Jean Marie Twenge, amerykańska psycholog, jest autorką kilku bestselerów opisujących kolejne pokolenia nastolatków. Jej najnowsze dzieło iGen też cieszy się ogromną popularnością. Twenge opisuje w nim ludzi urodzonych w latach 1995–2010, z których ponad połowa nie tylko nie zna epoki sprzed internetu szerokopasmowego w każdym domu, lecz nawet okresu bez internetu w smartfonie. Stąd nazwa: iGen, czyli pokolenie iPhone’a. Oczywiście jego najbardziej charakterystyczną cechą jest przyklejenie do smartfona, jednak pokolenie to jest specyficzne także pod innymi względami.
Autorka ma o tyle ciekawy materiał do analizy, że szereg amerykańskich instytucji od kilkudziesięciu lat prowadzi badania nad kolejnymi pokoleniami, zadając im ten sam zestaw pytań. Są to badania na ogromną skalę – reprezentatywne dla ogółu populacji, pozwalające analizować zmiany w kolejnych generacjach. Dane te dają do myślenia. Warto przy tym pamiętać, że nie wszystkie te zmiany są negatywne.
Pozytywne zachowania młodego pokolenia
Twenge daleka jest od oceny nastolatków jako ludzi bez przyszłości (co można wywnioskować z niektórych omówień jej książki). Młodzi wydają się wykazywać wiele pozytywnych cech. Na przykład dłużej cieszą się życiem w sposób niewinny, dziecięcy. To pokolenie, które nie ma nic przeciwko spędzaniu wakacji z rodzicami. Uważają, że fajnie jest robić coś całą rodziną – czy to wypoczywać nad morzem, czy uprawiać jakiś sport. To ludzie niepodejmujący zachowań ryzykownych – nie piją alkoholu, nie palą papierosów, nie uprawiają seksu. Nie rzucają się też w pierwszym możliwym terminie do robienia prawa jazdy. Kombinacja tych czynników sprawiła, że coraz mniej jest wypadków samochodowych spowodowanych przez nastolatków. Generalnie wydają się doceniać możliwość bycia dzieckiem i dłużej dziećmi pozostają. Twenge była zaskoczona doborem filmów oglądanych przez młodzież – u osób, z którymi prowadziła wywiady, dominowała preferencja filmów dla dzieci oraz krótkich filmików internetowych przedstawiających śmieszne zwierzęta.
Boję się dorosłości
Popularne jest używanie rzeczownika „adult”, czyli dorosły w charakterze czasownika. „I don’t know how to adult” – żali się pewien student („Nie wiem, jak dorosnąć”), „I’m affraid of adulting” („Boję się stania osobą dorosłą”) – opowiada piętnastolatka. Dorosłość, która dla wcześniejszych pokoleń wydawała się ziemią obiecaną i czymś, co się zdobywa, dla tego pokolenia jest raczej wizją katastrofy związanej z wzięciem za siebie odpowiedzialności. Z tym wiąże się po części unikanie zachowań ryzykownych. Nastolatek z lat 80. palił papierosy, by poczuć się dorosłym, współczesny nastolatek będzie miał ściany udekorowane kotkami, by mieć pewność, że jest jeszcze dzieckiem.
Relacje z rodzicami a samodzielność
Dochodzimy do istotnego elementu zmian, którym jest wszechobecność smartfonów. Telefon stał się dla młodzieży jak... bielizna. To coś, bez czego nie wychodzi się z domu, coś co musi być zawsze pod ręką. Z jednej strony nieustanna dostępność kontaktu podtrzymuje relacje. Rodzice mogą w dowolnym momencie porozmawiać i sprawdzić, co z dzieckiem się dzieje. A nastolatki, wbrew pozorom nie oponują przeciw temu zbyt mocno. Uczeń liceum, któremu mama podczas dużej przerwy przypomina o zjedzeniu zapakowanego przez nią drugiego śniadania czuć może nawet wdzięczność, że nie musi o tym myśleć, nie musi „dorosłować”.
Wygląda na to, że jest to pokolenie mniej buntujące się przeciw rodzicom, wręcz z wdzięcznością przyjmujące ich opiekę. Ma to określone konsekwencje. Tomek ma 19 lat i nie ma kieszonkowego. „Kiedy czegoś potrzebuję, po prostu proszę moich rodziców i mi kupują. Tak jest wygodniej” – tłumaczy. To kolejna cecha iGen – brak samodzielności. Podczas gdy jeszcze kilkanaście lat temu normą w USA była praca zarobkowa nastolatków – np. w celu zarobienia na wakacje czy na dodatkowe przyjemności – w tej chwili coraz mniej młodzieży podejmuje jakiekolwiek prace. Co więcej, wielu z nich nawet nie ma kieszonkowego. Twenge ocenia to negatywnie. Młodzi nie mają własnych pieniędzy, nie uczą się gospodarowania nimi. Pełnia problemu wychodzi dopiero na studiach, gdy wyjeżdżając poza rodzinne miasto muszą znienacka tak zarządzać swoimi finansami, by przeżyć kolejny miesiąc.
Relacje międzyludzkie i depresyjność
Dla pokolenia iPhone’a komórka stała się podstawowym narzędziem budowania relacji. Gdy patrzymy na grupkę młodych z telefonami, możemy zastanawiać się, dlaczego ze sobą nie porozmawiają. Jednak oni właśnie prowadzą bujne życie towarzyskie. Przesyłają sobie fotki przez Snapchata (usługa pozwalająca na błyskawiczną wymianę zdjęć, które po krótkim czasie znikają), pokazują śmieszne filmiki czy memy. A dzieciaki z małych miejscowości, dla których umówienie się z przyjaciółmi ze szkoły na wspólne wyjście wymagałoby wielokilometrowych wypraw, mogą cieszyć się komunikacją bez wychodzenia z domu. Jednak, jak pokazują najnowsze badania, komunikacja za pośrednictwem internetu jest o wiele płytsza i gorsza dla budowania relacji niż rozmowa twarzą w twarz. Łatwiej o niezrozumienie, ucieczkę przed konfrontacją, łatwiej o uzależnienie poczucia wartości od liczby polubień wypowiedzi czy zdjęcia itp. Wspomniane badanie pokazuje zależność między depresyjnością młodzieży a liczbą godzin spędzanych online.
Czy to tylko wina smartfonów?
Zanim zrzucimy winę na technologię, warto zwrócić uwagę na czynnik istotny, lecz pomijany w analizie. Profesor Stephen Baskerville w wydanej w 2017 r. książce The New Politics of Sex wspomina o nim, omawiając wciąż wzrastający problem otyłości amerykańskich nastolatków. Jak się okazuje, otyłość dotyczy przede wszystkim dzieci z rozbitych rodzin. Powód jest prozaiczny – matki, które muszą w pojedynkę utrzymać rodzinę zwyczajnie nie mają czasu na gotowanie, a ich dzieci częściej żywią się fast foodami. Istnieje korelacja między wzrostem liczby dzieci otyłych a wzrostem liczby dzieci wychowywanych w rodzinach niepełnych. Podobnie może być z depresyjnością i uzależnieniem od smartfonów. Samotna mama kupuje dziecku smartfona, by mieć z nim kontakt, a jednocześnie ma mniejszą kontrolę nad korzystaniem z urządzenia przez dziecko. Nie dlatego, że nie interesuje się losem pociechy, wręcz przeciwnie. Jednak po prostu nie ma czasu na kontrolę, z kolei dziecko radzące sobie z trudną sytuacją rodzinną przez ucieczkę w wirtualny świat, spędza w nim coraz więcej czasu. Rezultat – większa depresyjność.
Co robić?
Twenge doradza edukację medialną – czyli uczenie młodzieży rozsądnego korzystania z urządzeń. Poleca też system poprawy nastroju autorstwa profesora Stephena Ilardiego z uniwersytetu w Kansas. Profesor opracował antydepresyjny program sześciu kroków, obejmujący codzienną dawkę wystawienia na promienie słoneczne (wyjście poza sztuczne światło zamkniętych pomieszczeń), dietę bogatą w kwasy tłuszczowe omega-3, unikanie rozpamiętywania na nowo przygnębiających faktów, dbanie o wystarczającą ilość niezakłóconego snu (żadnego spania z komórką pod poduszką!) oraz inwestowanie w czas spędzany na budowaniu relacji twarzą w twarz, bez udziału telefonu. W pewnym sensie polega to na uczeniu naszych dzieci tego, co mieliśmy „naturalnie” zagwarantowane w okresie naszej młodości. Jednocześnie muszą one rozumieć, dlaczego to aż tak ważne – inaczej będą uciekać w najłatwiejszy i najbardziej dostępny sposób poprawy nastroju: świat mediów. Warto też zadbać o poszerzanie obszarów samodzielności dzieci (samodzielne dbanie o kanapki, ubrania do szkoły, dojazd, zarządzanie kieszonkowym lub wręcz zarabianie kieszonkowego itp.), by dorosłość nie jawiła im się jako przerażająca kraina z horroru, lecz normalny etap życia, do którego są dobrze przygotowani.