Logo Przewdonik Katolicki

Cła zamiast armat

Piotr Wójcik
Fabryka firmy Stellantis-FCA Poland w Tychach, marzec 2023 r. | fot. Tomasz Kawka/East News

Unia Europejska, jako globalny gigant handlowy i sojusznik USA, chcąc czy nie chcąc zostanie wciągnięta w wojnę handlową między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Ostatnimi czasy przestała się już nawet wzbraniać. Kto straci więcej, a kto mniej?

Zwycięstwo Donalda Trumpa, który już w trakcie swojej pierwszej kadencji wielokrotnie oskarżał Chiny o nieuczciwą politykę ekonomiczną, wysysającą miejsca pracy z USA, przybliża największe mocarstwa gospodarcze globu do zaognienia prowadzonej już od okolic 2018 r. wojny handlowej. Początkowo prowadziły ją ograniczonymi środkami, jednak od stycznia przyszłego roku mogą wrzucić kolejny bieg. Unia Europejska, jako globalny gigant handlowy i sojusznik USA, chcąc czy nie chcąc zostanie w nią wciągnięta. Ostatnimi czasy przestała się już nawet wzbraniać.

Wojna handlowa to już nie biznes
Tak zwani geopolityczni realiści przekonują za niemieckim strategiem Carlem von Clausewitzem, że wojna jest po prostu kontynuacją polityki, tylko że innymi środkami. W XX w. państwa świata zasadniczo nie zgodziły się z niemiecką optyką stosunków międzynarodowych i odeszły od tego niemądrego poglądu. Wojna słusznie jest traktowana jako ekstremalne zjawisko, kompletnie odmienne od polityki czasów pokoju. Państwa cywilizowane, przynajmniej oficjalnie, odżegnują się od osiągania swoich celów za pomocą siły. Oczywiście ci najsilniejsi nauczyli się stosować wymówki, ale sam fakt, że muszą je wynajdywać, jest dowodem, że obecnie stosowanie przemocy nie jest uznawane za coś normalnego. Nawet Rosja, której status państwa cywilizowanego jest dyskusyjny, najeżdżając Ukrainę udawała, że nie prowadzi żadnej wojny, poza tym „została sprowokowana”.
Trudno również się zgodzić z tym, by pogląd Clausewitza i tzw. geopolitycznych realistów móc zastosować do międzynarodowych relacji handlowych. W normalnych czasach państwa oczywiście starają się tak kształtować relacje gospodarcze, by wychodziły na swoje, a czy partner wyjdzie, to już jego sprawa. Zasadniczo jednak nie stosują szczególnie innych zasad wobec wybranych państw niż względem pozostałych, a kraje zrzeszone w organizacjach międzynarodowych (np. Światowej Organizacji Handlu – WTO) starają się jako tako przestrzegać uzgodnionych reguł. Gdy państwa chcą jednak już nie tylko zarobić, ale też osłabić konkretnego przeciwnika, można mówić o wojnie handlowej.
Główną bronią w tego rodzaju konfliktach są taryfy celne nakładane na import z rynku krajów uznawanych za rywali. Trump rozpoczął ich stosowanie w 2018 r., gdy pierwsze karne cła poleciały w stronę wybranych kategorii towarów sprowadzanych z Chin. Przy okazji dołożył też Europie, co dobrze pokazuje jego stosunek do UE. Joe Biden po dojściu do władzy zniósł cła nałożone na UE, ale te wymierzone w Chiny najpierw po cichu zachował, a potem jeszcze rozwinął, m.in. dokładając do nich zakaz eksportu do Państwa Środka najbardziej zaawansowanych półprzewodników. W podejściu do Chin Demokraci różnią się od Republikanów głównie poziomem bojowości.

Europa z przykrością musi się zgodzić
Unia Europejska de facto również dołączyła już do rozpędzającej się globalnej wojny handlowej. Po zaatakowaniu Ukrainy przez Rosję UE zaczęła zapowiadać konieczność częściowego odłączenia się od dostaw z Państwa Środka, by zerwać z uzależnieniem od sojusznika agresora. Nic jednak szczególnego nie zrobiła aż do momentu, gdy rządzone przez Bidena USA w 2024 r. wprowadziły zaporowe 100-procentowe cła na chińskie samochody elektryczne (EV). Stojąc przed ryzykiem przekierowania potoku chińskich EV na swój rynek, wprowadziła własne cła, ale znacznie mniejsze, gdyż ok. 40-procentowe. Uzasadniała to jednak tymi samymi argumentami co Amerykanie, które zresztą są prawdziwe. Chiny łamią zasady WTO, chociaż do niej należą, po cichu wspierając swoje strategiczne branże, by wyrugować z nich konkurencję.
Nowa szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas, była premier Estonii, zapowiada zaostrzenie polityki handlowej wobec Chin. Według Estonki, Chiny powinny zapłacić za wspieranie Rosji, poza tym są systemowym rywalem, który świadomie doprowadził do ogromnej nierównowagi w wymianie handlowej z Europą. UE notuje ogromny deficyt w handlu towarami z Państwem Środka – sięga on prawie 300 mld euro. Chiny zalewają UE wytworzonymi przez siebie produktami, ale same kupują z Europy towary warte łącznie przeszło dwukrotnie mniej.
Bardziej asertywną politykę handlową zapowiadała już szefowa KE, Niemka Ursula von der Leyen, chociaż jest to nie po myśli samego Berlina. Przeciwny cłom na chińskie EV rząd Olafa Scholza na pierwszym miejscu stawia bowiem interesy niemieckiego przemysłu, który w Chinach nie tylko na potęgę produkuje, ale też sprzedaje. Odcięcie od surowców z Rosji wpędziło niemiecki przemysł w tarapaty, więc utrata chińskiego rynku może być katastrofą.

Kto straci więcej, a kto mniej
Dla Polski skutki będą trudne do przewidzenia. Z jednej strony, kłopoty niemieckiego przemysłu to również problem dla silnie związanej z Niemcami polskiej gospodarki. Z drugiej strony, wojna handlowa może stworzyć nad Wisłą i w innych krajach regionu wiele nowych miejsc pracy w przemyśle. By uniknąć unijnych ceł, przedsiębiorstwa z Europy Zachodniej będą musiały relokować produkcję do UE – a tu najtańsza jest wciąż Europa Środkowo-Wschodnia. Początkowo pracownicy produkcyjni znad Wisły mogą mieć więc problemy (zresztą niektórzy już mają), gdyż ich firmom brakować będzie zamówień, co skończy się mrożeniem płac lub nawet zwolnieniami. Być może po jakimś czasie będą mogli jednak przebierać w ofertach.
Niemal na pewno problemy będą mieli rolnicy oraz zatrudnieni w mniej zaawansowanej produkcji – m.in. spożywczej. By ratować przemysł, na którym opiera się europejska gospodarka, UE będzie musiała znaleźć nowe rynki zbytu, otwierając się na dotychczas pomijane rejony świata. Dla Indii, biedniejszych części Azji, Afryki Północnej czy Ameryki Łacińskiej wojna handlowa może być korzystna, gdyż Zachód się nimi na poważnie zainteresuje. Chiny zrobiły to już dawno, inwestując w Pakistanie, Kenii czy ostatnio Brazylii.
Są one znacznie mniej uprzemysłowione, więc w naszym kierunku popłyną artykuły rolno-spożywcze, a w odwrotnym pojazdy, maszyny, chemia czy elektronika. Obecnie negocjowana jest umowa handlowa z południowoamerykańskimi państwami grupy Mercosur, czyli m.in. Brazylią i Argentyną. Oba to ogromni eksporterzy żywności, szczególnie mięsa. 26 listopada polski rząd uchwalił sprzeciw wobec obecnego kształtu umowy z powodu ryzyka strat po stronie producentów rolno-spożywczych. Z tego samego powodu przeciwna jest Francja, jednak narastające problemy przemysłu zapewne skłonią Warszawę i Paryż do poparcia umowy.
Tradycyjna energetyka może znaleźć się na sinusoidzie. Kłopoty ze sprzedażą produkcji przemysłowej mogą skłonić UE do poluzowania polityki klimatycznej, by obniżyć koszty przedsiębiorstw i tym samym zwiększyć ich konkurencyjność na rynkach globalnych. Równocześnie jednak Europa konkuruje z Chinami głównie dobrami związanymi z odchodzeniem od paliw kopalnych. Mowa o produkcji pojazdów elektrycznych, turbin wiatrowych i paneli fotowoltaicznych. Żeby dać tym branżom impuls do wzrostu, UE może chcieć przyspieszyć dekarbonizację, co poszerzyłoby im możliwości sprzedaży swojej produkcji. 
Prawdopodobnie więc UE najpierw złagodzi politykę klimatyczną, by dać oddech przemysłowi i zachęcić do relokacji fabryk, ale potem ją znacznie zaostrzy, żeby szybciej upłynnić wytworzone w tych drugich strategiczne towary. A to będzie oznaczać szybsze likwidacje kopalń i elektrowni węglowych, a może też gazowych, oraz dynamiczny wzrost rachunków za energię wytwarzaną w tradycyjny sposób. Ale też szybszą modernizację energetyczną w kierunku niższego zużycia i mniejsze uzależnienie od zagranicznych dostawców paliw.
Tak czy inaczej nadchodzi okres jeszcze większej niestabilności, ekonomicznej niepewności, politycznych awantur i napięć międzynarodowych. Ale od 2020 r. już chyba zdążyliśmy się przyzwyczaić.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki