Monika Białkowska: „Pełnia objawienia dokonała się w Jezusie Chrystusie”. „Jezus pełnią objawienia”. „Chrystus Jezus – Pośrednik i Pełnia całego Objawienia”. Świadomie chcę się zatrzymać przy tych słowach, bo za często się przy nich nie zatrzymujemy. To prawda, z którą jesteśmy mocno osłuchani, a niekoniecznie dotyka naszego życia. Przynajmniej tak nam się wydaje. Przechodzimy nad nią do porządku dziennego, jakby tak po prostu musiało być.
Tomasz Biłka OP: Najpierw trzeba powiedzieć kilka słów o samym objawieniu. Objawienie jest jednym z porządków poznania Boga, obok stworzenia. Jeśli chcielibyśmy o nim opowiedzieć, najprościej byłoby odwołać się do zakochania. Jeśli ktoś kocha, to chce być rozpoznany, chce wejść w bliższą relację, chce wyznać swoją miłość, chce być poznany i pokochany. Nie można kochać i jednocześnie nie dążyć do tego, żeby się odsłonić. Myślę, że Bóg ponad wszystko chce być przez nas rozpoznany. Z tego powodu wychodzi do człowieka, ofiaruje mu się – i objawia. Chce być z tą miłością rozpoznany i przyjęty.
MB: Naturą miłości nie jest ukrywanie się. Ludzie doświadczają czasem, jak ciążące i wręcz upokarzające jest, kiedy swoją miłość muszą z jakiegoś powodu ukrywać. To wydaje się niezgodne z samą naturą miłości, która nie chce być ukrywana, która musi się okazywać drugiemu człowiekowi i całemu światu.
TB: Myślę, że z miłością Boga jest podobnie. Bóg, który jest zakochany, nie może pozostać Bogiem ukrytym. Ostatecznym celem Jego zbawczego działania jest dojście do komunii, czyli do wzajemnego rozpoznania i pokochania człowieka i Boga. To radykalne wyjście Boga w stronę człowieka wydarzyło się we Wcieleniu i w Passze. Jezus obnażony z szat nie jest już Bogiem ukrytym, jest Bogiem absolutnie dostępnym i wydającym siebie z miłości.
MB: Objawienie miłości to jedno. Ale mamy tu ważne słowo – „pełnia”. To jest ciekawe, że Bóg nie objawił się człowiekowi od razu. Że objawiał się stopniowo, aż do tej „pełni”. Przecież wiedział, że przyjście Jezusa na świat będzie konieczne. A jednak czekał na właściwy czas. Nie zrobił tego zaraz po upadku człowieka.
TB: Katechizm cytuje tu doskonałe stwierdzenie św. Ireneusza: „Słowo Boże zamieszkało w człowieku i stało się Synem Człowieczym, by przyzwyczaić człowieka do objęcia Boga, a Boga do zamieszkiwania w człowieku, zgodnie z upodobaniem Ojca”. Nie wiem, jakie słowo użyte jest tu w oryginalnym tekście, ale to „przyzwyczajenie” czytam jako potrzebę tego, że coś się we mnie musi rozszerzyć, coś się we mnie musi przemienić, żebym był gotowy na Boga. I kiedy jestem gotowy, ta pełnia może się wydarzyć i mogę mieć do niej dostęp – i to się dzieje dopiero w krzyżu Chrystusa. Wtedy można powiedzieć: „dopełniło się”. Wtedy jest pełnia. Wtedy miłość dochodzi do szczytu.
Myślę tu też o innym wymiarze. Rozmawialiśmy o Noem i o tym, że „Bóg żałował, że stworzył człowieka”. Jeśli w ogóle w Bogu mogłoby być jakieś wahanie i żal, to w wydarzeniu krzyża one znikają, wypełnia się sama już tylko miłość. Krzyż jest w gruncie rzeczy objęciem ludzkości przez Boga, zagarnięciem ludzkości – i w krzyżu człowiek wpada w objęcia Zmartwychwstałego. Bardziej i bliżej kochać się już nie da.
MB: Znów myślę o ludzkich relacjach i o tym przyzwyczajaniu. Gdyby podszedł do mnie na ulicy obcy człowiek, powiedział, że wie o mnie wszystko, i jeszcze chciał mnie przytulić, uciekłabym z krzykiem. Za dużo, za szybko, nie znam człowieka.
Mamy to do siebie jako ludzie, że relacja musi się budować w czasie. Nikt nie stwierdza z dnia na dzień: „Cześć, mam na imię Damian, od dziś będę twoim najlepszym przyjacielem, możesz mi we wszystkim zaufać, a teraz ja ci opowiem całe swoje życie”. Nawet takie zagraniczne eksperymenty czasem w telewizji podglądam, kiedy ludzie próbują zaufać i pokochać się szybciej – i to nie działa. Człowiek tak jest skonstruowany, że relacja rodzi się w czasie. I myślę, że to Boże objawianie się w czasie, to Jego wyznawanie miłości, dlatego właśnie musiało trwać. Ze względu na nas, a nie ze względu na Niego.
TB: Mam tu analogię z naszymi widzami. Ty tego pewnie doświadczasz dzięki programom w internecie. Ja to znam z głoszenia. Ludzie słuchają nas i dzięki temu mają przekonanie, że nas znają. Stajemy się dla nich ważni, budują swoją mentalną więź z nami. A potem spotykają nas na żywo i oczekują, że natychmiast wskoczymy na ten poziom relacji, który sobie w swojej mentalności zbudowali. Bo słyszą nasze słowo, bo nas oglądają. Tylko my nie mamy do tego dostępu.
MB: Dla nas to są nadal obcy ludzie. Nic o nich nie wiemy. Oni nam się w żaden sposób nie objawili. To jest wręcz krępujące, kiedy ktoś traktuje mnie jak dobrą znajomą, a ja najzwyczajniej w świecie nie wiem, kto to jest. I myślę, że jest im wtedy przykro, że to nie jest miłe doświadczenie, że mogą się poczuć odrzuceni. Ale ja naprawdę nie mam do nich dostępu.
TB: Dlatego myślę też o pewnym cierpieniu Boga: Boga, który zanim wydarzyła się Pascha, nie mógł ukochać swojego stworzenia – bo to stworzenie było na Niego zamknięte, zamknięte na relację. Bo Go nie widziało, nie słyszało, nie rozumiało. Nie miało do Niego dostępu.
Bóg stosował swoją pedagogię. Objawiał się po trudach, raz za razem. Objawiał się etapami. Zawierał kolejne przymierza. Najpierw było to przymierze z Noem, a więc z całą ludzkością. Potem z Abrahamem i pokoleniami, które z niego wyjdą. Potem już z jednym tylko ludem przez Mojżesza na Synaju. Zastanawiająca jest ta Boża pedagogia, to prowadzenie od ogółu do szczegółu. Od planu powszechnego zbawienia po zbawienie w Jezusie Chrystusie. Jakby ta powszechna, wielka miłość mogła się wyrazić tylko przez miłość partykularną, konkretną, wręcz wcieloną. Myślę o tym szczególnie, gdy patrzę w oblicze Jezusa, jakie zostawił nam prof. Nowosielski, a które znajduje się w naszym krakowskim klasztorze. W wizerunku Pantokratora jest właściwie ta pełnia objawienia; momentalność widzenia, do której jednak trzeba mi stopniowo dojrzewać, by móc przyjąć jej prawdę.
MB: Jeszcze jedna ważna kwestia wiąże się z tą pełnią. Nie odróżnialiśmy tu Bożego objawienia od choćby prywatnych objawień, które stawiać się czasem próbuje z Objawieniem na równi. A to jednak jest ważne, żeby rozumieć, że w Jezusie Chrystusie zostało powiedziane wszystko. Że nic więcej nie będzie dodane. Że nic więcej nie jest nam potrzebne. Że to jest pełnia – czyli wszystko.
TB: To jest ważne stwierdzenie: wszystko zostało objawione w Chrystusie, ale nie wszystko zostało przyjęte i zrozumiane. Ojcowie Kościoła nazywali Jezusa „krótkim słowem Boga”. Bóg się w Nim cały wypowiedział, w całości się objawił. A teraz dany jest nam czas, żeby to przetrawić, przyjąć, zrozumieć. Objawienia prywatne mogą tu czasem coś interpretować, mogą zwracać uwagę na jakieś pomijane aspekty, ale nie dopowiedzą żadnej nowej prawdy. Dlatego Kościół mówi nam bardzo konkretnie, że nie są one czymś, co nas zobowiązuje i co jest konieczne do zbawienia.
Wiara musi szukać zrozumienia. Objawienie wciąż musimy przyjmować i czytać, żebyśmy mogli rozumnie na nie odpowiedzieć. Odpowiedzieć, czyli przyjąć i odwzajemnić słowa miłości, które Bóg do nas kieruje. Na tym polega wiara.
---
Monika Białkowska
Doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka „Przewodnika Katolickiego”, autorka internetowego programu „Reportaż z wycinków świata”, a także książek Nawet jeśli umrę w drodze, Siostry. O nadużyciach w żeńskich klasztorach, Teologia przy rosole (wraz z ks. prof. Henrykiem Seweryniakiem)
---
Tomasz Biłka OP
Dominikanin, malarz, kaznodzieja Dominikańskiego Ośrodka Kaznodziejskiego w Łodzi. Prowadzi galerię sztuki ZIELONA 13, w której realizuje m.in. własny projekt kuratorski „Wiara Widząca”, mający na celu rozpoznanie współczesnych zjawisk z pogranicza sztuki i wiary