Kilka dni temu Bill Gates zamieścił na swoim blogu bardzo ciekawy wpis. Miliarder, jeden z najbardziej wpływowych ludzi na świecie, a przede wszystkim założyciel firmy Microsoft, stwierdził, że jesteśmy świadkami początku ery sztucznej inteligencji (AI – z angielskiego artificial intelligence), która oznacza największy skok technologiczny od dziesięcioleci. Udostępnione ostatnio wszystkim usługi oparte na AI (przede wszystkim ChatGPT czy Bing AI) Gates uznał za rewolucję porównywalną do wynalezienia chipów czy też stworzenia smartfona.
Gates po raz kolejny okazuje się technologicznym optymistą. Sam dawno przestał zajmować się programowaniem. Stworzył fundację, której przekazał większość majątku zarobionego na wymyśleniu i sprzedaży Windowsów i innych produktów Microsoft. Opierając się na swym doświadczeniu, twierdzi, że dzięki sztucznej inteligencji możemy zrewolucjonizować edukację oraz ochronę zdrowia, bo tam widzi największe nierówności pomiędzy biednymi i bogatymi. Jego zdaniem AI zwiększy dostępność porad i badań lekarskich, pozwoli lepiej wykorzystać wiedzę naukową, a może nawet wynaleźć nowe leki. Z kolei w edukacji Gates za kluczową uważa matematykę, bo to właśnie dzięki niej dzieci z niezamożnych domów, mniejszości narodowych i dzieci migrantów mają największą szansę na to, by awansować społecznie. Przekonuje, że w edukacji AI nie może zastąpić relacji między nauczycielem a uczniem, ale może proces edukacji bardzo mocno wspomóc. Ważne, by narzędzia komputerowe nie szły wyłącznie do szkół dla dzieci bogatych rodziców, co mogłoby tylko zwiększyć, a nie zmniejszyć nierówności. Wspomniałem, że Gates jest optymistą, jeśli idzie o kwestie technologiczne. Z drugiej strony zauważa, że mogą się znaleźć źli ludzie, którzy będą chcieli wykorzystywać AI do złych celów, ale tu powinno wkroczyć państwo i ich powstrzymać. I przyznam, że mam tu zupełnie inne podejście.
Gates tworzył narzędzia, które były niezwykle pomocne – jak systemy operacyjne, edytory tekstów, arkusze kalkulacyjne, programy do tworzenia prezentacji czy chmury do przechowywania danych. Ale już choćby platformy społecznościowe zmieniły oblicze naszej polityki. Niektórzy twierdzą, że mogą podważyć nawet podstawowe zasady demokracji. To nie Gates obiecywał lepszy świat i dał gorszy, ale kilku jego kolegów z kalifornijskiej Doliny Krzemowej już tak. Dlatego jestem znacznie ostrożniejszy, jeśli chodzi o bilans plusów i minusów.
Wyobraźmy sobie wykorzystanie AI do tworzenia niezwykle przekonywających i trudnych do rozgryzienia materiałów propagandowych, które będą powielane na skalę przemysłową. Wyobraźmy sobie zalanie całej zachodniej debaty publicznej całkowicie fałszywymi danymi, odwołującymi się do badań, których nigdy nie wykonano. Im lepsze narzędzia, tym większe pole ideologicznego rażenia. A to tylko jeden przykład z wielu. Dlatego tak trudno byłoby mi się zapisać do obozu tech-optymistów, do których należy Gates.