Wspólne są nie tylko wyzwania, ale i porażki, albo – jeśli mówić delikatniej – trudności, z jakimi spotykał się synod i jakie synod diagnozuje w Kościele w Polsce.
NIE UFAMY FRANCISZKOWI
Nie zaufaliśmy inicjatywie synodalnej, co w dużej mierze jest skutkiem tego, że nie ufamy papieżowi Franciszkowi. Ten motyw powraca w mniejszym lub większym natężeniu niemal we wszystkich diecezjach. Nieufność motywowana jest najczęściej podobieństwem synodu do niemieckiej „drogi synodalnej” – u jej źródeł stoi więc nieznajomość procesów synodalnych w historii Kościoła oraz wiedza o sytuacji w Niemczech kształtowana wyłącznie na podstawie przekazów medialnych. W wielu diecezjach kwestionowana była nie tylko forma synodu, ale i sam sens jego podejmowania. W diecezji gnieźnieńskiej uczestnicy synodu zwracali uwagę na to, że sami księża publicznie wobec wiernych kwestionują papieża. W Poznaniu przytaczano opinie radykalnie negatywne: „papież jest heretykiem”, „droga synodalna niszczy Kościół” czy „uczestnictwo w synodzie jest grzechem”. W Elblągu papieżowi Franciszkowi zarzucono populizm.
Oczywiście synod ogłoszony był po to, żeby wybrzmiały w nim możliwie wszystkie głosy. Paradoksem jednak jest to, że ci, którzy kwestionują w nim papieża, w gruncie rzeczy wchodzą tym samym na drogę podobną do potępianej przez nich niemieckiej: chcą organizować Kościół niezależnie od władzy papieża i Magisterium Kościoła.
NIE DOTARLIŚMY NA PERYFERIE
Kościół w Polsce nie potrafi rozmawiać z tymi, którzy nie podzielają katolickich poglądów i moralności – to z grubsza wynika z lektury syntez. Papież, ogłaszając synod, polecał, żeby rozmawiać możliwie najszerzej, również z tymi, którzy z Kościoła odeszli, którzy czują się w nim niechciani. Łączy nas chrzest: to było dla Franciszka fundamentem, od którego polecał zaczynać rozmowę.
Z polskich syntez wynika, że synodalne spotkania odbywały się we własnym, kościelnym gronie: w radach parafialnych, we wspólnotach. W skrajnych sytuacjach, jak mówili sami uczestnicy synodu, proboszczowie odmawiali wpuszczenia na spotkaniach tych, którzy nie byli w stanie łaski uświęcającej. Sporadycznie w syntezach pojawiają się relacje ze spotkań z tymi, którzy z różnych przyczyn bywają wykluczeni: z osobami homoseksualnymi, z ludźmi żyjącymi w powtórnych związkach, z bezdomnymi, z niepełnosprawnymi. W żadnej z syntez nie ma ani słowa o rozmowach z tymi, którzy z Kościoła odeszli czy dokonali aktu apostazji. Do peryferii zaliczyć można już dziś również młodzież, o którą troska pojawia się niemal wszędzie, ale też niemal wszędzie pojawia się bezradność i brak pomysłów, w jaki sposób w Kościół młodych zaangażować.
Owszem, autorzy syntez zwracają uwagę, że jest to trudne, że wielu ludzi z peryferii nie chce już z Kościołem i o Kościele rozmawiać. Pozostaje jednak pytanie, na ile jesteśmy żywym Kościołem i na ile jesteśmy misyjnym Kościołem, jeśli nie potrafimy ich znaleźć i jeśli nie mamy do tego wystarczającej determinacji.
ZGORSZENI NADUŻYCIAMI
Nie tylko sam grzech i przestępstwo nas gorszą, ale przede wszystkim niechęć do rozliczenia się z tą trudną przeszłością (i oby już tylko przeszłością). Nie ulega wątpliwości, że skandale pedofilskie odcisnęły na Kościele w Polsce swoje piętno: również na Kościele „pierwszych ławek”, ludzi najbardziej zaangażowanych i najbardziej wierzących. Nie brakuje w syntezach opinii o polityce „zamiatania pod dywan”. W dość łagodnie formułowanej syntezie diecezji pelplińskiej czytamy: „Wierni oceniają, że Kościół nie do końca radzi sobie z funkcjonowaniem po nagłośnionych przypadkach sytuacji wykorzystania seksualnego osób małoletnich. Rzutuje to na sposób postrzegania kapłanów i kapłaństwa przez pryzmat dwóch skrajności. Pierwszą z nich jest negowanie występowania zjawiska w Kościele, drugą natomiast generalizowanie problemu i odchodzenie z Kościoła”.
Widać tu wyraźnie, że ludzie zaangażowani w Kościele i Kościół rozumiejący wiedzą, że księża są różni i nie wolno wszystkich karać za przestępstwa popełniane przez niektórych – ale też błędem jest udawanie, że nic się nie stało, a przestępstwa popełniane przez duchownych to jedynie nic nieznaczący margines.
W Poznaniu synod upomina się wprost o ludzi skrzywdzonych w Kościele i o ich właściwe, traktowanie. „Nie podchodzi się do nich z wystarczającą empatią i życzliwością, pomimo istnienia osób i instytucji odpowiedzialnych za pomoc tym osobom. Ofiary nadużyć są nadal traktowane z podejrzliwością albo sugeruje się im, że świadomie działają na szkodę Kościoła”. Powracają też w syntezach wątpliwości: „Czy biskupi rzeczywiście chcą rzetelnie rozwiązać problem nadużyć w Kościele?”. Dodatkowo w Poznaniu niezabliźnioną wciąż raną jest brak ostatecznego wyjaśnienia sprawy abp. Paetza (w syntezie zapisano: „nadużyć władzy” i rozliczenia osób odpowiedzialnych).
Głosy te świadczą o tym, że oprócz tego, że boli nas grzech, jeszcze bardziej boli nieumiejętność przyznania się do winy i poniesienia konsekwencji. Bez tego, jak zauważają głosy synodalne, Kościół nie będzie już wiarygodny.
WSPÓLNOTY ZAMKNIĘTE
Wspólnoty chrześcijańskie w Kościele w Polsce wprawdzie istnieją i często prężnie działają, ale w syntezach pojawia się niepokój związany z ich hermetycznością. Zdarza się, że wspólnoty zamieniają się w „kółka wzajemnej adoracji”, tak że trudno jest kolejnym osobom dołączyć do nich na późniejszym etapie. W lubelskiej syntezie zapisano, że „powszechnym zjawiskiem jest uczestnictwo tych samych osób w kilku wspólnotach, przez co wspólnoty te stają się do siebie podobne składem, wydają się zamknięte dla innych”. Zwracano także uwagę na poczucie wyjątkowości niektórych wspólnot i niebezpiecznie przekonywanie, że przynależność do nich jest czymś lepszym – jakby to one właśnie miały monopol na prawdę albo przynajmniej w większym stopniu niż inne wspólnoty prowadziły do zbawienia. W Częstochowie, doświadczonej działalnością ks. Galusa, „zauważono pewną rywalizację między niektórymi grupami, wzajemne krytykowanie duchowości poszczególnych ruchów czy grup; ekskluzywizm i traktowanie własnych wrażliwości jako jedynie słusznych i najlepszych”.
W Opolu „w kilku miejscach wskazywano na niszczącą siłę plotki, nieżyczliwości, współzawodnictwa, rywalizacji o względy liderów czy duchowych opiekunów w budowaniu mniejszych lub większych wspólnot oraz na inny podział „my–wy” we wspólnotach parafialnych: my – regularnie praktykujący i zaangażowani i wy – niedzielni katolicy, nieintegrujący się ze wspólnotą”.
Nie tak powinny wyglądać zdrowe wspólnoty chrześcijańskie, budowane na wzór tych z Dziejów Apostolskich. To jest zdecydowanie przestrzeń wymagająca namysłu i naprawy – i dobrze, że została na synodzie w jasny sposób zdiagnozowana.
W CIENIU TRYDENTU
W synodzie wzięli udział również przeciwnicy synodu i szeroko pojęci zwolennicy sprawowania Mszy św. w tradycyjnym, potocznie mówiąc, trydenckim rycie. Szczególnie mocno zaznaczyli oni swoją obecność w diecezji warszawsko-praskiej, ale ich głos wybrzmiał również w Poznaniu, Opolu, diecezji bielsko-żywieckiej i innych.
W poznańskiej syntezie ich głos ujęty został w krótki sposób: „Stolica Apostolska nie postępuje w sposób analogiczny do innych problemów w Kościele i nie ma odpowiedniej wrażliwości dla osób, które uczęszczają na mszę świętą trydencką”. Podkreślono, że zakaz sprawowania Mszy św. w rycie trydenckim (poza sytuacjami dopuszczonymi przez biskupa) prowadzi do mentalnej separacji środowisk konserwatywnych wobec Watykanu, a to jest niebezpieczne dla jedności Kościoła.
W diecezji warszawsko-praskiej argumenty konserwatystów zajmują dużą część całej syntezy. Jest tu mowa o niesprawiedliwym traktowaniu, ale też przedstawienie zdecydowanie innej wizji Kościoła niż proponuje Franciszek. Nie ma też zrozumienia dla idei synodalności. „Wiele osób napisało, że Kościół nie jest od dyskutowania, bo tylko władza hierarchiczna w Kościele jest odpowiedzialna za całość, katolika zaś obowiązuje pokora oraz posłuszeństwo, powinien zatem zawsze słuchać głosu kapłana. Świeccy nie są od spraw Kościoła, mają realizować zalecenia księży. W kilkunastu ankietach tego środowiska jest wyraźna negacja pojęcia dialogu. Wspólnota Kościoła nie jest miejscem słuchania siebie nawzajem, dialog to raczej destrukcja, jest zły i zbędny. (…) W tych odpowiedziach widać wyraźną niechęć do dialogowania, rozmawiania i rozeznawania wspólnotowego” – czytamy w syntezie. Ich zdaniem tego typu dialogowanie i oddawanie głosu świeckim prowadzi ostatecznie do protestantyzacji Kościoła katolickiego i jego upadku, jak to – w ich opinii – ma miejsce na Zachodzie. Pojawiają się tu mocne zarzuty: „synod to dzieło liberałów”, „styl synodalny to pusta czcza gadanina”, „synodalność jest wymysłem masońskim”, „synodalność to wymysł Lutra”, „sprawowanie władzy w sposób synodalny to komunizm”, „synod nadaje się tylko do wyrzucenia, a styl synodalny jest sprzeczny w wolą Bożą”. W głosie tym wybrzmiewa wyższość posłuszeństwa nad dialogiem i hierarchiczność nad synodalnością. Paradoksalnie, świeccy przywiązani do tradycji łacińskiej żalą się, że ich głos nie jest w Kościele słyszany, nie są wysłuchiwani, a decyzje papieża uniemożliwiają im swobodny kult w formie, do jakiej są przywiązani.
Nawet jeśli opis przedstawiony w syntezie warszawsko-praskiej nie odpowiada w pełni różnorodnemu nurtowi tradycjonalistycznemu, z pewnością sygnalizuje problem, jakim jest niemała grupa osób rozgoryczonych, którzy w całej swojej gorliwości są przekonani, że Kościół znajduje się na prostej drodze do katastrofy. Nie dostrzegają albo nie chcą dostrzec, że droga, którą Kościół idzie współcześnie, jest nadal drogą Ewangelii, odpowiedzią na to, jak ją urzeczywistniać w takich czasach, w jakich przyszło nam żyć. Z pewnością lęk i troska o Kościół są w tych środowiskach autentyczne, pytanie, czy słuszna jest diagnoza i ocena sytuacji.
O ile w poprzednim artykule wybrzmiewały nadzieje, jakie przyniósł sam proces synodalny i zaangażowanie ludzi, o tyle teraz wybrzmieć muszą problemy, z jakimi będziemy się musieli zmierzyć. Będzie to niewątpliwie konieczność pogłębienia znajomości natury Kościoła, całościowe (a nie wybiórcze) ukazanie historii Kościoła, jego rozwoju i ciągłego procesu reformy (Ecclesia semper reformanda), ujmowanie nauczania papieży w odniesieniu do całego Magisterium Kościoła, korygowanie postaw, używających autorytetów w Kościele do forsowania swoich idei i racji w oderwaniu od kontekstu ich wypowiedzi i czasu, w którym żyli, wyjaśnianie roli świeckich, potrzeby ich zaangażowania w Kościół, w posługi w Kościele i w liturgii. Jest to w gruncie rzeczy praca nad wprowadzeniem w życie tego, co zawarli w dokumentach Soboru Watykańskiego II ojcowie soborowi.