Logo Przewdonik Katolicki

Obrazy fizjologii. Otwartość czy ekshibicjonizm?

Angelika Szelągowska-Mironiuk, psycholożka, psychoterapeutka
il. Jan Kałużny

Intensywne, niekiedy wręcz płomienne reakcje na rzeźbę przedstawiającą rodzącą Maryję wskazują, że jako społeczeństwo wciąż nie mamy pewności, kiedy i w jaki sposób opowiadać o ludzkiej fizjologii.

Choć ludzkie ciała – nawet te obnażone i w dość swobodnych pozach – otaczają nas z każdej strony, oswojenie się z cielesnością wciąż jest o wiele bardziej iluzoryczne, niż jesteśmy skłonni przyznać.

Łaska i natura
Rzeźba rodzącej Maryi nie wywołała we mnie zachwytu. Nie, nie obraziła moich uczuć religijnych ani nie wywołała szoku – myśląc o ziemskim życiu Matki Jezusa, od dawna dopuszczam do siebie intuicję, że Jej poród mógł przypominać setki tysięcy innych procesów rodzenia, które były udziałem współczesnych Jej matek. Po prostu ta konkretna figura nie jest, w moim poczuciu, ani wyjątkowa pod względem warsztatowym, ani nie wpasowuje się w moje osobiste upodobanie do dzieł bardziej abstrakcyjnych. Jednak to, że nie wpisuje się ona w mój gust, nie oznacza, że obraz będącej w procesie rodzenia Matki Bożej nie jest nam w jakimś sensie potrzebny i nie mówi czegoś ważnego o dzisiejszym podejściu do cielesności. Tak dosłowne podejmowanie tematu porodu – i to w wykonaniu Bogurodzicy! – świadczy o tym, że jesteśmy już (przynajmniej w jakiejś części) znużeni wypieraniem tej części ludzkiej natury, którą uznajemy za mniej estetyczną, momentami drastyczną. Mamy też – jak sądzę – dość przekłamanej patriarchalnej narracji na temat kobiecego ciała: podczas gdy część mężczyzn w porodzie chce widzieć wydarzenie wyłączenie mirakularne i wzniosłe, wiele kobiet widzi wysiłek, ból i falującą niepewność. Figura rodzącej Miriam stanowi kolejne „upomnienie się” o przestrzeń dla opowieści o kobiecym doświadczeniu. Niezależnie od opinii na temat rzeźby (nikomu przecież nie musi się ona podobać), nie sądzę, by tego typu dzieła stanowiły akt profanacji: świętość czy szlachetność danej osoby nie sprawia, że nie podlega ona prawom biologii. Ludzie święci, wyjątkowo moralni czy wybitni są tacy również wtedy, gdy w ich ciałach mają miejsce najbardziej prozaiczne procesy. Wydawanie na świat potomstwa, krwawienie miesiączkowe, laktacja (co rozpoznawali twórcy wizerunków karmiącej Madonny) czy łysienie nie odbiera nikomu zasług i chwały. Łaska buduje przecież na naturze – a częścią ludzkiej natury jest także to, co czasami kojarzy nam się z „nieczystością”, cierpieniem i słabością. Oddalając się od własnego cielesnego przeżycia, od odczuć i napięć wynikających z posiadania ciała, oddalamy się jednocześnie od własnego człowieczeństwa.

Performance ciała
Pozornie ciała – nawet te obnażone i w dość swobodnych pozach – otaczają nas z każdej strony. Przywykliśmy już do obecności billboardów ze zdjęciami modelek reklamujących bieliznę czy suplementy diety, ale jednocześnie… odwykliśmy od mniej „przyjemnej” części ludzkiej kondycji cielesnej. To, że dziś w filmach i kampaniach marketingowych obecne są także reprezentacje ciał osób w rozmiarze powyżej 38, na zdjęciach reklamujących podpaski widzimy wreszcie czerwoną (a nie szpitalno-niebieską, jak niegdyś) ciecz, zaś w popularnym serialu Ród smoka widzimy naturalistyczną scenę trudnego porodu, może sugerować, że… otwieramy się na prawdziwą, a nie tylko estetyzowaną cielesność. Retuszowane zdjęcia ciał idealnie mieszczących się w dzisiejszym kanonie piękna nie są przecież tak naprawdę realistycznym obrazem człowieka – są czasem performance'em ciała, a nawet wyrazem lęku przed prawdziwą ludzką kondycją. Prawdziwe ludzkie ciała nie są przecież ani idealnie gładkie, ani sterylne, ani też nie zawsze (całe szczęście!) dające się „ujarzmić”, układając się tak, by wyglądać jak najbardziej pociągająco. Ciało żywej osoby  – nawet tej zdrowej, młodej i uznawanej za atrakcyjną – nigdy nie będzie przypominało woskowej figury. Przypomnienie o tym we współczesnej kulturze jest o tyle cenne, że oddaje przestrzeń i zapobiega wykluczeniu osób, których ciała nie wpisują się w kanon piękna, np. z powodu nadwagi lub widocznej niepełnosprawności. Osoba z otyłością, cellulitem albo problemami skórnymi także ma prawo do wychodzenia na plażę, uprawiania sportu i życia towarzyskiego – reklamy czy spoty nieukrywające tak zwanych niedoskonałości mogą dodać odwagi wszystkim tym osobom, które przez lata żyły w przekonaniu, że zaczną się cieszyć życiem dopiero wtedy, gdy schudną lub poddadzą się serii zabiegów upiększających skórę.

Ciało jest do życia 
Korzystne dla osób „odciętych” od własnego ciała i wstydzących się naturalnych procesów, które mają w nim miejsce (takich jak menstruacja, krwawienie połogowe, pocenie się, pojawianie się zmarszczek i zakoli) może być także pokazywanie tych elementów fizjologii w mediach wszelkiego typu. W swojej pracy spotkałam niemało osób (zwłaszcza młodych), które bały się podjąć aktywność fizyczną z uwagi na to, że… po wysiłku na ich twarzy widoczny będzie pot i zaczerwienienie, których do niedawna nie pokazywali ani twórcy reklam odzieży sportowej, ani reżyserowie filmów dla młodych dorosłych. Normalizacja cielesności w pełnej krasie może więc być odwrotnością uprzedmiotowienia ludzkiego ciała – realistyczne przedstawienia fizjologii sprawiają, że zaczynamy patrzeć na ciało jak na nasz „dom”, a nie obiekt, który trzeba nieustannie dyscyplinować i karać za starzenie się, tycie czy siwienie. Otwartość w zakresie mówienia o doświadczeniach płynących z ciała może także przynieść korzyści prozdrowotne. Realistyczne plakaty lub filmy nawiązujące do zagrożenia związanego z rakiem prostaty, albo też „zwykłego”, przyziemnego zapalenia układu moczowego mają moc, aby skłonić naszych rodaków do wdrożenia w życie rozsądnej profilaktyki. Bardziej szczere opowieści o menstruacji i trudnościach, których w związku z nią doświadcza wiele kobiet, pomagają z jednej strony zmniejszyć wstyd odczuwany w związku z okresem, a z drugiej – podjąć decyzję o udaniu się do lekarza, gdy coś w związku z kobiecym cyklem niepokoi daną osobę. Między innymi dzięki otwartości różnych influencerek i obecności lekarzy w telewizji śniadaniowej, którzy nie rumienią się już, gdy wypowiadają słowo „okres”, coraz więcej kobiet wie, że – wbrew temu, co mówią niektóre mamy, babcie i koleżanki – okres nie powinien wiązać się z silnym bólem. Zaprzestanie tabuizacji tematów cielesno-zdrowotnych stanowi też przełom w walce z negatywnymi zjawiskami socjoekonomicznymi, takimi jak chociażby ubóstwo menstruacyjne (coraz więcej miejsc organizuje u siebie „różowe skrzyneczki”, czyli miejsca z darmowymi podpaskami i tamponami) czy wykluczenie kobiet karmiących piersią z przestrzeni publicznej. Coraz więcej z nas przyjmuje i uznaje za naturalne to, że niemowlę – także to spożywające wyłącznie mleko matki – tak jak wszyscy inni ludzie ma prawo zjeść posiłek w parku lub w kawiarni. „Odkrywamy”, że ciało (również to kobiece, tak często seksualizowane) służy nie tylko do wzbudzania zachwytu u innych ludzi, ale także po prostu do podtrzymywania funkcji życiowych.

Poszanowanie prywatności 
Jednak epatowanie ludzką fizjologią niesie ze sobą także pewne zagrożenia i problemy, o wiele poważniejsze niż to, że komuś tego typu obrazy mogą się zwyczajnie nie podobać. W naszym społeczeństwie – być może również w naszym bliskim otoczeniu – żyją osoby, dla których spotkanie z realistyczną sceną porodu albo zdjęciem otwartego złamania może być bardzo niekomfortowe, wręcz „naruszające” psychologicznie. Kobieta, która sama niedawno doświadczyła powikłanego porodu, albo młody człowiek, który dochodzi do siebie po poważnym wypadku komunikacyjnym, mogą zwyczajnie nie być gotowi na ekspozycję na tego typu treści. Narażenie na naturalistyczny obraz lub kadr osoby, która jest w kryzysie psychicznym, może mieć dla niej charakter triggerujący, czyli wyzwalający bardzo trudne emocje i pogarszające jej stan. Obecność w mainstreamowych mediach tego typu obrazów, czy też w ogólnodostępnych miejscach dzieł sztuki nawiązujących do trudniejszych aspektów ludzkiej fizjologii, może więc godzić w czyjąś wrażliwość – i to nie tylko tę estetyczną. Na ile to możliwe, warto więc opatrywać tego typu obrazy „trigger warningiem”, czyli ostrzeżeniem przed mogącą wywoływać dyskomfort zawartością – odbiorca, który dostrzega takie oznaczenie, może sam zdecydować, czy jest gotowy na zapoznanie się z „niewygodną” treścią. Niestety, w naszym dążeniu do normalizacji wszelkich doświadczeń płynących z ciała zapominamy czasami o tych, którzy z różnych przyczyn w danym momencie są bardziej wrażliwi. Dążenie do przedstawiania bardziej realistycznej wersji własnego życia (zwłaszcza w mediach społecznościowych) związana jest jednak także z ryzykiem, że… czyniąc to, wykroczymy poza swoją własną egzystencję i naruszymy cudze prawo do prywatności. To ważne, by wiedzieć, że dziecko i młoda matka po porodzie wyglądają inaczej niż na hollywoodzkich filmach, na podstawie których można by pomyśleć, że podczas porodu tuż obok położnych dyżuruje kosmetyczka i fryzjerka. Jednak umieszczenie w internecie, bez żadnych ograniczeń co do prywatności, zdjęć nagiego noworodka jest w moim poczuciu nadużyciem. Dziecko powinno mieć kiedyś prawo samo zdecydować, czy i na jakich zasadach będzie publikowało własny wizerunek w sieci. Podobnych wątpliwości dostarcza obserwacja kont parentingowych, których autorzy – chcąc „odczarować” rzeczywistość życia z dziećmi – pokazują swoje pociechy w sytuacjach choroby, niedomagania, płaczu. Mimo szczytnych (mam nadzieję!) intencji takie działanie w moim odczuciu zasługuje na krytykę: człowiek, również będący dzieckiem, ma prawo przeżyć swoją jelitówkę lub ospę w spokoju, a nie będąc obserwowanym przez tysiące obcych ludzi. Chęć normalizowania codziennych problemów nie stanowi usprawiedliwienia dla pogwałcenia czyjejś intymności.

Wzór człowieczeństwa
Wracając do wątku rodzącej Matki Bożej: warto pamiętać, że dla osób wierzących Maryja nie stanowi jedynie wzoru macierzyństwa, ale także człowieczeństwa w ogóle. Nie chciałabym, aby dyskusja o sposobie, w jaki wydała Ona na świat Jezusa, przesłoniła inne aspekty Jej życia i osobowości. Choć świadomość, że nawet Matka Boga mogła doświadczać wycieńczenia, bólu i utraty kontroli, z którymi wiąże się poród, może uczynić Ją bliższą wielu wierzącym i poszukującym, którzy przecież rzeczywistości doświadczają poprzez własne ciała.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki