Jedzenie nie jest związane jedynie z biologią człowieka, ale stanowi istotny element kultury, stąd staje się przedmiotem badań naukowców także z kręgu nauk humanistycznych, a więc antropologów, kulturoznawców i historyków sztuki. Co więcej, powstała dziedzina nazywana food studies, która zajmuje się badaniem jedzenia i jego związków z historią, społeczeństwem, sztuką i nauką. Badaniami w obszarze food studies zajmują się wspólnie historycy, psychologowie, socjologowie, filozofowie oraz antropolodzy kultury, a zadaniem tej dyscypliny z pogranicza nauk ścisłych i humanistycznych jest odpowiedź na etyczne, społeczne, estetyczne oraz wychowawcze pytania związane z jedzeniem. Czy to nie przesada? Po co tracić energię na rzecz tak prozaiczną?
Najpierw proponuję uświadomić sobie, że to potrzeba jedzenia stoi u źródeł tworzenia się cywilizacji. Człowiek, żeby zdobyć pożywienie, musiał łączyć się w grupy z innymi, aby razem polować, dzięki czemu powstały więzi społeczne. Pomyślmy też o ogniu, który był niezbędny, aby owo mięso przygotować do zjedzenia. A dzisiaj? Rozejrzyjmy się, zobaczmy, jak wiele energii poświęcamy na czynności związane ze zdobyciem jedzenia, jego przygotowaniem, spędzaniem czasu przy jedzeniu, planowaniem jedzenia, a także na czytaniu o jedzeniu, oglądaniu i fotografowaniu jedzenia. Półki uginają się od książek opowiadających o przygotowywaniu autorskich potraw, prezenterzy programów kulinarnych stają się celebrytami nie mniej popularnymi od najsłynniejszych sportowców, gwiazd pop czy polityków. Co roku powstają nowe magazyny kulinarne, których zawartość nie jest jedynie zbiorem przepisów na dobry obiad. Pojawia się wąska specjalizacja kulinarnej fotografii, której tajniki są strzeżone, a efekty przypominają dzieła sztuki. Stąd już tylko krok do wykorzystywania tego tematu przez artystów w ich sztuce, o czym przekonuje nas ciekawa wystawa sztuki współczesnej zatytułowana po prostu „Jedzenie w sztuce” w krakowskim MOCAK-u.
Food porn
Z Instagrama korzystam najczęściej tylko po to, żeby znaleźć pomysł na ciekawą kolację albo odszukać przepis na dobry deser. Algorytm, gdy zauważył, że interesują mnie kulinaria, zaczął wyświetlać mi kolejne propozycje i w pewnym momencie mój profil zalewany był wręcz tą tematyką. To uświadomiło mi, jak wielki jest na nią popyt i jak wiele ludzi na całym świecie wybiera zajęcie kulinarnego blogera. Oni zajmują się tym zawodowo, uatrakcyjniając swoje wystąpienia, aranżując wnętrza i siebie samych, dbając o estetykę podania. Ale gdy się nad tym zastanowić, to szybko dojdziemy do wniosku, że to nic nowego, bo media społecznościowe, od kiedy weszły w nasze życie, stały się doskonałą platformą do dzielenia się… jedzeniem. Sama z siebie się śmiałam, gdy dołączyłam do tego grona, prezentując zdjęcie z lodem o dziwnym kolorze. Nasi znajomi i nieznajomi chętnie dzielą się fotografiami pełnych talerzy: tych domowych i tych restauracyjnych. Jedzenie zaczyna się od zdjęcia. Zdjęcie wykonane jest w określonym celu, ono przekazuje informację o preferencjach, guście kulinarnym, a przede wszystkim o statusie społecznym. Otrzymujemy pełną informację o jakości spożywanych produktów i o miejscu, gdzie odbywa się „uczta kulinarna”. Wykwintne dania, jakość produktów i świadomość dietetyczna mówi o wysokim statusie. Odwrotnie reagujemy, gdy ktoś „chwali” się w mediach społecznościowych zjadaniem produktów wysoko przetworzonych, pochodzących z sieciówek.
Fenomen prezentacji jedzenia na Instagramie, Facebooku czy Pintereście zyskał nawet swoją nazwę. Mówi się o zjawisku food porn (pornografii jedzenia). Amerykański socjolog zajmujący się food studies, Krishnendu Ray, w szeroko komentowanym artykule Domesticating Cuisine zauważył, że food porn polega na oglądaniu innych ludzi, nie uczestnicząc w ich czynności. Posiłki prezentowane na sublimowanych zdjęciach w mediach są dla oglądającego nieosiągalne, nie pokazuje się też trudności w osiągnięciu takich efektów. No i nie mają żadnej wartości pedagogicznej. Wszystko to oznacza, że zjawisko to może być omawiane w kontekście pornografii. Ciekawy też jest wątek nieosiągalności. Otóż okazuje się, że kiedy w latach 80. XX w. zaczęto mówić o zdrowym odżywianiu, o dietach i o zaburzeniach odżywiania, okazało się, że wiele uwielbianych produktów (cukier, tłuszcz, mięso) nie jest dla nas dobrych. Ponieważ należało je ograniczać, więc stały się bardziej pożądane. Pożądane i sprawiające przyjemność, lecz zabronione. Media kulinarne właśnie wtedy zyskały ogromną popularność. Zaczęto wydawać nowe magazyny, produkować programy, zaspokajając popyt na nieosiągalne. I to właśnie jest food porn.
Wspomniany Krishnendu Ray zauważył – co zresztą wszyscy podskórnie czujemy – że istnieje coś niemoralnego w tej „zabawie jedzeniem”, podczas gdy ludzie na świecie głodują. Na tę niemoralność odpowiada sztuka współczesna.
Eat Art
Pewnie, jedzenie od zawsze było tematem sztuki. Artyści pokazywali swój kunszt w martwej naturze, na którą często składały się owoce i warzywa. Znane są portrety wykonywane przez żyjącego w XVI w. Giuseppe Arcimbolda, w których rysy twarzy przedstawiał za pomocą owoców i warzyw, co miało wywołać komiczny efekt. Sceny ucztowania widać również często na obrazach dawnych mistrzów. W ramach food studies badano, czy przedstawione na obrazach menu rzeczywiście odzwierciedlało typowe pożywienie dla danej strefy kulturowej. Okazało się, że absolutnie nie. Chodziło więc o to, żeby przekazać pewną informację: patrz, co jem i jak jem, i zazdrość, bo to dla ciebie nieosiągalne. Te obrazy sprzed wieków pełniły więc podobną rolę do tych zamieszczanych dzisiaj w mediach społecznościowych.
Zupełnie inaczej wygląda to w przypadku sztuki współczesnej, która skupia się na problemach związanych z jedzeniem: zarówno z jego nadmiarem i z niedoborem, z problemami społecznymi, jakie ze sobą niesie i z kulturowymi przemianami, z jakimi mamy do czynienia za sprawą stosunku do jedzenia.
Kilka lat temu Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK pokazywało monograficzną wystawę szwajcarskiego artysty Daniela Spoerriego, twórcy określenia food art. Najbardziej znane jego obrazy to tzw. stoły-pułapki. Po skończonym posiłku artysta przyklejał zastawę i resztki do stołu, ściągał blat i wieszał go jak obraz na ścianie, co całkowicie zmieniało optykę. Ta konceptualna akcja miała swoją kontynuację w cyklu zatytułowanym „Zjedzone przez…”, gdzie pozostawione resztki stawały się czymś w rodzaju portretu osoby jedzącej. Spoerri poszedł jeszcze dalej: stworzył restaurację, w którym eksperymentował z jedzeniem i tworzył nowe dania. Jego pracy nie może zabraknąć na obecnej wystawie „Jedzenie w sztuce” wśród ponad sześćdziesięciu innych artystów z wielu krajów. Podejmują temat z różnych perspektyw: niepokoi ich z jednej strony oszalała konsumpcja, nadmiar żywności i jej marnotrawstwo, makdonaldyzacja diety i jej skutki. A z drugiej strony: ubóstwo, głód, kryzys humanitarny, nierówność. Ich prace (malarstwo, fotografia, asamblaże, instalacje, wideo) analizują zjawiska, z którymi wiąże się spożywanie posiłków, a więc relacje społeczne, a obecnie często samotność; zastanawiają się nad estetyzacją przedstawień, pytają o sprawy etyki i światopoglądu.