Bp Roman Pindel rozwiązał Stowarzyszenie Szkoła Ewangelizacji Cyryl i Metody, a związanej z nim wspólnocie zakazał działalności, oświadczając, że nie działa ona w jedności z Kościołem. Poinformował również o karnym postępowaniu kanonicznym dotyczącym nadużyć duchowych i psychicznych, prowadzących aż do utraty wiary. Ze Szkołą Ewangelizacji Cyryl i Metody mogło mieć do czynienia tysiące ludzi w całej Polsce. Czy oni teraz powinni się czegoś bać? Jak powinni reagować?
– Powinni przede wszystkim przypomnieć sobie, jakie treści były głoszone na spotkaniach prowadzonych przez tych ewangelizatorów. Czy były obecne elementy zielonoświątkowe, szamańskie lub magiczne? Czy stosowano techniki manipulacji i nauczano o uzdrowieniu międzypokoleniowym? Czy wprowadzano uczestników w stan transu, hipnozy magnetycznej lub autosugestii, co nazywa się często upadkiem lub spoczynkiem w duchu? Czy byli straszeni diabłem i furtkami złego ducha? Czy praktykowano tzw. spowiedź furtkową? Czy po spotkaniach, w których brali udział, nie doświadczają rozbicia osobowości albo stanów lękowych? Powinni też zapytać siebie, jakie były długofalowe konsekwencje rekolekcji czy kursów ewangelizacyjnych prowadzonych przez tę Szkołę. Skutki krótkofalowe są często pozytywne, ludzie pod wpływem emocji czują się lepiej, mają więcej energii, odnoszą wrażenie uzdrowienia. Problemy u tych, którzy doświadczyli przemocy duchowej, zaczynają się później.
„Przemoc duchowa” to bardzo mocne stwierdzenie. Możemy rozwinąć, co konkretnie się za nim kryje?
– W Polsce prawie w ogóle nie mówimy o tym problemie. Przemoc duchowa to inaczej nadużycia religijne lub nadużycia duchowe. Niedawno władze kościelne informowały o ofiarach takich nadużyć we Wspólnocie Przymierza Rodzin „Mamre” oraz we Wspólnocie Miłości i Miłosierdzia Jezusa w Czatachowie. W 2021 roku został opublikowany przerażający raport komisji, której przewodniczył Tomasz Terlikowski. Gdy chodzi o Szkołę Ewangelizacji Cyryl i Metody z Bielska-Białej, już kilkanaście lat temu dotarły do mnie wstrząsające świadectwa osób uczestniczących w rekolekcjach prowadzonych przez tę wspólnotę w diecezji płockiej. Przykłady można mnożyć.
Zwykle w grupach, w których stosowana jest przemoc duchowa, spotyka się kilka charakterystycznych elementów.
Pierwszym z nich jest kult jednostki, zwykle założyciela lub liderów danej grupy. Następuje coś w rodzaju ich ubóstwienia. W konsekwencji ich słowa są wyrocznią. Lider traktuje członków grupy jak poddanych, ogranicza im wolność, wydaje polecenia, oczekuje pełnej lojalności i oddania. Ci, którzy nie spełniają jego oczekiwań, są karani, zawstydzani, poniżani.
Drugim elementem jest przejmowanie kontroli psychicznej nad członkami danej grupy. Wiąże się z tym ingerencja w sumienie i naruszanie wolności osobistej. To podejmowanie decyzji za członków grupy, uzasadniane wolą Bożą: „Bóg chce, żebyś zmieniła pracę”, „Bóg żąda, żebyś zerwał zaręczyny”, „Bóg pragnie, żebyś poszedł do seminarium”. W ten sposób to ewangelizator, spowiednik lub kierownik duchowy – często posługując się odpowiednio dobranymi cytatami z Pisma Świętego – zaczyna decydować o bardzo konkretnych, życiowych sprawach poszczególnych członków wspólnoty.
Trzecim zjawiskiem jest uzależnienie emocjonalne od lidera i od grupy. Prowadzi ono do sytuacji, w której członkowie wspólnoty nie potrafią funkcjonować w normalnym świecie. Często izolują się od znajomych spoza grupy. Uzależniają się od nabożeństw prowadzonych w bardzo emocjonalnym stylu. Tego rodzaju emocje działają trochę jak narkotyk, uzależniają i w końcu człowiek nie potrafi żyć bez kolejnych dawek religijnej adrenaliny, dostarczanych w czasie spotkań pełnych uniesień, śpiewu, transu.
Czwartym zjawiskiem jest tworzenie klimatu zagrożenia i lęku, straszenie diabłem i demonami. Kryje się za tym teoria furtek złego ducha, które rzekomo otwieramy, przywożąc jako pamiątkę figurę słoniątka z Egiptu lub sukienkę z Indii. Mamy tu do czynienia z przerażającą wizją świata, którym rządzi Szatan, a tylko wspólnota gwarantuje wolność i bezpieczeństwo. Ludzie się boją – więc wolą oddać swoją wolność w ręce lidera, który zapewni im ochronę.
Piątym elementem jest mocno uproszczona, banalna wizja uzdrowień i cudów. To wiara, że wszystko jest możliwe, że wystarczy odpowiednio (to znaczy: w tej właśnie wspólnocie) się modlić, żeby uzyskać zdrowie, bogactwo, sukces w życiu i wszystkie inne cuda.
Szóstym elementem są różnego rodzaju malwersacje finansowe. Członkowie grupy i ludzie znajdujący się pod jej wpływem czasami namawiani są do płacenia dziesięciny, do zaciągania kredytów na cele ewangelizacyjne, np. na budowę domu rekolekcyjnego.
Tego rodzaju działania i zachowania to nadużycia duchowe i religijne, które często mogą zrujnować życie ludzi.
Co ma zrobić w takim razie człowiek, który odkrywa, że miał kontakt z taką grupą, że był pod jej wpływem, że został skrzywdzony? Gdzie ma szukać pomocy? Jak ma wyjść z duchowych kłopotów, odzyskać wolność?
– Niestety, osoby doświadczone nadużyciami duchowymi mierzą się z ogromną samotnością i niezrozumieniem. Nawet jeśli same zaczynają mieć świadomość wyrządzonej im krzywdy, nie mają z kim o tym porozmawiać. Jeśli mówią o tym w trakcie spowiedzi, najczęściej spotykają się z księdzem, który sam jest zwolennikiem takich praktyk. Jeśli idą do psychologa czy psychiatry, trafiają często na człowieka niewierzącego, który nie do końca potrafi zrozumieć religijne przyczyny rozbicia osobowości czy stanów lękowych. Niezwykle trudno znaleźć kompetentne osoby, które potrafią pomóc osobom dotkniętym psychomanipulacją religijną.
Ofiary takich nadużyć cierpią także z tego powodu, że bardzo często z każdej strony docierają do nich pozytywne informacje na temat tych wspólnot, w których one zostały skrzywdzone. Zwyczajnie nikt im nie wierzy. Nie przyjmuje się do wiadomości, że to, czego doświadczyli, jest krzywdą. W Polsce taki typ religijności jest promowany w mediach katolickich. Akceptują go biskupi, siostry zakonne, księża i zakonnicy. Wypowiedzenie opinii krytycznej oznacza zderzenie się z górą lodową. W latach 2016–2017 mówiłem o tym bardzo stanowczo w dwóch referatach wygłoszonych na posiedzeniach Komisji Nauki Wiary Konferencji Episkopatu Polski. Ten, kto cierpi z powodu przemocy duchowej, pozostaje z tym sam. Myślę, że w Polsce będzie wysyp świadectw ofiar nadużyć religijnych, ale za kilkanaście lat. Tyle czasu potrzebujemy, żeby wytworzyła się społeczna świadomość tego problemu. Dokładnie tak samo było z pedofilią klerykalną – potrzebowaliśmy aż kilkudziesięciu lat, żeby przyjąć do wiadomości, że to realny problem społeczny. Teraz musi się stać rzecz podobna: trzeba zrozumieć, że istnieje coś takiego jak przemoc duchowa w Kościele i że musimy znaleźć narzędzia jej rozpoznawania i zapobiegania. Jednym z nich będzie po prostu porządna edukacja religijna, bo to przede wszystkim ignorancja w sprawach wiary czyni ludzi bezbronnymi i sprawia, że łatwo im jest manipulanta potraktować jak przewodnika duchowego.
Czy grupy charyzmatyczne, jak Szkoła Ewangelizacji Cyryl i Metody, są szczególnie narażone na nadużycia?
– Częściowo tak. Jak wynika z raportów komisji narodowej we Francji, która od 2015 roku bada nadużycia duchowe w Kościele katolickim, znakomita większość ofiar to członkowie wspólnot charyzmatycznych. Ale to nie jest tak, że właśnie te grupy mają monopol na przemoc duchową. Pojawia się ona również w innych wspólnotach religijnych.
Grupy charyzmatyczne są narażone na przemoc duchową bardziej niż inne wspólnoty, ponieważ ten rodzaj religijności na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat uległ głębokiej metamorfozie, dryfując w stronę religijności synkretycznej. Mamy często do czynienia z koktajlem religijnym, gdzie wymieszana jest tradycyjna religijność katolicka, elementy zielonoświątkowe tzw. trzeciej fali, zabobonne i magiczne formy religijne z Afryki czy Azji itp. To wszystko wlało się do Kościoła i stworzyło religijność, która korzysta także z technik psychomanipulacyjnych, bardzo szkodliwych dla ludzi.
Żeby to właściwie ocenić, musimy przyglądać się tej rzeczywistości na dwóch poziomach. Pierwszy to poziom doktrynalny, filozoficzno-teologiczny. Drugi to poziom psychologiczny. Na poziomie doktrynalnym konieczne jest pytanie, czy to, w czym uczestniczymy, jest zgodne z doktryną Kościoła katolickiego. Czy konkretne techniki modlitewne i nabożeństwa wyrastają z tradycji Kościoła? A może zostały zapożyczone z wierzeń afrykańskich lub dalekowschodnich? W Polsce prawie nikt nie stawia takich pytań, bo to, co nowe, jest traktowane jako modne i skuteczne.
Pytanie na poziomie psychologicznym jest w gruncie rzeczy pytaniem o bezpieczeństwo danych metod czy technik dla zdrowia psychicznego dorosłych, ale przede wszystkim dzieci i młodzieży. Oczywiście będziemy tu mieli do czynienia z różnymi stanowiskami. Ale taki spór jest naturalny, toczy się w wielu krajach na świecie.
Myślę, że największy problem polega na tym, że w ruchach, które jednych poważnie krzywdzą, inni rzeczywiście się nawracają, doświadczają spotkania z Bogiem, zmieniają swoje życie. Ci ludzie będą bronić ruchu i lidera do upadłego. I im rzeczywiście nie stanie się tam krzywda, wręcz przeciwnie – to będzie źródło dobra.
– Na tym właśnie polega trudność rozstrzygania w sprawach religijnych. Dorosły człowiek ze swoim życiem religijnym może zrobić, co chce. I trzeba uszanować jego prawo do podejmowania tego rodzaju decyzji. Nie chodzi zatem o zakazywanie takich czy innych form religijności z tego powodu, że w jednej czy drugiej pojawiły się poważne nadużycia. Od kilkunastu lat jednak mówię o tym, żeby upadku czy spoczynku w duchu nie stosować wobec osób nieletnich. Żeby dzieci i młodzieży nie poddawać egzorcyzmom. Niestety prawie wszyscy biskupi i księża są innego zdania. W konsekwencji niebezpieczne praktyki religijne są ciągle stosowane m.in. podczas rekolekcji wakacyjnych czy w czasie szkolnych rekolekcji wielkopostnych, przy akceptacji kuratoriów, dyrekcji szkół i kurii biskupich.
Musimy być też świadomi jeszcze jednej wielkiej krzywdy, jaka się tu dzieje i rzadko się o niej mówi. Jest nią ośmieszenie religii w przestrzeni publicznej. Uważam, że przyczyną wielu dzisiejszych odejść z Kościoła jest spotkanie z religijnością płytką, magiczną, zabobonną. Kiedy ludzie rozsądni widzą wiernych leżących na posadzce w kościele albo czytają o egzorcyzmie odprawianym nad Polską w 2016 roku, to stwierdzają, że z taką szamańską religijnością nie chcą mieć nic wspólnego.
I niespecjalnie jest jak im wytłumaczyć, że ta religijność niewiele ma wspólnego z Kościołem katolickim… Dochodzimy jednak do dość pesymistycznego wniosku, że w zasadzie zawsze powinniśmy trzymać się zasady ograniczonego zaufania wobec każdej wspólnoty. Czy rzeczywiście jest tak źle?
– Nie do końca. Powiedziałbym raczej, że warto zachować ostrożność zgodnie z zasadą, że nie wszystko złoto, co się świeci. W życiu religijnym może dochodzić do różnych nadużyć duchowych i to jest fakt. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich wspólnot. Od kilkudziesięciu lat funkcjonuje w Kościele katolickim Odnowa w Duchu Świętym. Jeśli tego rodzaju wspólnoty są właściwie prowadzone, zgodnie z Katechizmem Kościoła katolickiego i dokumentami Stolicy Apostolskiej, to wówczas nie ma ryzyka nadużyć. Niebezpiecznie jest tam, gdzie prawem i ostatecznym kryterium staje się słowo lidera albo to, co się wydaje danej grupie.
Tak naprawdę jesteśmy na początku długiej drogi. To, co się ostatnio wydarzyło w diecezji bielsko-żywieckiej jest otwarciem puszki Pandory. Jeśli biskup Roman Pindel pisze o ponad czterdziestu ofiarach nadużyć duchowych i psychicznych, to można przypuszczać, że faktycznie jest ich kilkanaście razy więcej – bo z doświadczenia wiemy, jak niewielki procent skrzywdzonych ujawnia swoją krzywdę. Przed nami zatem wiele lat budzenia świadomości problemu, który dotyczy wszystkich diecezji w naszym kraju i polonijnych ośrodków duszpasterskich za granicą. Potrzeba ogromnej mądrości i cierpliwości, ale również wielkiej odwagi, żeby zmierzyć się z tym wyzwaniem.
---
Ks. dr hab. Andrzej Kobyliński,
Prof. UKSW, filozof. Problemem nadużyć duchowych i religijnych zajmuje się naukowo od kilkunastu lat. Autor m.in. artykułu Problem psychomanipulacji religijnej w kontekście globalnej pentekostalizacji chrześcijaństwa