Można się było spodziewać, że jeśli w naszym codziennym życiu elektronika, internet i sztuczna inteligencja odgrywają coraz większą rolę, to samo dotyczyć musi polityki. Bo przecież każdy z nas – nawet jeśli dajmy na to pracuje w piekarni – i tak wszędzie jest otoczony przez sztuczną inteligencję. Gdy dzwoni na infolinię, najczęściej najpierw rozmawia z botem – udającym człowieka i wspomaganym sztuczną inteligencją automatem, sztuczna inteligencja pilnuje jego pieniędzy i jeśli z jego konta ktoś będzie chciał nagle coś kupić na drugim końcu świata, zablokuje transakcje. A co dopiero powiedzieć o tych, których praca polega na nieustannym wpatrywaniu się w ekran komputera lub tableta. Młode pokolenie zaczyna i kończy dzień od patrzenia w ekrany swoich smartfonów, ale i sporo starszych osób już nie ogląda telewizji, włączając jakiś program, ale ma podłączony zestaw inteligentnej telewizji do sieci, i częściej ogląda filmy z internetu niż nadawane przez jakieś telewizje na żywo.
Było więc oczywiste, że zmiana nastąpi również w kampaniach wyborczych. Ale w tych wyborach poszło to w zupełnie niespodziewanym przeze mnie kierunku. Pierwszym zaskoczeniem był start w tych wyborach Krzysztofa Stanowskiego, który jest założycielem modnego medium, Kanału Zero, które jest obecne wyłącznie na YouTubie. Nie nadaje żadnego sygnału „radiowego” ani „cyfrowego”. Nagrywa albo na żywo produkuje audycje, które każdy może obejrzeć na telefonie, komputerze czy ekranie inteligentnej telewizji, bez względu na to, czy akurat siedzi w w fotelu w salonie, czy jedzie pociągiem albo autobusem. W którymś momencie Stanowski zaczął do siebie zapraszać różnych kandydatów i przeprowadzać z nimi bardzo długie rozmowy. Jeden odpowiadał na trudniejsze pytania, inny miał łatwiejsze, ale też został zaskoczony jakimiś niespodziankami, inny wreszcie na wizji robił jajecznicę. Rozrywka mieszała się tu z polityką, pokazując, że w dzisiejszych czasach i jedno, i drugie to po prostu „kontent”, treść, którą można konsumować na różnych platformach społecznościowych.
Krzysztofowi Stanowskiemu pozazdrościł Sławomir Mentzen, który w drugiej turze zaprosił do siebie obu kandydatów, by przepytać ich o szczegóły programowe, by jego wyborcy mogli wybrać, kogo poprzeć. Owszem, Stanowski był i dziennikarzem, i politykiem, ale Sławomir Mentzen jest po prostu politykiem. Ale i on ma popularny kanał w serwisach społecznościowych, za pomocą którego kontaktuje się ze swoimi wyborcami, całkiem bez konieczności pośrednictwa mediów (choć medium z łaciny to właśnie pośrednik, coś pomiędzy nadawcą a odbiorcą).
I wreszcie: najważniejszym chyba wydarzeniem kampanii była debata organizowana przez… ,,Super Express". Najciekawszy pojedynek między 13 kandydatami zorganizował więc nie kanał telewizyjny, ale gazeta popularna, tabloid, na swoim YouTubie.
Co w tym czasie robiły telewizje? Nadawały sygnał, który przygotowywał a to Mentzen, a to ,,Super Express". Telewizje zostały zupełnie w tyle, pokazując kolosalną zmianę, jaka zaszła w naszej polityce. Bo zmiana kanałów i sposobów przekazywania informacji to nie tylko techniczna sprawa. To czynnik, który całkowicie zmienia też sposób uprawiania polityki.