Sztuczna inteligencja mnie przeraża. Nie chcę na jej temat nic wiedzieć, bronię się, jakoś podświadomie omijając wszelkie informacje z nią związane. Mimo że jestem humanistką, to także córką inżyniera i zwykle na nowinki technologiczne byłam otwarta. Ale myśląc o sztucznej inteligencji (AI – z ang. artificial intelligence), kojarzyłam momentalnie, tylko i wyłącznie, film Stevena Spielberga z 2001 r. Tymczasem w nieunikniony sposób namnożyło się wokół mnie AI właściwie tak jakby naturalnie – choć wiadomo, że sztucznie.
Siri w moim iPhonie, która uczy się ode mnie, słucha moich komend, a potem mi podpowiada, ułatwiając mi życie i korzystanie ze wszystkich możliwości telefonu, to właśnie AI. Pani lub pan odbierający telefon w centrum obsługi klienta to też AI, a nie rzeczywisty człowiek. Nie znoszę z nimi rozmawiać. Właściwie to czuję się strasznie głupio, starając się formułować polecenia, żeby były zrozumiałe dla jakiegoś „Roberta” czy jakiejś „Ewy”. A i tak mi nie wychodzi. A właściwie to im nie wychodzi: nie wiedzą, co odpowiedzieć, i każą mi ciągle powtarzać pytanie. Można dostać szału. Mam na nich sposób: po każdym pytaniu mówię to samo: chcę rozmawiać z konsultantem. W końcu, po jakimś czasie, nawet AI się poddaje i wreszcie odzywa się żywy człowiek. No i na tego rodzaju obecności AI w życiu codziennym mój kontakt z nią się zatrzymał. A przecież to był początek, AI się rozzuchwaliła. Widzę to dobrze, bo nagle moi znajomi zaczęli o niej mówić coraz częściej, niemal codziennie, a gazety pisać. Najpierw trochę żartując na zasadzie: a spróbujmy, co powie o tym czy tamtym i chcąc złapać ją na błędzie. Potem coraz bardziej poważnie, z pewną trwogą.
Wpisuję w wyszukiwarkę „AI” i pojawiają się najnowsze artykuły z takimi oto tytułami: „Przez AI wiele zawodów zniknie. Co musisz umieć, żeby nie wygryzła cię sztuczna inteligencja”, „Sztuczna inteligencja rozpęta apokalipsę na rynku pracy”, „Prawo a rozwój sztucznej inteligencji. Czy AI może wnieść przeciwko człowiekowi pozew?”, „ AI wynegocjowała w całości pierwszą umowę. Bez udziału człowieka”, a nawet: „AI w służbie ONZ. Czy możliwe jest nowe podejście do konfliktu izraelsko-palestyńskiego?”. AI w służbie sztuki to już epidemia, a regulacje prawne w ogóle nie nadążają za sytuacją. W „Art Newspaper” czytam, że ustawodawstwo w USA proponuje, żeby stosowanie AI do generowania czyjejś podobizny bez jej zgody było karalne. Jednak obecnie sytuacja w Stanach Zjednoczonych wygląda tak, że sędziowie oddalają większość pozwów artystów przeciwko sztucznej inteligencji dotyczących praw autorskich.
Oczywiście wiemy, że oskarżony nie będzie program, a człowiek, który za nim stoi. Czy rzeczywiście? Czy to jego wina, że przyjdzie mi do głowy wykorzystać AI do napisania książki, stworzenia filmu lub dzieła sztuki?