Ewangelia Świętego Marka bywa określana jako Ewangelia Piotra, Marek był bowiem towarzyszem apostolskich działań głowy kolegium apostolskiego. Co ciekawe, właśnie ta – najprawdopodobniej najstarsza spośród wszystkich czterech – Ewangelia pozostawiła nam opisy upadków pierwszego z apostołów najbardziej dosadne, ewangeliści piszący później starali się prawdę o niewierności Piotra nieco złagodzić.
W przypomnianej tym razem scenie Piotr mówi najważniejszą rzecz, którą ewangelista chce przekazać w swej opowieści o Jezusie – „Ty jesteś Mesjasz” – a zaraz potem daje dowód, że rozumie boskie namaszczenie Jezusa na króla Izraela tak docześnie i politycznie, że Jezus czuje się zmuszony zdystansować do niego w sposób, w jaki nie zdystansuje się nigdy wobec nikogo na kartach Ewangelii: „zejdź Mi z oczu, szatanie”.
Dlaczego tak olbrzymi kontrast w prezentacji pierwszego z apostołów – z jednej strony wyjątkowa przenikliwość jego odpowiedzi, a z drugiej nietrafna interpretacja powiązana z ostrą reakcją Jezusa – został wydobyty przez Marka w kilku wersach, w sposób, który każe podejrzewać, że ewangeliście bardzo zależało na tym, by nikt z czytelników tego szokującego kontrastu nie przeoczył?
Być może chodziło o to, byśmy na zawsze zapamiętali, że wszędzie tam, gdzie jest wielka bliskość Boga, istotny wgląd w prawdę o Nim, albo wielka władza i odpowiedzialność, proporcjonalnie wielka będzie pokusa, by upaść i zdradzić, uznając się za kogoś, kto już wie, kim jest Bóg, jak On działa czy jak powinien działać. Może chodziło o to, byśmy pamiętali, iż upadek na naszej drodze nie kwestionuje naszych wcześniejszych odkryć, ale ma je oczyścić, i że w związku z tym nie powinniśmy koncentrować się na upadkach, a po prostu uznać, że nasze trafne wglądy „nie są z nas”, są Bożym darem, nad którym nie panujemy. Może chodziło wreszcie o to, byśmy zrozumieli, że opowieść o słabości Piotra jest przede wszystkim opowieścią o wielkości Bożego miłosierdzia. Gorliwie szukający Boga, ale i zapierający się Jezusa Piotr odda przecież życie za Chrystusa. Ludzka słabość – jeśli jest przynoszona do Chrystusa i przeżywana w relacji do Niego – nie może zniszczyć naszej więzi z Bogiem.