W grudniu ubiegłego roku Sekretariat Synodu poprosił poszczególne episkopaty, żeby w swoich lokalnych Kościołach zajęły się pogłębieniem tych tematów, które były podjęte w czasie październikowej sesji synodu. To logiczna kolejność, która sama w sobie miała być narzędziem synodalności. Po spotkaniu biskupów w Rzymie owoce ich rozmów miały wrócić do diecezji i po raz kolejny zostać przepracowane w całej wspólnocie. To była szansa nie tylko na poszerzenie spojrzenia, ale również na realne uwzględnienie lokalnych warunków czy też niezwykle ważne podzielenie się doświadczeniem, które bywa zupełnie różne w różnych częściach świata.
Do maja owoce tych prac miały zostać przesłane do Rzymu. Pod polską syntezą „odpowiedzi diecezjalnych”, opublikowaną na oficjalnej stronie Konferencji Episkopatu Polski, nikt się nie podpisał. Nie podano również do wiadomości, w jaki sposób owa synteza była tworzona i na ile rzeczywiście w tym procesie brały udział Kościoły diecezjalne. I to jest najmniejszy z zarzutów, jaki można tej syntezie postawić.
Głos do świata
Dokument, opublikowany jako „synteza odpowiedzi diecezji polskich”, może być czytany jako zwykły, kościelny materiał. Doskonale znamy ten język i wiemy, że nie należy się po nim spodziewać niczego kontrowersyjnego czy odkrywczego: nie w tym celu są one tworzone. Jednak w tym przypadku trzeba mieć świadomość, że to nie my w Polsce jesteśmy jego właściwymi odbiorcami. Jego odbiorcami są biskupi i wierni z Kościoła rozsianego po całym świecie. To Kościół, który dał nam czas, bo chce nas poznać i wymieniać z nami myśli. To Kościół, który chce zrozumieć naszą specyfikę, zauważyć nasze problemy, skorzystać z naszych doświadczeń, budować się naszą wiarą. Na tym właśnie polega wymiana darów we wspólnocie Kościoła i takie również było założenie synodu. Mała jest szansa, żeby na podstawie tej syntezy właśnie z Kościoła w Polsce popłynął do chrześcijańskiego świata impuls nadziei.
Dzielić doświadczenie
Pierwsze pytanie, na jakie mieliśmy odpowiedzieć, dotyczyło przekazywania w lokalnym Kościele doświadczeń zgromadzenia synodu w październiku. Jest ono o tyle trudne, że w synodzie w Rzymie brała udział tylko mała delegacja, złożona w większości z arcybiskupów – nie było więc możliwości, żeby to oni szeroko dzielili się swoim doświadczeniem. Być może tu właśnie objawia się jedna z większych słabości obecnego etapu synodu o synodalności. Doświadczenie garstki uczestników okazuje się nieprzekazywalne i nie znajduje drogi dotarcia do wiernych w tak dużym Kościele jak w Polsce, podzielonym na tak wiele diecezji. Obecność na synodzie abp. Gądeckiego, abp. Jędraszewskiego czy abp. Galbasa nie mogła znaleźć swojego przełożenia na synodalne rozmowy, toczone w odległych im diecezjach. Rozmowy te zatem w owych diecezjach po październikowej sesji synodu w większości miejsc nie toczyły się już w ogóle. Sam synod został w ten sposób zatrzymany w warstwie instytucjonalnej Kościoła, na poziomie hierarchów.
Odpowiedź na pytanie o przekazywanie doświadczenia padła zatem ze strony polskiego episkopatu dość standardowa: należy kontynuować spotkania synodalne w parafiach i diecezjach tak, żeby były one metodą pracy rad duszpasterskich i innych gremiów. Ważne, żeby dostarczać im materiały synodalne, pisane zrozumiałym językiem. Rzeczywiście, bez wątpienia nie tylko w Polsce wciąż mamy problem z rozumieniem samego pojęcia „synodalność”, ważną potrzebą jest zatem dalsze o nim komunikowanie.
Zwyczajne synodalne
Co można zrobić w Polsce, żeby nie tylko synodalność komunikować, ale również się jej uczyć? Kościół w Polsce proponuje następujący schemat. Należy przede wszystkim wykorzystywać to, co już mamy, czyli rady parafialne i różnego rodzaju wspólnoty – a przez nie angażować w synodalność więcej osób, gdyż ideałem byłoby, gdyby zaangażowany był każdy ochrzczony. Zasadniczo jednak najlepiej braterstwo i wspólnota budowane są w Eucharystii, więc to ona powinna pozostawać w centrum życia chrześcijańskiego. Dokument przypomina również, że wprawdzie internet jest ważnym narzędziem, ale ostatecznie prowadzić powinien do spotkań w świecie rzeczywistym.
Na ile są to propozycje rzeczywiście wypracowane w ramach pogłębiania myśli październikowego synodu? Na ile zwyczajna działalność Kościoła w Polsce nazwana na potrzeby Watykanu po prostu „synodalną”?
Instrukcja rozmowy
Bez wątpienia do konstruktywnych uwag zaliczyć można propozycję wypracowania instrukcji „rozmowy w Duchu Świętym”. „Rozmowa w Duchu Świętym” była jedną z metod pracy synodu. Dokument polskiego Episkopatu zwraca uwagę, żeby aby ta metoda mogła być wdrażana w całym Kościele, w czasie różnych spotkań, należy opracować jej prosty schemat, który będzie zrozumiały w Kościołach lokalnych. Instrukcję taką powinni opracować ludzie, którzy tą metodą pracują. Dobrze byłoby, gdyby prowadzili oni warsztaty dla liderów, tak żeby ci mogli wdrażać metodę już w konkretnych wspólnotach.
Duchowość samotnych matek
Odpowiedź na połączone pytania o zaangażowanie wszystkich ochrzczonych i wsłuchanie się w tych, którzy znajdują się na peryferiach, wprowadza w pewną konsternację: trudno jest bowiem określić, kto jest tu traktowany jako ochrzczony do włączania, a kto jest osobą z peryferii. Wydaje się, że Kościół w Polsce większą wagę przywiązuje jednak do tych, którzy już są nim zainteresowani, niż do wychodzenia na opłotki, na spotkanie tych, którzy z przyjęciem wiary mają trudności. Za wykluczonych w dokumencie Episkopatu uważa głównie ludzi ubogich i samotne matki, postulując ich katechizowanie. Postuluje się również oddanie głosu migrantom, którzy wrócili do Kościoła. Dominuje jednak ton rozczarowania, że spotkanie i słuchanie ludzi z peryferii jest trudne, bo ci, mimo zachęt, do kościoła nie chcą przychodzić, a ponadto kwestionują moralne nauczanie Kościoła i chcą je zmieniać. Wydaje się, że dla papieża Franciszka nie jest to przeszkodą w dialogu, że właśnie do tych ludzi w szczególny sposób nas posyła – i robi to właśnie dlatego, że przyjęcie nauczania Kościoła wciąż jest dla nich kłopotliwe. W Polsce jednak zamiast tego w dokumencie akcentuje się rolę kapelanów szpitalnych i prefektów w szkołach katolickich.
Ważne i pilne
Sekretariat Synodu prosił lokalne episkopaty, by te wyznaczyły najważniejsze dla siebie tematy i kwestie do podjęcia: takie, nad którymi będą chciały pracować jak najszybciej, powołując nawet specjalne komisje ekspertów. Na polskiej liście tych wyzwań pojawiło się opracowanie syntetycznego opisu dobrych praktyk synodalności – tak, by materiały te można było wykorzystywać przy okazji szkoleń dla księży, liderów czy osób odpowiedzialnych. To rzeczywiście mogłoby w znaczący sposób przyczynić się do świadomości, czym synodalność jest, oraz pomagać wprowadzać ją w sposób praktyczny.
Drugim wyzwaniem ma być „ukazywanie wielowymiarowości synodalnego stylu życia, mającego istotny wpływ na rozwój osobowy, życie społeczne, dojrzałość w budowaniu wspólnej przyszłości. Koreluje to z zagadnieniem rozpoznawania charyzmatów i umiejętności obecnych w codziennej praktyce Kościoła. Styl synodalny może być okazją do dania światu podzielonemu rozmaitymi konfliktami (…) narzędzia jedności, którego nie jest on w stanie sam z siebie wypracować. Istotne jest także przezwyciężenie poczucia wzajemnej nieufności oraz braku wiary w to, że cokolwiek może się zmienić na lepsze i bardziej ewangeliczne w życiu Kościoła”. Na ile zrozumiałe jest tu założenie, że synodalność niesie ze sobą szeroko rozumiany pokój, trudno jest uznać, że mamy tu do czynienia z konkretnym planem, nad którym mogą zacząć pracować eksperci. Trzecią wreszcie troską, nad którą zgodnie z dokumentem Episkopatu pragnie się skupić Kościół w Polsce, jest młodzież. To wydaje się i słuszne, i oczywiste – niestety znów nie wiemy, w jaki sposób ma się to odbywać. O młodzież troszczy się dziś cały Kościół, przynajmniej w przestrzeni europejskiej, bardziej zatem niż opowieść o tym, „że” trzeba się tym zajmować, potrzebne są kreatywne pomysły „w jaki sposób” to robić.
Wśród elementów, którymi szczególnie chcemy się pochwalić w świecie i uznajemy je za swoje synodalne osiągnięcia, które mogą karmić inne Kościoły lokalne, są wymienione spotkania synodalne w parafiach (przypomnijmy, że wzięło w nich udział około 2 proc. wiernych) oraz synodalne rozmowy nauczycieli i pracowników wyższych uczelni. Za szczególne owoce synodu w Polsce w dokumencie uznano „wprowadzone w niektórych parafiach i wspólnotach Liturgie Słowa i Liturgie Pokutne”.
Wotum nieufności
Najmniej chyba optymistyczny w całym dokumencie jest powracający w różnych miejscach dokumentu wątek przyjęcia synodu przed duchowieństwo. Mamy tu do czynienia z postulatem, żeby „opracować sposoby bardziej aktywnego zaangażowania diakonów, prezbiterów i biskupów w proces synodalny”. W innym miejscu pojawiają się słowa o potrzebie „opracowania form aktywizowania księży i biskupów”. Jest wreszcie mowa i potrzebie synodalności między samymi duchownymi. Ten ostatni fragment ma być może największą szansę na zwrócenie uwagi Kościoła powszechnego na specyfikę Kościoła w Polsce. W ramach pogłębiania procesu synodalnego pojawia się bowiem u nas propozycja, żeby w czasie synodu nie wprowadzać konfliktów teologicznych i nie publikować w instytucjach kościelnych „nieprzemyślanych stanowisk, dotyczących na przykład diakonatu kobiet, podważania celibatu kapłańskiego czy błogosławienia par jednopłciowych”.
Owszem, te tematy nie są przedmiotem synodu – który wszak poświęcony jest samej synodalności. Jednak zamykanie dyskusji i nazywanie dokumentów płynących choćby z Dykasterii Nauki Wiary „nieprzemyślanymi stanowiskami” jest dość odważnym ruchem w ramach procesu, służącego nauczeniu się słuchania i wspólnego szukania tego, co Duch Święty mówi do Kościoła.
Nadzieja w spotkaniu
Czytając te słowa, trudno nie odnieść wrażenia, że są one raczej wyrazem niechęci lub po prostu rozczarowania synodem niż owocem doświadczenia spotkania, które rodzi kolejne owoce. Trudno jest również, mając w pamięci setki syntez parafialnych i wspólnotowych oraz dziesiątki syntez diecezjalnych, znaleźć choć mały ich ślad w tym, co miało być pogłębianiem doświadczenia. Pozostaje mieć nadzieję, że prawdziwa synodalność dziać się będzie mimo wszystko i tam, gdzie dziać się powinna: w parafiach, we wspólnotach, wśród ludzi, którzy rozumieją, że kiedy naprawdę się wzajemnie słuchają, wtedy dziać się może największe dobro.