Logo Przewdonik Katolicki

Chaos prawny nam zaszkodzi

Piotr Wójcik
fot. Adobe Stock

W ostatnich dekadach Polska rozwijała się niezwykle szybko i nie przeszkodziły jej w tym nawet kryzys gospodarczy z 2008 r., pandemia, kryzys inflacyjny i wojna w Ukrainie. Być może rozwój naszego kraju stoi właśnie przed największym dotychczasowym wyzwaniem.

Spór polityczny w Polsce zaszedł już tak daleko, że całkowicie zainfekował wymiar sprawiedliwości. Dwie główne strony sporu powołują się na odmienne interpretacje prawne oraz inne wyroki. Obecny rząd nie uznaje Trybunału Konstytucyjnego oraz Izby Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego, za to opozycja lekceważy wyroki sądów powszechnych, szczególnie jeśli wydadzą je legendarni już „sędziowie z Iustitii”, chociaż należy do niej nawet 40 proc. sędziów w Polsce. Jesteśmy więc o krok od powstania dwóch alternatywnych systemów prawnych, które będą ze sobą rywalizować.
Powstały w ten sposób chaos prawny szybko rozprzestrzeni się na kolejne obszary życia. Wymiar sprawiedliwości spełnia kluczową funkcję w systemie społecznym, a jego rola jest przecież znacznie szersza niż tylko skazywanie przestępców. Działalność sądów reguluje lub porządkuje również kwestie własności, sprawy rodzinne, spory gospodarcze czy kwestie długów. Bez powszechnego uznania roli sądownictwa nie da się utrzymać społeczeństwa w ryzach.

Wszyscy podejrzani
Gdyby spór polityczny rozlał się na niższe szczeble sądownictwa i organów władzy, to zniknęłaby jakakolwiek pewność wykonania wyroków i decyzji administracyjnych. Poszczególne instytucje mogłyby podważać wzajemnie swoje werdykty, twierdząc, że zostały wydane przez nieuprawniony organ albo nieuprawnione osoby. Nawet mając wyrok sądów lub decyzję administracyjną w ręce, trzeba byłoby trzymać kciuki, by druga strona nie zechciała ich w jakiś sposób podważyć. Funkcjonowanie w takich warunkach byłoby całkowicie nieznośne i na dłuższą metę nie do utrzymania.
Nawet jeśli nie dojdzie do aż tak głębokiego kryzysu, to i tak zaufanie do władzy sądowniczej spadnie. Większość z nas ma jakieś sympatie polityczne, więc zaangażowanie wymiaru sprawiedliwości w spór polityczny musi nadwątlić zaufanie społeczne do niego. Obywatele kibicujący szczególnie tej słabszej stronie sporu mogą patrzeć na sądy i organy ścigania znacznie bardziej podejrzliwie, a nawet wrogo – często tylko podświadomie. Tymczasem zaufanie do sądów już od długiego czasu jest mizerne. Według danych CBOS z 2022 r. zaledwie jedna trzecia Polek i Polaków ufała sądom, za to nieufność deklarowało dwie trzecie.
Trybunał Konstytucyjny już w ogóle mało kto traktuje poważnie, gdyż został całkowicie upolityczniony przez poprzednią władzę. Ufa mu zaledwie jedna piąta badanych. Na szczęście ostało się jeszcze zaufanie do Policji, która mogła się poszczycić poważaniem dwóch trzecich badanych. W ostatnim czasie także jednak wokół Policji pojawiły się przeróżne kontrowersje, zarówno dotyczące jej szefa z czasów PiS-u Jarosława Szymczyka, jak i zatrzymania byłych posłów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika już pod obecną władzą. Niestety CBOS nie wyszczególnia zaufania do prokuratury, w której trwa obecnie gigantyczne zamieszanie w związku z usunięciem ze stanowiska prokuratora krajowego na bardzo wątpliwej podstawie prawnej i bez zgody prezydenta, czego wymaga ustawa.
W takich warunkach spadnie również zaufanie między obywatelami. Gdy nie ma pewności, że w razie konfliktu zawsze będzie można pójść bronić swoich praw przed niezależnym sądem, to podejrzani stają się również wszyscy inni, których dobrze nie znamy. Wśród obcych zaczynamy się czuć niepewnie, znika zwyczajna swoboda w relacjach międzyludzkich. A przecież ogólny poziom zaufania społecznego w Polsce zawsze był bardzo niski. Według badania CBOS, w 2022 r. zaufanie do nieznajomych deklarowało 30 proc., za to nieufność aż 58 proc. pytanych. Pozostali nie mieli zdania. Już dwa lata temu większość z nas nie ufała innym rodakom. Obecne zawirowania prawno-polityczne mogą tę nieufność jeszcze pogłębić.

Zbyt ryzykowne
Oczywiście powszechny brak zaufania wpłynie na obrót gospodarczy. Przedsiębiorcy muszą czuć fundamentalne zaufanie do innych ludzi, by zawierać transakcje lub wchodzić we współpracę z innymi podmiotami na rynku. Bez poczucia bezpieczeństwa ograniczą swoją działalność tylko do bardzo pewnych projektów i do kontaktów z bardzo dobrze poznanymi kontrahentami. Takie zamknięcie się przedsiębiorców w bańkach zmniejszy obroty na rynku, a co za tym idzie, wzrost gospodarczy i konsumpcję. Ambitne i rozwojowe projekty zawsze są ryzykowne, więc nadmierne asekuranctwo może zahamować rozwój gospodarczy kraju.
Zaufanie na rynku jest nieco wyższe niż w społeczeństwie jako całości, ale i tak jest mizerne. W 2022 r. tylko 34 proc. badanych przez CBOS zadeklarowało zaufanie do partnerów w interesach. Nieufność zadeklarowało 35 proc., a pozostała prawie jedna trzecia nie miała zdania – czyli też w jakimś stopniu nie miała zaufania, bo o zaufaniu do innych się zwykle wie. Niski poziom ufności był od lat już wskazywany jako jedna z barier rozwoju Polski, a obecnie może zacząć być tą główną barierą.
Nastroje wśród przedsiębiorców już teraz są raczej słabe. Według tegorocznego badania Polskiego Instytutu Ekonomicznego, zaledwie niecała jedna czwarta przedsiębiorców uważa, że w tym roku sytuacja gospodarcza w kraju się poprawi, chociaż według ekonomistów powinniśmy być właśnie u bram nowego okresu koniunktury. Poprawy sytuacji swojej firmy spodziewa się zaledwie 16 proc. Wśród największych ryzyk na czwartym miejscu wymieniają cyberzagrożenia, w kontekście których sprawne sądownictwo jest przecież szczególnie istotne.
Brak chęci do rozpoczynania nowych projektów ograniczy również poziom inwestycji podmiotów krajowych. Niski poziom inwestycji to nasza bolączka od lat, ale w burzliwych czasach rządów PiS-u stały się one kluczowym problemem gospodarczym. Gdy PiS przejmowało władzę, poziom nakładów inwestycyjnych w relacji do polskiego PKB wynosił około 20 proc., ale ówczesny wicepremier Mateusz Morawiecki obiecywał wzrost do 25 proc. Niestety nastąpiło coś wręcz odwrotnego – inwestycje spadły do 17 proc. PKB i w 2022 .r. były przedostatnie w UE. Gorzej było z nimi jedynie w przeoranej kryzysami Grecji.
Inwestycje wiążą się nie tylko z ryzykiem ekonomicznym, ale też z potencjalnie wieloma sporami sądowymi. Bez inwestycji polskie firmy nie będą się rozwijać, tworzyć nowych produktów i podnosić swojej zyskowności. Zostaną w tyle za konkurencją z pozostałych państw Europy, gdzie spory polityczne nie tworzą aż tak daleko idących konsekwencji prawnych.
Poza tym polskie firmy staną przed wieloma innymi wyzwaniami. Sprawne i powszechnie poważane sądy są niezbędne do szybkiej egzekucji należności pieniężnych. Powszechny brak zaufania do sądów ułatwi nieuczciwym dłużnikom miganie się od spłaty zobowiązań, co może wpędzić wiele uczciwych przedsiębiorstw w brak płynności finansowej. Równocześnie spadnie też skłonność do zawierania transakcji z późniejszym terminem płatności, które dla wielu firm są podstawą funkcjonowania, gdyż spłacają one faktury dopiero po wykonaniu zleceń. Jeśli nie będą mogły nabywać w ten sposób towaru i materiałów, będą musiały finansować się kredytem, co wyjdzie im znacznie drożej. Ogólnie rzecz biorąc, brak zaufania do sądów bardzo podnosi koszty funkcjonowania.

Bezpieczne przystanie
W ostatnich latach polski wzrost napędzany był przez eksport oraz inwestycje zagraniczne (BIZ). Pomimo wielu ryzyk – szczególnie geopolitycznych – zachodni inwestorzy tłumnie przybywali nad Wisłę, skuszeni możliwością prowadzenia tutaj bardzo taniej produkcji stosunkowo wysokiej jakości. Ceny w Polsce są na poziomie Serbii i Albanii, chociaż poziom rozwoju naszego kraju jest dwukrotnie wyższy, nie mówiąc już o jakości infrastruktury czy kompetencjach pracowników. Pomimo spadku inwestycji na świecie z powodu pandemii i późniejszych zawirowań, w Polsce nieustannie one rosły, bijąc rekord za rekordem. Według szacunków PIE, w zeszłym roku poziom bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce mógł sięgnąć niemal 4 proc. PKB. Byłoby to nieco mniej niż w rekordowym 2022 r., gdy BIZ osiągnęły wartość 4,5 proc. PKB.
Trudno więc się spodziewać, by inwestorzy zagraniczni przestali patrzeć na Polskę jak na jedno z najbardziej atrakcyjnych miejsc do inwestowania. Korporacje międzynarodowe mają najlepszych prawników, a w razie niemożności dochodzenia swoich praw przed sądami krajowymi mogą zawsze sięgnąć po arbitraż międzynarodowy. W ich interesie występują również politycy, z czego zresztą słyną kolejni ambasadorzy USA w Polsce. Jednak w krajach niestabilnych korporacje życzą sobie zwykle większych preferencji – dotacji państwowych, ulg podatkowych czy zwolnień z różnych opłat, a czasem wybudowania konkretnej infrastruktury przez państwo. Subwencje budżetowe do największych inwestycji zagranicznych w Polsce już teraz sięgają kilku miliardów złotych od jednej. Chaos prawny może jeszcze je podnieść.
Zaszkodzić rządowi mogą za to inwestorzy lokujący pieniądze nie w fabrykach, ale na rynku kapitałowym. Rynki nie wnikają w szczegóły sytuacji politycznej w danym kraju, gdyż państw na świecie jest tak wiele, że byłoby to niemożliwe – opierają się na pobieżnych analizach głównych wskaźników oraz nagłówków informacyjnych. Jeśli dojdą do wniosku, że w Polsce panuje chaos, momentalnie zaczną przeceniać polskie obligacje, w wyniku czego rząd będzie musiał oferować znacznie wyższe oprocentowanie swoich nowych papierów dłużnych. Jak na razie rynki dobrze oceniły zmianę władzy w Polsce, dzięki czemu rentowność obligacji RP spadła z 6 do 5 proc. Wystarczyłby jednak wzrost o kilka punktów procentowych, co przy dużej awanturze wewnętrznej jest jak najbardziej prawdopodobne, by bardzo utrudnić dopinanie budżetu. W tym roku potrzeby pożyczkowe państwa brutto wynoszą 449 mld zł – przy takich sumach kilka punktów procentowych w górę może namieszać w ogromnym stopniu.
W warunkach niepewności zamożni ludzie i przedsiębiorcy szukają bezpiecznych przystani dla swoich pieniędzy. Skoro inwestowanie w ryzykowne aktywa staje się już zbytnio brawurowe, to kapitał płynie tam, gdzie przynajmniej nie straci. W Polsce taką bezpieczną przystanią są nieruchomości mieszkalne, których ceny rosną nieprzerwanie od kilkunastu lat i nie zamierzają przestać. Chaos prawny może więc przy okazji wygenerować jeszcze większe wzrosty cen mieszkań i odciąć od możliwości zdobycia lokalu kolejne tysiące osób.
Trudno więc spać spokojnie, gdy polska elita władzy wzięła się za łby, infekując sporem politycznym także system prawny. Jeśli ta koszmarna awantura potrwa dłużej niż kilka miesięcy, będziemy mieli spory problem. Pozostaje już jedynie liczyć na niezwykłą odporność polskiej gospodarki, która bez szwanku przetrwała w ostatnim czasie kilka kryzysów z rzędu. Problem w tym, że teraz będzie miała kilka naraz – obok przecież trwa recesja w Niemczech i ciągnąca się wojna w Ukrainie.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki