Kontekst wydania dokumentu zatytułowanego Kryteria eklezjalności wspólnot katolickich wygląda następująco. O. Paweł M., dominikanin, prowadził w klasztorze wspólnotę o znamionach sekty. Przez lata nikt się nie zorientował, że dochodzi tam do fizycznych, jak i duchowych nadużyć, że prowadzący wspólnotę manipuluje jej członkami – w imię Boga. Ks. Daniel Galus, prowadzący wspólnotę w Czatachowej, oskarża publicznie biskupów o przestępstwa, wypowiada im posłuszeństwo i – nawet suspendowany – nadal otoczony jest sporą grupą zafascynowanych nim wiernych, których podburza przeciwko Kościołowi. Ks. Piotr Natanek, również suspendowany, nadal odprawia nabożeństwa (do czego nie ma prawa) w założonym przez siebie sanktuarium i chodzi na czele manifestacji Rycerzy Chrystusa Króla w czerwonych płaszczach. Przykłady kolejnych samozwańczych proroków w imieniu Kościoła głoszących prawdy niezgodne z jego nauczaniem lub nadużywających swojego autorytetu i władzy można mnożyć. Zapewne i wcześniej takie nadużycia się zdarzały, ale dziś dzięki mediom elektronicznym mają potężną siłę rażenia, bo błędne nauki trafiają nie tylko do zgromadzonych w kościele kilkudziesięciu osób – ale do milionów. Na dodatek są to miliony bez odpowiedniej formacji teologicznej, często wręcz bez solidnych fundamentów katechezy – więc podatnych na wszystko, co brzmi pobożnie. Te miliony nie są w stanie rozpoznać i samodzielnie ocenić, czy głoszone przez księdza tezy pozostają jeszcze nauczaniem Kościoła, czy ktoś właśnie zaczął sączyć w ich głowę błędną naukę.
Waga prawdy
Mamy tu do czynienia z podwójnym niebezpieczeństwem. Z jednej strony jest to ryzyko bycia ofiarą manipulacji: jeśli nauczający nadużyje swej władzy, może uzależnić od siebie członków wspólnoty, powoli doprowadzając do zniszczenia ich psychiki, czasem wręcz do krzywdy fizycznej. Z drugiej strony jest to ryzyko poważnej szkody duchowej. Chrześcijaństwo to nie jest wyłącznie abstrakcyjna pobożność. Chrześcijaństwo jest spotkaniem z żywym, prawdziwym Bogiem, który wszedł w historię świata. Prawda o tym, jaki ten Bóg jest i co nam objawił, jest w Kościele starannie przechowywana: tak, aby nie uległa zniekształceniu, aby przekazywana z pokolenia na pokolenie nie stała się ofiarą zabawy w „głuchy telefon”. Kościół nie może pozwolić sobie na to, żeby pokazywać światu innego Boga, niż jest On naprawdę. Dlatego tak bardzo troszczy się o to, żeby żaden z nauczających w Jego imieniu tak nauki (nawet przypadkiem czy z niewiedzy) nie wypaczył. Nie chodzi nam bowiem o to, żeby człowiek wierzący prawidłowo wyrecytował w życiu odpowiednią liczbę modlitw różańcowych. Chodzi o to, żeby odkrył, kim jest Bóg w jego życiu i jaki ten Bóg jest. Żeby to było możliwe, trzeba go spotkać – prawdziwego, bez zafałszowania.
Mały katechizm
W tym właśnie kontekście, bardzo żywym w świecie, w którym jesteśmy, Kościół w Polsce wydaje dokument z jasnymi kryteriami. Kryteria eklezjalności wspólnot katolickich przygotowane zostały w Komisji Nauki Wiary KEP. Dokument pokazuje, co we wspólnotach i ruchach ewangelizacyjno-formacyjnych jest katolickie, a co – choć wygląda pobożnie! – wychodzi poza ramy nauczania Kościoła i jest błędem.
Dokument nie jest, jak zaznaczają jego autorzy, aktem prawnym. Nie wprowadza systemu zgłaszania czy weryfikacji nadużyć. Ma on być narzędziem pomocy dla członków wspólnot i ich liderów, narzędziem, które pomoże rozpoznawać, czy wspólnota pozostaje zdrowa i w łączności z Kościołem. Tym samym składa on odpowiedzialność rozeznawania na członków i liderów owych wspólnot.
Dokument czyta się z zapartym tchem. Więcej nawet: dokument staje się małym katechizmem, bo mówiąc o błędach, pokazuje również zdrową naukę, w prosty sposób uwidaczniając różnicę między jednym a drugim. Wydaje się, że kto choć raz go przeczyta, nie podejdzie bezrefleksyjnie do żadnego potencjalnego niebezpieczeństwa we wspólnocie i nie pozwoli się zwieść fałszywym prorokom. Dostanie do ręki narzędzia własnego bezpieczeństwa i bezpieczeństwa swoich dzieci. Jednocześnie nie utraci zaufania: bo widząc jasną wykładnię prawdy, będzie wiedział, czego się trzymać.
Dla kogo to wszystko
Dokument w zasadzie ma tylko jedną wadę. Dla tych milionów, dla których mógłby być świetnym drogowskazem, dla członków i liderów wspólnot, którzy mają na jego podstawie dokonywać rozeznania, jest w zasadzie niedostępny. Nie został udostępniony w otwartej formie na stronie internetowej KEP. Informacja o nim pojawiła się raz w serwisie KAI. Można go kupić wyłącznie w wersji papierowej broszury w diecezjalnym wydawnictwie w Lublinie. To ruch, który bardzo trudno jest zrozumieć. Wydaje się, że choć Komisja Nauki Wiary KEP rzeczywiście stworzyła potrzebne i świetne narzędzie, jednocześnie zdecydowanie nie doceniła jego wagi i pilnej potrzeby, uznając, że wystarczy, jeśli pozostanie on „dla wtajemniczonych”. W ten sposób narzędzie to może zostać zmarnowane i zdecydowanie nie spełni swojej roli – a my będziemy mieli problem z kolejnymi samozwańczymi prorokami.
Całości dokumentu nie sposób tu streścić – mimo trudności z dostępem zachęcam zdecydowanie do sięgnięcia do źródła.
Wiara i liturgia
Wiarę Kościoła katolickiego można przyjąć tylko w całości. Nie można jednej prawdy wybrać, wynosząc je ponad inne, podważać części z nich czy osłabiać. Więcej: nie mamy możliwości modyfikowania dogmatycznych sformułowań. Owszem, istnieje w Kościele hierarchia prawd, ale żeby ją stosować w praktyce, potrzeba wysokich kompetencji teologicznych. Nawet zresztą owa hierarchia nie służy nigdy do odrzucenia czegokolwiek, co Kościół od wieków głosi. Dotyczyć to będzie na przykład błędu rezygnacji z jakiejś prawdy czy jej przemilczania w dialogu ekumenicznym. Tego nikomu robić nie wolno, jeśli chce pozostawać w komunii z Kościołem.
Pozostając w Kościele katolickim, musimy szanować jego kult. Liturgii nikomu nie wolno zmieniać czy po swojemu interpretować – zwłaszcza jeśli chodzi o Eucharystię. Nie jest tu usprawiedliwieniem chęć dostosowania tekstów czy form celebracji do konkretnej wspólnoty czy warunków. Tu można sobie przypomnieć choćby sprawowaną „znienacka” Eucharystię w czasie ubiegłorocznego Kongresu Nowej Ewangelizacji w Łodzi. Dokument KEP nazywa takie działania prywatyzacją liturgii i wyjaśnia, że są one przynajmniej mocno wątpliwe.
Herezje praktykowane
Niektóre ruchy czy wspólnoty mogą mieć tendencję do przyjmowania wiary, ale odrzucania lub traktowania jako drugorzędne nauczania moralnego Kościoła. W Kościele katolickim wiara i czyn idą w parze. Odrzucenie jakiejkolwiek normy moralnej stawia wspólnotę poza Kościołem.
Zarówno w przypadku odrzucenia wiary, liturgii czy moralności możemy mieć do czynienia ze szkodliwą duchowo herezją. Herezja ta czasem (choć rzadko) jest wyrażona wprost. Częściej jednak jest nienazwana, ale praktykowana, kiedy we wspólnocie w taki sposób się myśli, działa, wierzy, uczy. Członkowie wspólnoty przesiąkają taką błędną nauką, nie zdając sobie z tego sprawy. Oczywiście za rozpoznanie herezji na pierwszym miejscu odpowiedzialni są przełożeni i liderzy, ale – jak czytamy w dokumencie – nie zdejmuje to odpowiedzialności z każdego z członków wspólnoty: mają oni prawo reagować w sytuacjach, które budzą ich wątpliwości.
Co wyczytasz w Piśmie
Kolejna kwestia, na którą zwraca uwagę dokument, to sposób interpretowania Pisma Świętego. Ważne jest, żeby było ono przyjmowane w Tradycji. Co to znaczy? Wydawać się może czasem, że Biblię można po prostu wziąć i czytać. I można. Ale trzeba również mieć pokorną świadomość, że nie znamy tamtego świata, nie rozumiemy semickiej kultury, od powstania tych ksiąg świat zmienił się bardzo. Teksty biblijne wyrażają uniwersalne prawdy, ale skoro są również dziełami ludzkimi, prawdy te są zamknięte w pojęciach danej epoki. Dlatego trzeba umieć je czytać – trzeba wiedzieć, o co chodziło autorom, co miał na myśli Jezus. Wyjaśniali to już apostołowie w swoich listach, potem ojcowie Kościoła, którzy też Jezusa jeszcze pamiętali – w ten sposób powstała Tradycja Interpretacyjna Kościoła.
Nie wolno więc w żadnej wspólnocie ani odrzucać pojedynczych ksiąg, ani oddzielać Starego od Nowego Testamentu, jakby nie były integralną całością, ani podważać kompetencji Kościoła do autentycznego wyjaśniania słowa Bożego – bo lider wyczyta z niego coś innego.
Prawidłowemu podejściu do Pisma Świętego sprzeciwia się też przesadne akcentowanie roli objawień prywatnych czy duchowych intuicji lidera czy członków wspólnoty. „Za ewidentnie i niebezpieczne nadużycia należy uznać te sposoby i metody czytania i interpretowania Pisma Świętego, które bazują bardziej na indywidualnych skojarzeniach czy intuicjach” – czytamy w dokumencie. – Osobiste odczytanie i przyjęcie słowa Bożego nie może być mylone w subiektywną interpretacją, która by ignorowała albo sprzeciwiała się odczytywaniu zgodnemu z Tradycją.
Wiara i rozum
Inny ważny problem, na który zwraca uwagę dokument, to fideizm (raz tylko nazwany wprost). Akt wiary jest aktem rozumu, który przyjmuje prawdę Bożą z nakazu woli, poruszonej łaską Bożą. To klasyczna definicja, w której każdy element jest ważny. W wielu wspólnotach bowiem w akcie wiary kładzie się akcent na doświadczenie uczuciowe, na przeżycie, często bardzo intensywne emocjonalnie – już to nazywa się wiarą. Zdarza się również – czytamy w dokumencie – że akt jest traktowany jako zwycięstwo woli nad rozumem. „Objawia się to zazwyczaj głoszeniem konieczności dokonania tak zwanego skoku wiary, który jest błędnie postrzegany jako decyzja woli podejmowania w konflikcie z rozumem. Wszelkie próby rozważenia racjonalności aktu wiary są traktowane jako oznaki niewiary albo braku zaufania w Boże prowadzenie. Tego typu sposób myślenia naraża wspólnotę oraz jej poszczególnych członków na uległość wobec różnego rodzaju manipulacji i nadużyć. Fideizm w życiu wspólnot i ruchów może bowiem skutkować uzależnieniem od wpływowych jednostek, potrafiących narzucić pozostałym członkom wspólnoty swe subiektywne rozeznanie co do konieczności podejmowania określonych działań i praktyk”.
I tak dalej
Lista niebezpieczeństw wymienianych w dokumencie jest bardzo długa. Będzie na niej traktowanie sakramentów – na przykład sakramentu pokuty i pojednania – jako czegoś drugorzędnego wobec modlitw o uzdrowienie. Będzie przywiązywanie nadmiernej wagi do charyzmatów i darów nadzwyczajnych. Będzie praktykowanie modlitw o uzdrowienie w taki sposób, że przypominają one egzorcyzmy – praktykowanie uwolnienia od „grzechu pokoleniowego” czy spowiedzi furtkowej.
Wśród zagrożeń Komisja wymienia brak jedności lidera z biskupem i Kościołem, jego nieposłuszeństwo, ale też marginalizację roli prezbitera czy sprowadzenie go jedynie do funkcji konsekratora na Eucharystii. Nadużyciem jest głoszenie świeckich w miejscu i czasie przeznaczonym na liturgię, w tym również „dzielenie się Słowem”.
Sukces?
„Miarą zgodności nauki głoszonej we wspólnocie prawdy z Ewangelią nie może być duża czy wzrastająca liczba członków danej wspólnoty. Nie mogą nią być również żadne nadzwyczajne wydarzenia, dokonujące się przy głoszeniu słowa czy prowadzeniu spotkań. Nie należy ich traktować jako znaków potwierdzających głoszone słowo, jeśli słowo to nie jest zgodne z nauką określoną przez Urząd Nauczycielski Kościoła”.
To być może jeden z ważniejszych fragmentów dokumentu. Nie pozwala bowiem, jak często to się zdarza, przekonywać, że skoro za liderem idą tłumy, oznacza to, że ma on rację. To może równie dobrze oznaczać, że jest sprawnym manipulatorem lub że trafił w pewną duchową niszę, którą potrafi wypełnić łatwymi do przyjęcia prawdami – dając proste odpowiedzi na trudne pytania.
Miarą duchowego zdrowia w Kościele nie jest sukces ani tłumy. Miarą duchowego zdrowia jest wyłącznie pełna komunia życia i nauczania z Kościołem powszechnym, w którym przekazywana jest pełnia prawdy o Bożym Objawieniu. Dobrze, że KEP o tym przypomina. Szkoda, że tak cicho.