie, przeciekawy materiał i całkowita wolność w formułowaniu myśli. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby cały nasz 2025 rok tak wyglądał. Tego nam życzę!