To, czy i w jaki sposób odbywamy letnie podróże, jest ściśle związane z cyklem życia naszej rodziny. Od pierwszych wakacji z niemowlakiem do wyjazdu znowu we dwoje (bo nastolatek nie chce już wyjeżdżać z rodzicami) mija całkiem sporo czasu – ale i tak zdarza się, że na ten wymiar samodzielności naszego dziecka czujemy się nieprzygotowani.
Kolejny etap rozwoju
Chociaż zdarza się, że to rodzice komunikują swojej pociesze, że w tym roku planują wyjazd tylko we dwoje, to jednak zazwyczaj impuls do spędzenia wakacji „nie w komplecie” wychodzi od dziecka. Niezależnie od tego, czy rodzice przystaną na ten pomysł i pozwolą potomkowi jechać np. ze znajomymi pod namiot, czy też nie, sama prośba tego typu jest istotnym komunikatem wysłanym przez dziecko: wyraża ono, że czuje się już na tyle dojrzałe i samodzielne, by przez kilka dni lub tygodni poradzić sobie bez rodziców, a zatem – że wchodzi na kolejny poziom separacji od opiekunów. Czy tego chcemy, czy nie, przychodzi w życiu dziecka (i całej rodziny) moment, w którym towarzystwo rodziców jest już nie tylko niewystarczające, ale też nie wydaje się najbardziej atrakcyjną formą spędzenia lata – nawet jeśli rodzice oferują wspólną egzotyczną wyprawę, „nadzianą” bajecznymi atrakcjami. W wieku dojrzewania grupa rówieśnicza, a także chłopak lub dziewczyna, jeśli nastolatek jest zakochany, odgrywają w życiu niezwykle istotną rolę, co może się przejawiać także tym, że to z nimi, a nie z członkami rodziny młody człowiek chce spędzać wolny czas. Nie istnieje oczywiście jedna odpowiedź na to, kiedy rodzice powinni pozwolić swojemu dziecku jechać, a kiedy samodzielny wyjazd należałoby odwlec – znaczenie ma przecież nie tylko wiek dziecka, ale także jego poziom samodzielności, odpowiedzialności oraz zaufanie na linii rodzic–dziecko. Dla wielu rodziców znaczące jest także to, kim są potencjalni towarzysze ich dziecka – jeśli są to ludzie, których postrzegamy jako odpowiednio dojrzałych i rozsądnych, to zazwyczaj czujemy się spokojniej niż wtedy, gdy dziecko planuje wyprawę z kimś, kogo w ogóle nie znamy, albo z osobami, które wydają się niegodne zaufania i nieprzewidywalne. Decyzję o „wydaniu pozwolenia” na samodzielny wyjazd ułatwiają również wcześniejsze zachowania dziecka, takie jak dotrzymywanie danego słowa, wracanie do domu o umówionej porze i rozsądne gospodarowanie posiadanymi pieniędzmi. Dobrze jednak mieć świadomość, że rodzicielskie decyzje w zakresie wakacji dzieci nie są podejmowane jedynie na podstawie przesłanek racjonalnych – istotna jest także nasza podświadoma gotowość (lub jej brak) na samodzielność i dojrzałość własnej pociechy.
„Na tej plaży raczkowałeś!”
W obliczu pomysłu na samodzielny wyjazd dziecka często do głosu dochodzą także kwestie związane z sumieniem i wartościami: na przykład córka chce wyjechać na wycieczkę z chłopakiem albo syn, wciąż niepełnoletni, pragnie wybrać się na camping z nieco starszymi kumplami, którzy piją alkohol (i spodziewamy się, że syn w tym otoczeniu raczej nie zachowa abstynencji). Mamy oczywiście prawo w rozmowie z dziećmi odnosić się do naszego systemu wartości i wyznaczać im granice tak, by dbać o ich bezpieczeństwo i zapobiegać – choćby w pewnym stopniu – podejmowaniu przez nie decyzji, które z naszego punktu widzenia są niewłaściwe. Jednocześnie, aby lepiej zrozumieć samych siebie i zyskać lepszy wgląd w dynamikę naszej relacji z latoroślami, korzystnie byłoby zadać sobie pytanie: na ile moje lęki są adekwatne i odnoszą się do rzeczywistych zagrożeń, a na ile są przejawem tego, że po prostu nie mam jeszcze w sobie gotowości na usamodzielnianie się dziecka? Rodzic, którego dziecko stawia pierwsze kroki w dorosłym świecie, często doświadcza ambiwalencji: z jednej strony odczuwa dumę, jeśli dziecko radzi sobie w życiu, a z drugiej – dochodzi do głosu żal za czasem, gdy maluch pod naszym okiem budował zamki z piasku nad jeziorem. Jeśli więcej jest w nas niezgody na dorastanie pociechy niż akceptacji jej dojrzałości, to istnieje ryzyko, że nawet nieświadomie będziemy mnożyć przeszkody, które będą miały za zadanie zatrzymać ją przy nas – również w czasie wakacji. Aby ułatwić sobie samemu radzenie sobie z wyzwaniem, jakim jest wkraczanie dziecka w dorosłość, warto symbolicznie zamknąć etap jego dzieciństwa – np. wspólnie z dzieckiem „wyskoczyć” choćby na parę dni do miejsca, gdzie spędzaliśmy pierwsze wspólne wakacje, i powspominać, na której plaży jako maluch nasza pociecha raczkowała. Możemy także podarować dziecku coś, co będzie symbolizowało wejście w etap większej samodzielności w jego życiu – obrazowany często w filmach czy powieściach moment, w którym rodzic wręcza dziecku stojącemu u progu dorosłości stary album, naszyjnik czy rodowy pierścień to nie tylko egzaltacja, ale wyraz świadomości, że pewne wydarzenia z życia dziecka (do których może należeć pierwszy samodzielny wyjazd) zmieniają coś w naszej relacji. Przede wszystkim jednak, niezależnie od tego, czy zgodzimy się na wyjazd, którego pragnie dziecko, czy nie – przypomnijmy mu o tym, że niezależnie od tego, ile będzie miało lat i jak daleko od domu się kiedykolwiek znajdzie, zawsze będziemy je kochać i wspierać – a z każdej podróży będzie mogło wrócić do domu.
Trud wakacyjnej samodzielności
Nastolatkowi może być się do tego trudno przyznać, ale prawda jest taka, że również dla niego pierwsze wakacje bez rodziców są stresujące. Młody człowiek także przeżywa rozstanie z rodzicami – i często za nimi tęskni, choć tęsknotę tę ukrywa pod buntowniczą fasadą. Pewnym ułatwieniem może być doświadczenie kolonijne czy biwakowe – nastolatki, które wyjeżdżały wcześniej na tego typu wypoczynek, mogą być bardziej samodzielne i zorganizowane, co ułatwia radzenie sobie na bardziej dorosłym wyjeździe bez rodziców. Samodzielna podróż jest nie tylko próbą samodzielności i czasem, w którym młody człowiek ma za zadanie poradzić sobie z (często głęboko skrywaną) tęsknotą za rodziną i wygodą, którą oferuje spędzanie wakacji z jej członkami. Wakacje spędzone np. z grupą rówieśników wiążą się także z doświadczaniem różnych napięć i kryzysów wynikających z przebywania ze znajomymi przez dłuższy czas, a czasami także z lękiem przed odrzuceniem i brakiem akceptacji ze strony „ekipy”. Czym innym jest bowiem spotkanie się ze znajomymi na imprezie w sobotę, a czym innym – przebywanie z nimi przed dwa tygodnie, planowanie wspólnych aktywności czy współdzielenie łazienki. Jeśli natomiast młody człowiek na pierwsze wakacje bez rodziców wybiera się ze swoją sympatią, to bywa to przez niego przeżywane – co jest zupełnie zrozumiałe – jako próba dla jego związku. Czasami pojawia się wówczas presja, aby wspólny czas był w każdym calu romantyczny i wyjątkowy, co, jak wiemy, nie zawsze jest możliwe – plany nastrojowego spaceru może zepsuć przyziemna sprawa, jaką bywają typowe dla podróżnych problemy żołądkowe. Bywa, że wspólne wakacje z ukochaną czy ukochanym wiążą się z rozczarowaniem i są początkiem kryzysu w związku – nagle okazuje się, że mamy zupełnie inne preferencje i oczekiwania dotyczące spędzania wolnego czasu, a pod pojęciami „aktywny wypoczynek” albo „słodkie lenistwo” rozumiemy zupełnie coś innego. Pierwszy samodzielny wyjazd wymaga zatem od młodego człowieka odpowiedzialności nie tylko za gospodarowanie swoimi pieniędzmi czy za to, by przed wyjściem na plażę nałożyć krem z filtrem – to również czas wzięcia odpowiedzialności za relacje i regulowanie własnych emocji. Jeśli rodzic wie, że jego dziecko (także to pełnoletnie) planuje podróż bez nich, warto, by porozmawiali z nim także o tych aspektach wyjazdu. Zwykle kiedy rodzice żegnają swoje pociechy przed wyjazdem, mówią im o tym, by uważały na promienie słoneczne, piły dużo wody i nie kręciły się same po nocy – to ważne słowa, ale nie mniej istotne może być podjęcie dialogu o tym, jak reagować, jeśli w trakcie wyjazdu pojawi się ostry konflikt z kimś z grona znajomych. Dziecko powinno też wiedzieć, co i jak zrobić, z kim z rodziny porozmawiać, jeśli wydarzy się coś, co sprawi, że będzie chciało wyjazd zakończyć wcześniej i wrócić do rodzinnego domu.
Kolejna podróż poślubna
Wyjazd bez dzieci nie jest jednak – czy też nie musi być – wyłącznie czasem usychania z tęsknoty za minionymi latami. Usamodzielnianie się dzieci i początek odkrywania przez nie świata bez intensywnego nadzoru dorosłych może być doskonałym momentem na „odświeżenie”, a czasem wręcz odbudowanie relacji między dorosłymi. To właśnie wakacje bez potomstwa mogą być wspaniałą okazją do tego, by na poziomie uczuć być bardziej partnerami niż rodzicami, a także – jeśli mamy taką możliwość – wyruszyć w świat ze znajomymi, z którymi do tej pory rozmawialiśmy głównie o potrzebach naszych dzieci. Pierwsze „bezdzietne” wakacje możemy wręcz uczcić tak, jak przed laty celebrowaliśmy podróż poślubną czy inny pierwszy wspólny wyjazd. Nie chodzi tutaj wyłącznie o wędrowanie „starymi szlakami” i karmienie się nostalgią – choć i to może niekiedy być ciekawym pomysłem – ale o wspólne zrealizowanie tych celów podróżniczych i tych aktywności, których z dziećmi nie było nam dane doświadczyć. Pewna para, z którą niegdyś rozmawiałam o ich związku, wyjazd dzieci na samodzielne wakacje spędziła na… „objazdówce” po festiwalach muzycznych w niemal całej Polsce – jako bardzo młodzi ludzie byli fanami muzyki, zwłaszcza cięższych brzmień. Z powodów finansowych, a później z uwagi na obowiązki wychowawcze (para słusznie uważała, że miejsce, gdzie ludzie tańczą ciężkie pogo, nie jest odpowiednie dla dzieci) partnerzy nie mogli pozwolić sobie na obecność na wielu koncertach. Teraz, w obliczu samodzielności dzieci, nic nie stało na przeszkodzie, aby wspólnie realizować swoją pasję i spełnić marzenia sprzed lat. Gorzka może być natomiast konstatacja, że – poza dziećmi, które już z nami nie podróżują – niewiele nas obecnie łączy. Jednak rozpoznanie tego stanu rzeczy może być niezwykle potrzebne – od związkowego katharsis, jeśli będziemy na to gotowi, można rozpocząć budowanie bliskości na nowo. Dorastanie i usamodzielnianie się dzieci tworzy przestrzeń na skupienie się na tym, jakie mamy oczekiwania wobec współmałżonka i co sami możemy oraz chcemy mu dać. Istnieje wówczas szansa, że zobaczymy w nim już nie tego samego człowieka, którym był przed laty, bo czas modyfikuje nie tylko nasze ciała, ale też psychikę – ale kogoś, kto wciąż jest atrakcyjnym i wartościowym człowiekiem. A z takim – również bez dzieci – przyjemnie jest zwiedzać świat.
Kiedy zaś rodzice dbają o swoją relację i darzą się szacunkiem, to i dzieciom łatwiej jest nawigować na wodach wczesnej dorosłości.