Logo Przewdonik Katolicki

Niezdrowy brak zaufania

Piotr Wójcik
fot. Piotr Molecki/East News

W nowym roku warto życzyć nam wszystkim, żebyśmy odważyli się częściej przełamywać barierę nieufności, bo chociaż od czasu do czasu można się na zaufaniu sparzyć, to na dłuższą metę wychodzi ono na zdrowie.

Zaufanie to paliwo relacji społecznych. Dzięki niemu ludzie nie boją się oddać dziecka do przedszkola, samochodu do naprawy, a samego siebie pod oko specjalisty medycyny. Gdyby nie zaufanie, wszystko trwałoby znacznie dłużej, a większość rzeczy musielibyśmy robić sami. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele codziennych kwestii opiera się na zaufaniu. To społeczne paliwo jest efektem wieloletnich, a nawet wielowiekowych doświadczeń i budowy relacji społecznych wśród członków wspólnoty, w której żyjemy.
Oczywiście nie zawsze przesadne zaufanie wychodzi nam na zdrowie. Każdemu zdarza się być oszukanym. Bernie Madoff, twórca rekordowej piramidy finansowej, oszukał ludzi majętnych i wykształconych, których zwykle określa się jako „mających głowę na karku”. Mimo wszystko, per saldo, zaufanie zwykle się zwraca z nawiązką. Niestety, w Polsce z zaufaniem jest co najwyżej tak sobie, chociaż nie ma ku temu obiektywnych powodów.

Etyka i kultura
Zaufanie to postawa, a nie działanie. Nie da się go nabyć jednym czynem, chociaż krok po kroku można je w sobie zbudować. To postawa, dzięki której zakładamy, że generalnie po ludziach możemy spodziewać się dobrej woli, a wydarzenia potoczą się mniej więcej zgodnie z przypuszczeniami. Może opierać się ono na różnych przesłankach.
Najbardziej oczywistymi są te racjonalne. Mając odpowiednio dużo informacji, możemy ocenić, czy na przykład dana firma ubezpieczeniowa jest rzetelna, a sprzedawca internetowy faktycznie wysyła kupiony towar. Racjonalna ocena sytuacji opiera się także na założeniu, że drugiej stronie opłaca się wywiązać z umowy. Nikt z nas nie ma jednak pełnych informacji na każdy temat. Nawet najlepiej poinformowani mają luki w swojej wiedzy i zdarza im się popełniać błędy. Przesłanki racjonalne nie wystarczą więc do zbudowania zaufania.
Dlatego opiera się ono również na przesłankach humanistycznych, dzięki którym odbieramy innych ludzi jako podobnych sobie, a więc w jakiś sposób bliskich. Te przesłanki mogą mieć charakter moralny. Jednym z fundamentów społeczności ludzkich jest wyznawany z grubsza ten sam kodeks etyczny, który uznajemy za słuszny nie tylko dlatego, że się opłaca, ale ponieważ opiera się na odpowiednim rozeznaniu dobra i zła. Mając przekonanie, że osoby, które spotykamy, wyznają ten sam system wartości, łatwiej obdarzamy je zaufaniem.
Przesłanki humanistyczne mogą mieć też charakter kulturowy. Kultura to nie tylko wytwory materialne, ale też, a może przede wszystkim, wzorce zachowań. Szczególnie w odniesieniu do drugiego człowieka. Uczciwe i rzetelne podejście do innych jest naszą naturalną dystynkcją, gdy zostanie nam wpojone podczas lat socjalizacji. Intuicyjnie więc obdarzamy zaufaniem przedstawicieli tej samej kultury, gdyż odbieramy ich jako podobnych sobie. Wierzymy, że zachowają się w danej sytuacji według podobnych wzorców.

Od małego uczeni zaufania
Roderick Kramer w tekście Rethinking trust na łamach „Harvard Business Review” zwraca uwagę, że to zaufanie, a nie nieufność, jest naturalną postawą człowieka. Jesteśmy zmuszeni do zaufania innym od samego urodzenia. Według Kramera człowiek przychodzi na świat „fizycznie przedwcześnie”, tzn. po urodzeniu nie jest jeszcze zdolny do samodzielnego funkcjonowania. Żeby przetrwać, musi więc zaufać swoim rodzicom. Już po kilku godzinach od urodzenia dziecko potrafi kierować głowę w stronę głosu matki, a nawet naśladować mimikę rodziców. Skoro od urodzenia jesteśmy zależni od innych ludzi, zaufanie jest kluczowe dla przetrwania już od pierwszych dni życia. Co więcej, więź dziecko–rodzice napędza rozwój mózgu. Rozwijamy się w relacjach z innymi. Nawet największy geniusz pozbawiony w dzieciństwie bliskich relacji społecznych będzie opóźniony w rozwoju. Od zaufania zależy więc nie tylko fizyczne przetrwanie, ale też rozwój intelektualny.
Kramer zauważa, że tworzenie zaufania na linii dziecko–rodzic ma istotne konsekwencje w przyszłym życiu. Przykładowo budowie zaufania sprzyja dotyk. W badaniu przeprowadzonym przez psychologa Dachera Keltnera uczestnicy eksperymentu, którzy zostali niemal niezauważalnie dotknięci w plecy, byli chętniej nastawieni na współpracę niż na rywalizację. Z tego też powodu witamy się uściskiem dłoni. Poza tym zdecydowanie chętniej ufamy ludziom, którzy są fizycznie do nas podobni. Lisa De Bruine opracowała technikę dyskretnego przekształcania zdjęć twarzy innych osób, by upodobnić je do twarzy uczestników badania, którym zdjęcie było pokazywane. Im większy stopień podobieństwa uzyskano, tym większym zaufaniem uczestnik obdarzał właściciela okazanej mu twarzy. Prawdopodobnie dlatego, że intuicja podpowiadała mu jakiś stopień pokrewieństwa. A krewnym generalnie ufamy, gdyż uczymy się zaufania do nich już od najmłodszych lat.

Nadwiślańska specyfika
Mając to wszystko na względzie, w ciemno należałoby zakwalifikować Polskę do krajów o bardzo wysokim stopniu zaufania. Jesteśmy przecież społeczeństwem niezwykle jednolitym pod względem etnicznym i kulturowym. Polska jest również krajem bardzo familiarnym, w którym więzy rodzinne są bliskie i zwykle dosyć zażyłe, przynajmniej w obrębie najbliższych krewnych. Poza tym wszyscy jesteśmy socjalizowani w dosyć podobnych warunkach. Ponad 90 proc. dzieci chodzi do szkół publicznych, zresztą także w prywatnych obowiązuje państwowa podstawa nauczania. Zdecydowana większość obywateli to przynajmniej deklaratywni katolicy i nawet ateiści zanurzeni są w chrześcijańskim kręgu cywilizacyjnym. Oczywiście także nad Wisłą występują wyczuwalne różnice klasowe, wynikające głównie z nierówności ekonomicznych oraz poziomu wykształcenia rodziców, jednak nie są one drastyczne – przynajmniej w porównaniu chociażby do USA.
Mimo to poziom zaufania nad Wisłą jest dosyć mizerny. CBOS co roku pyta ankietowanych, czy większości ludzi można ufać, czy jednak w stosunkach z innymi należy być ostrożnym. W 2020 r. 76 proc. osób przychyliło się do drugiej opcji, a według zaledwie 22 proc. większość ludzi jest godna zaufania. To i tak nieco lepiej niż na początku XXI w. W 2004 r. „ostrożnych” było aż 81 proc., a „ufnych” ledwie 17 proc. Najlepszy wskaźnik zaufania osiągnęliśmy w latach 2008-2010 – wtedy przeszło jednak czwarta Polaków była gotowa obdarzyć zaufaniem większość ludzi.
Zapytano również, czy ankietowani obdarzają zaufaniem obcych ludzi, których spotykają w różnych codziennych sytuacjach. Aż 46 proc. odpowiedziało, że nie ufa obcym – zaufaniem nieznajomych obdarza jedynie 40 proc. pytanych. Zdecydowanie najgorzej było pod tym względem w 2006 r., gdy zaufanie do obcych deklarowała ledwo jedna trzecia pytanych, a 54 proc. przyznało, że im nie ufa. W 2020 r. aż 41 proc. pytanych stwierdziło również, że zaufanie do partnerów w interesach na ogół źle się kończy. Innego zdania było 34 proc. badanych. W tym względzie również zanotowaliśmy progres w porównaniu do początku XXI w., jednak dosyć niewielki.

Wojna zamiast polityki
W badaniach CBOS dotyczących zaufania na przestrzeni lat rzuca się w oczy jeden fakt. Do 2010 r. wskaźniki zaufania rosły w całkiem niezłym tempie. Dwanaście lat temu zaczęły jednak powoli spadać lub w najlepszym razie utkwiły w stagnacji. W 2010 r. oczywiście miała miejsce katastrofa smoleńska – i to nawet nie o nią samą tu chodzi, lecz o niespotykane wcześniej podgrzanie rywalizacji politycznej. Od tamtego czasu polska polityka zaczęła przypominać wojnę, a społeczeństwo zaczęło dzielić się na dwa obozy. I dlatego też przede wszystkim nie ufamy instytucjom, które mają charakter polityczny, za to zaufanie do instytucji mniej uwikłanych w spór polityczny nad Wisłą jest już wyższe. Przykładowo zdecydowana większość z nas ufa wojsku (83 proc.) i policji (71 proc.), jednak partiom politycznym ufa ledwie co czwarty, a Sejmowi i Senatowi co trzeci. Co ciekawe, władzom samorządowym, które zwykle są mniej uwikłane w politykę, ufa trzy czwarte z nas, a Kościołowi dwie trzecie. Tymczasem rządowi mniej niż połowa, a Trybunałowi Konstytucyjnemu tylko 40 proc.
Zupełnie destrukcyjne dla zaufania społecznego w Polsce są media. Stały się stronami w sporze politycznym, a kłótnie między publicystami bywają bardziej zażarte niż spory między politykami. Oczywiście wtedy, gdy do studia wpuści się komentatorów z różnych stron barykady, co obecnie jest już coraz rzadsze i praktykuje to właściwie już tylko jedna duża stacja telewizyjna. W pozostałych publicyści obrzucają się błotem zaocznie. Informacje stały się komentarzami, często zmanipulowanymi, więc mediom nie do końca ufają nawet ich wierni odbiorcy. Nic więc dziwnego, że media stały się najmniej godną zaufania instytucją w Polsce, zaraz po partiach politycznych. Ufa im zaledwie 32 proc. pytanych. Tymczasem na północy Europy mediom ufa nawet trzy czwarte obywateli.
Na poziom zaufania wpływa nie tylko sama polityka, ale też jakość domeny publicznej, na którą oczywiście politycy mają przemożny wpływ. Paweł Marczewski w publikacji Epidemia nieufności zwraca uwagę, że na zaufanie wpływa chociażby poziom świadczenia usług publicznych. Przykładowo pod względem zaufania do publicznego systemu ochrony zdrowia Polacy znajdują się na trzecim miejscu od końca w UE. Nic więc dziwnego, że w czasie pandemii tak wielu z nas nie przestrzega zaleceń lekarzy i niespecjalnie wierzy szczepionkom. I to nie jest wina samych pracowników ochrony zdrowia, zwykle przemęczonych i, nie licząc lekarzy, źle wynagradzanych. Niskie zaufanie do systemu to efekt jego złej organizacji i przede wszystkim nierównego dostępu, co buduje przeświadczenie, że zdrowie jest dostępne tylko dla uprzywilejowanych. Z podobnych względów niskim zaufaniem darzymy też wymiar sprawiedliwości – wg CBOS ufa mu ledwie 42 proc. Polaków.

Fatalne konsekwencje
Ogólna atmosfera nieufności, jaka zakorzeniła się nad Wisłą w ostatnich latach, nie wychodzi nam na zdrowie. I to dosłownie – niski poziom przestrzegania restrykcji pandemicznych oraz niechęć do szczepień to także efekt braku zaufania społecznego w Polsce. Oczywiście sprzeciw wobec polityki antypandemicznej idzie w poprzek podziału politycznego – niechętni restrykcjom i szczepieniom są w obu obozach, jednak brak zaufania do mediów, polityków oraz domeny publicznej sprawiają, że ludzie wolą szukać strategii przetrwania w czasie zarazy na własną rękę, za co niejednokrotnie płacą życiem lub zdrowiem.
Ograniczony poziom zaufania w Polsce odbija się nawet na naszych portfelach. Według wyliczeń prof. Jana Fazlagicia z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu nieufność między przedsiębiorcami może przynosić w Polsce straty wysokości 281 mld zł rocznie. Transakcje takiej wartości nie dochodzą do skutku, gdyż przedsiębiorcy sobie nawzajem nie ufają.
Być może postawę zaufania łatwiej będzie w sobie zbudować, gdy każdy się wreszcie przekona, że ta atmosfera nieufności nad Wisłą jest w dużej mierze sztuczna, wykreowana na potrzeby politycznej awantury. Oczywiście tematów do sporów w Polsce znajdziemy całkiem sporo, jednak większość tych, którymi żyją główne media, jest zupełnie jałowa i dotyczy obszarów, które w niewielkim stopniu wpływają na poziom i jakość życia w naszym kraju. Poza tym żaden spór nie wymaga patrzenia na oponenta jak na wroga, którego trzeba zniszczyć. W nowym roku warto więc życzyć nam wszystkim, żebyśmy odważyli się częściej przełamywać barierę nieufności, bo chociaż od czasu do czasu można się na zaufaniu sparzyć, to na dłuższą metę wychodzi ono na zdrowie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki