Najpierw była farma gdzieś na Mazurach i treserka, która prowadzi stado psów. Właściwie to stado prowadzi się samo, a ona przyjmuje na szkolenie agresywne psy, z którymi żaden psi behawiorysta nie może sobie poradzić, a ona i owszem. Agresywne psy, do których nie można się zbliżyć, zostają poddane naturalnej presji w stadzie i po kilku dniach szczęśliwe biegają i bawią się z innymi oraz są posłuszne najważniejszej osobie w tym stadzie: owej treserce. To zła nazwa, bo przecież ona nie tresuje, tylko jak mało kto zna psią mowę i wychowuje psy tak, jak to robi stado.
Zafascynowana tym nowym zwierzęcym światem płynnie przeszłam do podglądania sokołów. Nie wiem, jak to się stało. Uważam, że to algorytm podpowiedział mi, że na kominie elektrowni w Lublinie znajduje się gniazdo sokołów. Są w nim sokole jajka, a sokolica nie pojawia się już drugi dzień. Więc ludzie zabrali jaja, z których w domowych warunkach wykluły się trzy pisklaki. W międzyczasie sokolica powróciła. Podłożono jej kurze jaja, a kiedy je zaakceptowała, zamieniono na pisklaki. Historię sokołów z Lublina oglądały w internecie z zapartym tchem tysiące ludzi. Tym bardziej, że wkrótce ojciec pisklaków został otruty przez gołębiarzy, którzy jak świat światem walczą z sokołami. Teraz gołębiarza szuka detektyw, bo fani sokołów zebrali niezłą sumkę za wskazanie i ukaranie winnego. Sokolicy udało się samej wykarmić młode, pomagał jej inny sokół, który się znalazł w pobliżu, a teraz młode już wyleciały z gniazda, co też oglądaliśmy, obgryzając paznokcie. Przez ten miesiąc obserwacji sokołów dowiedziałam się o nich mnóstwo ciekawych rzeczy. Algorytm proponuje mi teraz kolejne kamery ukryte w polskich lasach: widzę więc czarne bociany z pisklakami i sarny z młodymi, które tarzają się w piasku zupełnie tak, jak lubią to robić psy.
Od razu przypomina mi się jeszcze jedna fotopułapka. Założona przez rodzinę mieszkającą z trójką dzieci gdzieś w białowieskich lasach, blisko granicy z Białorusią. O tej rodzinie opowiada film dokumentalny Las Lidii Dudy. Chcieli żyć z daleka od problemów tego świata, blisko natury, więc uciekli z miasta, by żyć w spokoju i w bliskości z naturą. Pewnego dnia, oglądając film z fotopułapki zainstalowanej przez siebie gdzieś w lesie, zamiast zwierząt zobaczyli przemykających nocą ludzi. Od tego czasu ich życie się zmieniło. Nie, nie dlatego, że zaczęli się bać, że ci obcy ludzie im zagrażają, jak by chciały nasze władze wtedy i teraz. Odtąd każdej nocy chodzili do lasu z ogromnymi plecakami z pomocą. Nie było innej możliwości: ludziom potrzebującym należy pomóc. Ich piękny las okazał się pułapką dla innych.
I tak sobie teraz myślę o tych wszystkich fotopułapkach. Kiedy oglądam sarnie dzieci brykające wokół swoich mam, od razu przychodzi mi na myśl inna rodzina, ludzka, błąkająca się w tym ciemnym lesie. I nie chcę być karmiona nienawiścią do niej.