Każdy posługujący się w samochodzie Google Maps doskonale zna głos mówiący nam: „Za 200 metrów skręć w lewo” albo „Kieruj się na południe”. To głos dziennikarza Jarosława Juszkiewicza. Ale oto widzę, jak przed kamerą mówi o tym, że to koniec, że po piętnastu latach bycia głosem w aplikacji zostaje właśnie zastąpiony głosem sztucznym, nie-ludzkim, podrobionym. Jednym słowem odtąd prowadzić nas będzie w podróży głos sztucznej inteligencji, AI, „ej aj”. Niby nic takiego, od lat różne Siri i inne „osoby” AI próbują z nami rozmawiać przez telefon na infoliniach przeróżnych wielkich firm. Mnie osobiście nigdy nie udało się przeprowadzić z nimi nawet namiastki rozmowy. Kompletnie mnie nie rozumiały, nie potrafiły odpowiedzieć na najprostsze pytanie i odgadnąć, z jaką sprawą dzwonię. Nauczona wieloma niepowodzeniami przestałam się z nimi komunikować. Czuję się jak kompletna idiotka, kiedy mam odpowiadać na ich pytania. Pytania jakiegoś nieczułego bota. To tak, jakbym mówiła w przestrzeń, bo w sumie tak właśnie jest: mówię w cyfrową przestrzeń. No więc niby nic takiego, AI wchodzi w nasze życie, a nawet już w nim jest. Co to za różnica, czyj głos powie ci, gdzie skręcić. Niby żadna, a jednak bardzo duża.
Jednocześnie dowiedzieliśmy się o „zatrudnieniu” dziennikarzy wygenerowanych przez AI przez Radio Kraków. Z kilkoma osobami nie przedłużono umów i to za nich nowymi głosami przemówiły twory AI. Program był może i wymyślony przez człowieka, ale cała reszta to totalne zmyślenie. Sztuczna inteligencja otrzymuje zadanie: zrób wywiad o nowej noblistce z Wisławą Szymborską. I proszę: nieżyjąca poetka swoim wygenerowanym głosem odpowiada na pytania nie-dziennikarki Emilii. Więc głos Szymborskiej brzmi prawdziwie, ale już jej dowcipnej osobowości bot nie potrafi odtworzyć. Wszystko, co tworzy, jest nijakie, nudne, słabe. A jednak. Okazuje się, że ludzie pracujący głosem, mogą się bać. Nie tylko oni mogą okazać się niepotrzebni, także twórcy. AI na zadany temat napisze powieść, wiersz, artykuł. Stworzy reklamę, piosenkę, operę, namaluje obraz, wykona zdjęcie.
Można powiedzieć, że do niedawna się tym bawiliśmy. Proszę bardzo: latem, pod gwiaździstym niebem, zadawaliśmy dla zabawy sztucznej inteligencji różne pytania. Zaczęło się od: poradź nam, co mamy jutro robić, może jest coś ciekawego w okolicy? Potem podnosiliśmy poprzeczkę. Zaskoczenie ukrywaliśmy pod śmiechem. Teraz już mi do śmiechu nie jest. Teraz, kiedy dyrektor radia postanowił zastąpić dziennikarza botem. Pierwszy krok najtrudniejszy – trochę się pokrzyczy, oburzy, ale ktoś będzie następny. I kolejny. I może okazać się, że jesteśmy niepotrzebni, a felietony będę pisać już nie ja, ale moja cyfrowa „koleżanka”. I obyśmy się zorientowali.