Niedziela końca października, po „Aniele Pańskim” na placu św. Piotra. Profesor George Weigel przyjął mnie w swoim mieszkaniu, niedaleko Watykanu. Rozmowa zeszła na temat synodu: czym w ogóle jest i czego można się po nim spodziewać. – Wcale nie omawiają tam najważniejszych dla Kościoła spraw – stwierdził biograf Jana Pawła II. – Ale o tym, co działo się wokół synodu, powstaną książki – dodał z charakterystycznym uśmiechem.
Wymęczenie
To było kilka dni przed zakończeniem synodu. Pewnego dnia w kurii generalnej jezuitów drzwi otworzył mi kard. Michel Czerny, bliski papieski współpracownik, duchowny pochodzący z Czech, jeden z głównych hierarchów synodu. Nasza krótka rozmowa była faktycznie bardziej wymianą uprzejmości, kilku zdań niż wywiadem. Nietrudno było jednak dostrzec, że kardynał był po prostu zmęczony, choć starał się uśmiechać na widok znajomej osoby. Na twarzy i pod oczami malowały mu się nieprzespane noce, nie był jednak smutny. Pomyślałem wtedy, że to jedno słowo – wymęczenie – świetnie opisuje ostatni miesiąc w Watykanie. Takich bowiem ludzi, jak kardynał Czerny, było w tych dniach w Rzymie wielu.
Sprawiła to sama dynamika: synodalne spotkanie miało być maratonem, a nie sprintem, rozłożoną na kilka etapów dyskusją, nie quasi-parlamentem. Chyba jednak nie wzięto pod uwagę tego, jak na ogół toczą się takie wydarzenia. Okazało się bowiem biegiem z przeszkodami, i to na czas. Liczba tematów, spotkań, omawianych spraw, wymienianych uprzejmości, ścierających się w końcu ze sobą pomysłów… było tego wiele, także zakulisowo. A po obradach na watykańskiej Auli Pawła VI jeszcze kolacje, kolejne rozmowy, kolejne dyskusje „na mieście”, no i modlitwa, również publiczna. Wszyscy uczestnicy tego spotkania, z którymi rozmawiałem w ostatnim miesiącu w Rzymie, powtarzają, że od dawna nie mieli tak intensywnych dni. I choć poświęcone przyszłości Kościoła zgromadzenie zamknięte zostało w niedzielę 29 października w Rzymie, po miesiącu pracy, trudno uznać je definitywnie zakończone. Nie jest takim również wieńczący je dokument.
Zanurzmy się jednak w pracach tego zgromadzenia, podczas których poruszano tematy, będące dotychczas kościelnym tabu: diakonat kobiet, uczestnictwo osób LBTQ+ w życiu Kościoła, forma sprawowania władzy biskupiej, a nawet poliamoria; w większości spraw zachowano konsensus, wbrew jednak oficjalnemu przekazowi ścierały się na synodzie różnorakie opinie i – choć w przyjaznej atmosferze – toczyła się bardzo ważna dla przyszłości Kościoła dyskusja. Ostatecznie jednak zakończona bez podejmowania jakichkolwiek decyzji, poza ugruntowaniem tego, co było. Z tego też względu dla watykańskich poprawiaczy synod okazał się zmarnowaną szansą na rewolucję; dla wielu zaś kościelnych konserwatystów po prostu stratą czasu. Od kilku usłyszałem, że zgromadzenie to odbywa się „nie wiadomo czemu” i „tylko po to, żeby sobie porozmawiać”.

Czterdzieści stołów, które stały się symbolem nowej kultury debaty w Kościele, zostanie ponownie wykorzystanych podczas następnej sesji synodu w październiku 2024 r. | fot. Eric Vandeville/Abacapress.com/East News
Perspektywa czasu
Dwusesyjny model synodu – który faktycznie rozpoczął się w październiku 2021 r. serią konsultacji przeprowadzonych (teoretycznie) ze wszystkimi członkami Kościoła na poziomie lokalnym, krajowym i regionalnym – był czasami porównywany do procesu, który miał miejsce podczas Soboru Watykańskiego II (1962–1965).
Przygotowania do Vaticanum II także rozpoczęły się w różnych miejscach na świecie, począwszy od wczesnych lat 60. Następnie pierwsza sesja odbyła się jesienią 1962 r. w Watykanie. Pomiędzy nią a trzema kolejnymi sesjami były okresy liminalne, kiedy ojcowie soborowi wracali do swoich diecezji lub wspólnot zakonnych, a teologowie do swoich uniwersytetów, akademii lub ośrodków badawczych. Pomogło to przenieść sobór na poziom lokalny i zaangażować katolików w jego dzieło i ducha. Wymieniano listy, korespondowano, część z tych materiałów ujrzała później światło dzienne w opracowaniach książkowych i tłumaczeniach. W przypadku synodu tak nie będzie, bardziej spodziewać się można opisu historii i samej atmosfery wokół tego spotkania. Nie znaczy to jednak, że dokument końcowy nie zawiera ważnych kwestii.
Zanim jeszcze o dokumencie końcowym, ojcowie i matki synodu oraz wszyscy pozostali uczestnicy tegorocznego zgromadzenia również powrócą do domu na następne 11 miesięcy, zanim wrócą w październiku 2024 r. na II rundę synodu do Rzymu. Nie będą jednak mogli wnieść swojego doświadczenia ze zgromadzenia synodalnego ani zaangażować w nie lokalnych katolików w taki sam sposób, w jaki byli w stanie to zrobić uczestnicy Soboru Watykańskiego II. Po pierwsze, jest to numerycznie niemożliwe. Teoretycznie na Soborze Watykańskim II byli wszyscy biskupi świata, było to spotkanie znacznie bardziej globalne i uniwersalne niż tegoroczny synod. Większość z uczestników przewiozła do swoich domów, parafii, diecezji i do swoich wiernych to, co tam wówczas zebrała.
W przypadku synodu jest inaczej: tylko niewielki procent biskupów świata zasiada w zgromadzeniu synodu. Brak też, jak zauważył to na jednym z synodalnych briefingów amerykański biskup, duchowieństwa niższego szczebla. Amerykański kardynał Prevost przypomniał nawet, że w synodzie uczestniczy mniej niż 1 proc. katolików świata. Dlatego zdecydowana większość diecezji, a tym bardziej parafii na świecie, nie ma bezpośredniego, osobistego związku z tym, co wydarzyło się w październiku w watykańskiej auli Pawła VI. A ponieważ papież nalegał na odcięcie mediów, wierni nie mieli też innych kontaktów z synodalną dyskusją. Jeśli podczas Soboru Watykańskiego II włoska telewizja RAI zapewniała pełną relację z Vaticanum II to obecnie, poza publikacjami kilku autoryzowanych kont w mediach społecznościowych i działaniami sekretariatu informacyjnego synodu – którego oficjalność może wiernych po prostu odstraszać – z przekazywaniem synodalnej dyskusji było słabo. Problem więc w tym, że przekaz synodalny nie ma szans dotrzeć tak szeroko, jak jest to planowane przez papieża i jego współpracowników: w niezliczonych zakątkach Kościoła na całym świecie, pomimo nagłośnienia przez watykańskie kanały komunikacji, synod więc pozostanie wyłącznie teorią, nad którą będzie należało dalej pracować, abstrakcyjną dyskusją, bez większego wpływu na rzeczywistość. Do tego chyba odnosił swoje słowa prof. George Weigel, mówiąc, że przy okrągłych stolikach nie dyskutuje się na temat najważniejszych dla Kościoła problemów.
Problemem jest też perspektywa przyszłościowa. Co prawda kard. Hollerich, kolejny z głównych rozgrywających synodu, stwierdził, że „najważniejsze jest, żebyśmy się ruszyli”, wątpić można w kierunek tego ruchu. Jak mówi w końcu stare amerykańskie przysłowie: jeśli nie wie się, dokąd chce się jechać, zawsze trafi się do celu. – Myślę, że ludzie jutro lub pojutrze wyjadą z Rzymu i wrócą do domu z sercem pełnym nadziei, z mnóstwem pomysłów. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę ich ponownie w przyszłym roku – dodał kard. Hollerich. Czy więc synod uznać należy za rodzaj kościelnego coachingu, który miał wlać w serca uczestników nadzieję, którą poniosą dalej? Przeczy temu treść dokumentu końcowego, w którym znajdują się kwestie mające znaczenie.

Franciszek w trakcie obrad 23 października. – Dziękując wam, pragnę wyrazić życzenie dla nas wszystkich: abyśmy wzrastali w adoracji Boga i w służbie bliźniemu – powiedział papież w homilii podczas Mszy kończącej pierwszą sesję synodu | fot. AP Photo/Gregorio Borgia/East News
Wspólna droga
Zatytułowany „Kościół synodalny w misji” 42-stronicowy raport zawiera propozycje ustanowienia nowych posług dla świeckich, zwiększenia ich zaangażowania w podejmowanie decyzji, stworzenia procesów oceniających wykonywanie posługi przez biskupów, zmiany sposobu, w jaki Kościół dostrzega kwestie „kontrowersyjne” i poszerza w przyszłości zasięg zgromadzeń synodalnych. „Egzekucja współodpowiedzialności jest niezbędna dla synodalności i konieczna na wszystkich poziomach Kościoła” – stwierdzono w raporcie końcowym. W dokumencie wielokrotnie starano się także osadzić synodalność w Piśmie Świętym, tradycji i nauczaniu Soboru Watykańskiego II, potwierdzając jednocześnie potrzebę dalszego rozwijania samej, często źle rozumianej koncepcji synodalnej, i głębszego zastosowania jej do teologii Kościoła i prawa kanonicznego. Zgodnie z raportem końcowym „synodalność można rozumieć jako drogę chrześcijan z Chrystusem w stronę Królestwa wraz z całą ludzkością; zorientowany na misję, obejmuje gromadzenie się na różnych poziomach życia kościelnego, słuchanie siebie nawzajem, dialog, rozeznanie wspólnotowe, budowanie konsensusu jako wyrazu uobecniania się Chrystusa żywego w Duchu oraz podejmowanie decyzji w zróżnicowanej współodpowiedzialności”.
Wiele z tych tematów przewijało się przez cały czas spotkania i cały dokument końcowy, w którym omówiono 20 różnych zagadnień, obejmujących wszystko, od „inicjacji chrześcijańskiej” po „misje w środowisku cyfrowym”. W raporcie podsumowującym wskazano obszary zbieżności i rozbieżności oraz konkretne propozycje, które pojawiły się podczas dyskusji 365. członków synodu. – Na tym polega podejście Jezusa, aby stworzyć przestrzeń dla wszystkich, aby nikt nie czuł się wykluczony – powiedział kard. Mario Grech, szef sekretariatu synodu, podczas prezentacji dokumentu. W słowach tych wybrzmiewał inny przekaz, który papież Franciszek wypowiedział podczas tegorocznych Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie. – Kościół jest dla wszystkich, wszystkich, wszystkich (todos, todos, todos – hiszp.) – uznał wówczas Franciszek.

Zniesienie klasycznych miejsc siedzących zostało opisane przez uczestników jako ważna okoliczność dla nowego stylu debaty i bardziej otwartej dyskusji | fot. Vatican Media/Ipa/Sipa/East News
Obawy i sprzeciw
W raporcie synodu odnotowano także obawy, które pojawiły się w związku z kościelnym „poszerzaniem”. „Niektórzy obawiają się, że będą zmuszeni do zmian; inni boją się, że nic się nie zmieni i zabraknie odwagi, aby poruszać się w rytmie żywej tradycji. Za pewnym zakłopotaniem i sprzeciwem kryje się także obawa przed utratą władzy i związanych z nią przywilejów” – czytamy w dokumencie. Zgromadzenie stwierdziło także potrzebę ustalenia, dlaczego część katolików nie wzięła udziału w procesie synodalnym, który został zainicjowany przez papieża Franciszka w 2021 r. i który obejmował konsultacje na poziomie diecezjalnym, krajowym i kontynentalnym. Bijąca po oczach była nieobecność środowisk akademickich i uniwersyteckich.
Ostateczną wersję dokumentu przekazano członkom wcześniej, po tym, jak autorzy próbowali włączyć do tekstu ponad 1150 proponowanych poprawek. 344 obecnych członków z prawem głosu zatwierdziło tekst wieczorem 28 października, głosując za włączeniem każdego zaproponowanego ustępu wymaganą większością dwóch trzecich głosów. Po ostatecznym głosowaniu papież Franciszek przemówił krótko do zgromadzenia, dziękując jego członkom i organizatorom oraz mówiąc zgromadzonym, że Duch Święty jest bohaterem procesu synodalnego i dzięki niemu proces będzie kontynuowany.
Dwie sekcje, które spotkały się z największym sprzeciwem, dotyczyły propozycji związanych z możliwym włączeniem kobiet do diakonatu.
Sześćdziesięciu siedmiu członków głosowało przeciwko propozycji, aby „kontynuować badania teologiczne i duszpasterskie nad dostępem kobiet do diakonatu”, uwzględniając wyniki prac dwóch komisji powołanych przez papieża Franciszka w celu zbadania tego tematu. „Jeśli to możliwe, wyniki powinny zostać zaprezentowane na następnej sesji zgromadzenia”. Sześćdziesięciu jeden członków sprzeciwiło się propozycji, zgodnie z którą „głębsza refleksja” nad statusem diakonatu jako „właściwego i stałego stopnia w hierarchii” „naświetliłaby także kwestię dostępu kobiet do diakonatu”.
Druga z kwestii, które wzbudziły największy sprzeciw, wyłania się jakby spomiędzy synodalnych wersów: w tekście nie znalazło się określenie „osoby LGBTQ+”, które pojawiło się w dokumencie roboczym stanowiącym wytyczne dla dyskusji na zgromadzeniach. W raporcie podsumowującym podkreślono jednak „bliskość i wsparcie Zgromadzenia dla wszystkich, którzy doświadczają stanu samotności” w wyniku „wierności tradycji Kościoła i Magisterium Kościoła w zakresie małżeństwa i etyki seksualnej” oraz wezwano wspólnoty chrześcijańskie do słuchania i towarzyszenia tym, którzy są w takich sytuacjach.

Po raz pierwszy na Synodzie Biskupów znaleźli się niebiskupi z prawem głosu | fot. AP Photo/Gregorio Borgia/East News
Struktury i podejmowanie decyzji
Być może najbardziej znaczące konkretne propozycje synodu miały formę wezwań do zmian w procesie podejmowania decyzji kościelnych oraz rozszerzenia zgromadzeń i organów synodalnych w życiu Kościoła. W raporcie wezwano do kanonicznego uznania zgromadzeń kontynentalnych i wprowadzenia „sprawowania synodalności” na poziomie regionalnym, narodowym i kontynentalnym. Zgromadzenie synodalne zaproponowało także formalne ponowne rozważenie składu samego Synodu Biskupów. W dokumencie wezwano biskupów, aby wykonywali swój mandat nauczania, rządzenia i uświęcania poprzez większe zaangażowanie członków społeczności lokalnej. Konkretne propozycje obejmowały ustanowienie „struktur i procesów weryfikacji pracy biskupa” oraz nadanie diecezjalnym radom duszpasterskim kanonicznego charakteru. Zgromadzenie wezwało także do przeglądu kryteriów stosowanych przy wyborze nowych biskupów, włączając w ten proces szersze konsultacje, w tym większy wkład świeckich i kobiet. Podkreślono także znaczenie formowania seminarzystów do bardziej synodalnego zaangażowania duszpasterskiego.
Zgromadzenie zaproponowało również ponowne rozważenie sposobu, w jaki Kościół rozróżnia kwestie „kontrowersyjne” i „kwestie otwarte”. „Niektóre kwestie, np. związane z tożsamością płciową i orientacją seksualną, końcem życia, trudnymi sytuacjami małżeńskimi, a także kwestie etyczne związane ze sztuczną inteligencją, budzą kontrowersje nie tylko w społeczeństwie, ale w Kościele, ponieważ rodzą nowe pytania” – czytamy w dokumencie.
W dalszej części raportu zasugerowano, że kościelne kategorie antropologiczne czasami „nie wystarczą, aby uchwycić” zawiłości, które wyłaniają się w wyniku osobistego doświadczenia i badań naukowych. W dokumencie wezwano do promowania „inicjatyw pozwalających na wspólne rozeznanie kontrowersyjnych kwestii doktrynalnych, duszpasterskich i etycznych” w „świetle słowa Bożego, nauczania Kościoła, refleksji teologicznej i docenienia doświadczenia synodalnego”. W tekście zaproponowano zainicjowanie poufnego spotkania ekspertów dotyczącego tych kontrowersyjnych kwestii, w miarę możliwości z udziałem osób, które bezpośrednio ich doświadczają, z myślą o zgromadzeniu w październiku przyszłego roku. W związku z tym w dokumencie wskazano także, że „procesy synodalne” mogą weryfikować, czy wierni osiągnęli konsensus w danej kwestii, co „jest pewnym kryterium pozwalającym określić, czy dana doktryna lub praktyka należy do wiary apostolskiej”. Chociaż nauczanie kościelne potwierdza, że wierni nie mogą błądzić w sprawach wiary, jeśli wyrażają powszechną zgodę, wielu teologów i biskupów ostrzega przed nieadekwatnością prób oceny, w drodze sformalizowanych konsultacji.
Synodalność na całego
Inne propozycje Zgromadzenia stosowały koncepcję synodalności w szeregu kwestii i działań Kościoła. Na przykład, jeśli chodzi o zaangażowanie Kościoła na rzecz ubogich, w dokumencie zaproponowano, aby „doświadczenie spotkania, dzielenie wspólnego życia i służenie osobom żyjącym w ubóstwie i marginalizowanym” było „integralnym” elementem formacji chrześcijańskiej. „Jest to wymóg wiary, a nie opcjonalny dodatek” – czytamy w tekście, w którym zalecono również, aby posługa diakonatu była „bardziej zorientowana” na służbę biednym.
Jeśli chodzi o jedność chrześcijan, w tekście znalazły się też propozycje ustalenia wspólnej, dla wszystkich denominacji chrześcijańskich, daty obchodów Wielkanocy oraz „ułożenia martyrologii ekumenicznej”. Podkreślono także wzmocnienie formacji i wsparcia „cyfrowych misjonarzy” jako sposobu na dotarcie do młodych ludzi oddalonych od Kościoła. Zgromadzenie zaleciło także wdrożenie synodalnej metody „rozmowy w Duchu”, która polega na celowym, modlitewnym słuchaniu w grupie, w innych obszarach życia Kościoła.
Ważną rolę w sprawozdaniu synodalnym pełni też rekomendacja powołania nowych posług kościelnych lub rozbudowy istniejących. Dokument stwierdza, że posługa lektora może stać się „prawdziwą posługą słowa Bożego”, która „w odpowiednich kontekstach może obejmować także głoszenie”. W dokumencie zaproponowano również posługę „przypisaną małżonkom”, – która miałaby wspierać życie rodzinne i osoby przygotowujące się do małżeństwa. Na końcu tej części sugeruje się także „posługę chrzcielną słuchania i towarzyszenia”, podkreślając znaczenie słuchania grup, które zostały skrzywdzone przez Kościół, lub wykluczonych z Kościoła, w tym ofiar wykorzystywania seksualnego przez duchownych. „Autentyczne słuchanie jest podstawowym elementem podróży ku uzdrowieniu, pokucie, sprawiedliwości i pojednaniu”.

Dziś nie widzimy jeszcze pełnych owoców tego procesu, ale z dalekowzrocznością możemy spojrzeć na horyzont, który otwiera się przed nami: Pan będzie nas prowadził i pomagał nam być Kościołem bardziej synodalnym i bardziej misyjnym, który wielbi Boga i służy kobietom i mężczyznom naszych czasów, wychodząc, aby nieść wszystkim pocieszającą radość Ewangelii – mówił Franciszek podczas Mszy kończącej Synod | fot. Vatican Media/Vatican Pool/Getty Images
Usłyszeć się w zakrzyczanym świecie
Skąd więc przed i w trakcie synodu tyle głosów krytycznych i wątpliwości? Odpowiedź może być prosta: ze świata. Okazuje się bowiem, że synod poszedł własną drogą, nie zważając przesadnie ani na to, co zostało zaproponowane w Instrumentum laboris, ani na to, czego oczekiwał świat. Przyznać trzeba jednak, że pewne kwestie zostały do debaty kościelnej wprowadzone, choć jak na razie synodalne zgromadzenie je odrzuciło. Czy na długo, czy wszyscy są z tego powodu zadowoleni? Amerykański kardynał Blaise Kupich podsumował to tak: – Dokument podsumowujący nie jest tak ważny, jak samo doświadczenie, które przeżyliśmy.
Może w ten sposób świat odcisnął swoje piętno na synodzie, wyważając doświadczenie nad idee i słowo?