Stała obecność obojga rodziców w życiu dziecka sprzyja jego poczuciu bezpieczeństwa, a tym samym – zdrowiu psychicznemu. Czasami jednak więzi z jedną z najbliższych osób na świecie – z własnym ojcem – na skutek różnych życiowych zawirowań zostają zgubione lub zerwane. Jednak jeśli obie strony są na to gotowe, nadszarpniętą więź można utkać na nowo.
Wewnętrzny huragan
W niemal każdej kulturze na świecie osobą, która stanowi pierwszą opiekunkę dziecka, jest „domyślnie” matka. Oczywiście, od zarania dziejów zdarzało się i tak, że niemowlę już na starcie życia musiało znajdować ukojenie w innych ramionach. Jeśli matka zmarła przy porodzie (co jeszcze sto lat temu nie było przecież rzadkością), porzuciła dziecko lub musiała natychmiast wracać do pracy w polu czy fabryce, najbliższą dziecku osobą stawała się zwykle babcia, ciotka, starsza siostra lub wychowawczyni sierocińca – niemal zawsze była to jednak figura kobieca. W społecznościach tradycyjnych ojciec „wkraczał” w wychowanie dziecka później – jego biologiczna niemożność urodzenia i karmienia dziecka piersią sprawiła nawet, że psychoanalitycy postrzegali ojca jako tego, kto niejako „wkracza” między matkę a jej małe dziecko i zapobiega psychotyzacji tej relacji – w tej koncepcji rolą mężczyzny jest bowiem „przypomnienie” kobiecie, że nie jest ona tylko matką, ale także jego partnerką, dzięki czemu dziecko otwiera się na świat społeczny i buduje więź z więcej niż jedną (matczyną) osobą. Możemy oczywiście (co nieobce jest również samym psychologom!) krytykować wizję ról płciowych, jaką oferowali nam psychoanalitycy sprzed wieku – wiemy przecież doskonale, że również relacja ojca z dzieckiem może stać się pozbawiona granic, wręcz psychotyczna – jednak nawet ta nieidealna koncepcja pokazuje, że utrata ojca na skutek jego śmierci, odejścia od rodziny lub nadmiernego zaangażowania w pracę może być ogromnym obciążaniem emocjonalnym zarówno dla dziecka, jak i dla jego matki. Nie chodzi tu tylko o logistykę dnia powszedniego i związane z „obsługą” dziecka obowiązki, które trudniej wykonuje się solo niż w parze. Strata więzi z ojcem bywa zachwianiem zarówno stabilności reszty rodziny, jak i huraganem dla świata wewnętrznego dziecka. Dzięki badaczom żałoby u dzieci wiemy, że nawet półroczne maluchy są w stanie boleśnie odczuwać stratę osoby, która do tej pory towarzyszyła im w codzienności. Dlatego nawet bardzo wczesne „zniknięcie” taty może być przez dziecko przeżywane jako porzucenie. Jeśli z kolei ojciec nigdy nie był obecny w życiu dziecka – np. jest osobą nieznaną – to w którymś momencie młody człowiek będzie musiał zmierzyć się z koniecznością wypełnienia luki tożsamościowej, związanej z wątpliwościami typu „gdzie i jaki jest mój tata?”. Zawiłość ludzkich losów sprawia, ze niektórym udaje się odnaleźć bardzo konkretne odpowiedzi na te pytania.
Uważał, że był niegodny kontaktu ze mną
Tata Anastazji był dla niej przez wiele lat kimś najbardziej zagadkowym na świecie. Mama nie chciała o nim opowiadać, a reszta rodziny była z nią solidarna. Jednak pewnego dnia ojciec pojawił się na nowo w jej życiu, co wywołało rodzinną rewolucję. – Temat taty stanowił u mnie w domu tabu – opowiada Anastazja. – Wiedziałam, że rodzice wzięli ślub cywilny, a przed planowanym kościelnym się rozstali – i tyle. Dorastałam bez ojca. Mama miała przez pewien czas nowego partnera, ale z nim też nie stworzyła niczego stałego. Tata zrobił „come back” do mojego życia, czy raczej w ogóle się w nim pojawił, gdy byłam na drugim roku studiów. Jakiś facet podszedł do mnie, gdy wracałam z uczelni i powiedział, że jest moim ojcem. Na początku myślałam, że to jakiś naciągacz, ale pokazał mi dokumenty. Wszystko się zgadzało. Nie padłam mu w ramiona, byłam zdziwiona i nie wiedziałam, co właściwie mam powiedzieć. Ale zaczęliśmy rozmawiać i się spotykać. Tata wyznał mi, że jest chory na schizofrenię. Był w szpitalu, długo uważał się za niegodnego kontaktu ze mną. A mama odeszła, gdy zobaczyła go w stanie ostrej choroby. Przez trzy lata spotykaliśmy się bez wiedzy mamy. Mój tata stał się kimś bardzo mi bliskim. Chodziliśmy na spacery, rozmawialiśmy o życiu. Bywał u mnie w moim studenckim mieszkaniu i zajmował się moim kotem, gdy się uczyłam. Pomógł mi też finansowo, kiedy na studiach miałam warunek. Jedyny problem był taki, że mama, gdy w końcu powiedziałam jej o naszej „znajomości”, zaczęła krzyczeć i straszyć mnie jego chorobą. Minęło ponad dziewięć lat, a ona dalej ma do mnie pretensje o to, że utrzymuję kontakt z ojcem. Kocham ją i kocham jego – ale nie ma mowy o spotkaniu we troje.
Ojczulek i dobry kolega
Jednak nie każdy, kto de facto wychowuje się bez ojca, jest osobą, której tata odszedł, porzucił rodzinę lub przedwcześnie zmarł. Czasami konieczność ekonomiczna i różne inne czynniki sprawiają, że ojciec – choć jest w formalnym związku z matką swoich dzieci i jest zameldowany pod tym samym dachem co pozostali członkowie rodziny – jest w domu gościem. A to, siłą rzeczy, przekłada się na relację z dzieckiem, której odbudowa może być nie mniej wymagająca niż powrót ojca po latach braku kontaktu. Tata Izy przez wiele lat pracował jako kierowca i jeździł w zagraniczne trasy – kiedy zaś na stałe „zjechał” do domu, był dla niej osobą, którą musiała wręcz na nowo poznać. – Ojciec zaczął jeździć tirem tuż po moim urodzeniu – mówi Iza. – Mieli z mamą problemy finansowe, babcia wyrzuciła ich z domu, więc musieli wynająć mieszkanie i dorabiać się od zera. Tata był kimś, kto pojawiał się raz na jakiś czas, bawił się ze mną (późnej również z moim młodszym bratem, który urodził się, gdy chodziłam do przedszkola), przywoził nam prezenty z zagranicy (dostaliśmy np. superkonsolę, której pół osiedla nam zazdrościło), ale kto nie był obecny w naszym życiu. Na jego powrót mama kazała nam wkładać ładne ubrania, przygotowywała obiad z dwóch dań i piekła keks, ulubione ciasto taty. Lubiłam jego powroty, ale wiedziałam, że to tylko na chwilę i zaraz tata znowu pojedzie w trasę. A kiedy byłam w liceum, wybuchła pandemia. Tata nie mógł jeździć z powodu obostrzeń. Potem ciężko przeszedł covid. Był w szpitalu, jego stan był zły. Lekarze powiedzieli mu, że musi zmienić tryb życia, że takie funkcjonowanie go zabije. Na początku tata średnio w to wierzył, ale w końcu, gdy na covid umarł jego znajomy, też tirowiec, to się wystraszył. Podjął pracę stacjonarną w spedycji. I próbował angażować się w wychowanie mnie oraz brata, co było dla mnie żałosne. On nic o nas nie wiedział. Nie umiał z nami rozmawiać, a próbował dawać nam zakazy – mnie chciał zabronić iść na osiemnastkę mojego kolegi, bo uroił sobie, że na pewno będzie tam alkohol i dopalacze. Zaczął też „rozliczać” mnie z ocen, krytykować mój pomysł pójścia po szkole do studium kosmetycznego. Krzyczał kiedyś, że się za mnie weźmie, ale dla mnie on był wtedy po prostu takim słabym ojczulkiem, co na próżno próbuje wszystkimi sterować. Mama też dużo się z nim kłóciła, bo jej zarzucał, że za bardzo nas rozpieściła i że wydaje za dużo pieniędzy. Zaczęłam się z nim lepiej dogadywać, gdy mój ówczesny chłopak ze mną zerwał. Powiedział mi, że mam tzw. daddy issues (czyli cechy stereotypowo przypisywane osobom, zwłaszcza kobietom, które mają trudną relację z ojcem – przypis autorki). Twierdził, że to, że jestem „kłótliwa”, to efekt tego, że próbuję podświadomie zwrócić na siebie uwagę mężczyzn, bo ojciec miał mnie gdzieś. I wtedy chyba pierwszy raz w życiu stanęłam po stronie ojca – powiedziałam byłemu, że mój tata wcale nie miał mnie gdzieś, tylko był facetem, który zadbał o rodzinę tak jak umiał. Opowiedziałam o tej sytuacji mamie, która z kolei wspomniała o tym tacie. Po raz pierwszy w życiu odbyłam długą i szczerą rozmowę z ojcem. On powiedział, że mój były to cham i że nie pozwoli, żeby jakiś pajac mnie obrażał. I że jemu też było trudno ciągle być w trasie, że naprawdę za nami tęsknił. Pod koniec tej rozmowy w jego oczach pojawiły się łzy… To było mocne doświadczenie dla mnie. W ciągu tych paru lat zaczęliśmy się lepiej dogadywać, tata słucha razem ze mną podcastów true crime. Mimo to nie jestem w stanie widzieć w nim stanowczego ojca, którego należy słuchać – autorytetem w rodzinie jest mama, to ona wciąż podejmuje najważniejsze decyzje. Widzę jednak, że jestem bardzo podobna do taty. Jest on dla mnie takim dobrym kolegą, z którym mogę porozmawiać i który rozumie moje rozterki. Odkryłam, że jest wrażliwym człowiekiem i że potrafi gotować. Czasami żałuję, że przez tak wiele lat go nie było. I zazdroszczę bratu, że był młodszy, gdy tata do nas wrócił.
Da się, ale nie zawsze
Nie śmiałabym kończyć tego tekstu konstatacją, że zawsze możliwe jest odbudowanie trudnej relacji między ojcem a dzieckiem – byłoby to albo nieuczciwe, albo skrajnie naiwne. Ojciec głęboko narcystyczny lub patologicznie niedojrzały może zwyczajnie nie chcieć lub nie być w stanie stworzyć ze swoim potomkiem choćby towarzysko-kurtuazyjnej relacji. Ekstremalnie obciążająca emocjonalnie bywa też sytuacja, w której nawiązanie bliższego kontaktu z ojcem „powracającym” po latach byłoby zwyczajnie niebezpieczne dla dziecka (nawet tego dorosłego) – przemocowe lub dyssocjalne zachowania czy nieleczone uzależnienie mogą wykluczyć możliwość zbliżenia się do osoby, która wspólnie z matką powołała nas do życia. Ktoś, kto ma nadzieję na to, że ojciec wróci do jego życia, ale później dowiaduje się, że jest to niemożliwe, nie musi jednak czuć się gorszy ani winny – nikt z nas nie ponosi odpowiedzialności za wybory życiowe naszych rodziców ani nie jest stworzony do „wychowywania” ich. Życie, w którym nie ma ojca, również może być szczęśliwe i pełne miłości – jako ludzie dysponujemy cudowną możliwością nawiązywania głębokich relacji także z tymi, z którymi nie łączą nas więzy krwi. Czasami też „funkcje ojcowskie” w naszym życiu może przejąć ktoś, kto naszym tatą biologicznie nie jest, ale ma gotowość do wspierania nas: może być to dziadek, wujek, przyjaciel rodziny lub nawet trener czy drużynowy harcerski.
A jeśli tata chce po latach „przerwy w istnieniu” być obecnym w naszym życiu, to potrzebujemy nie tylko dać tej relacji szansę, ale także dać sobie samym przestrzeń na wszystkie związane z powrotem emocje. Niezbędny będzie także czas – rytmu wzajemnej bliskości trzeba się przecież nauczyć.
Imiona bohaterów i niektóre szczegóły zostały zmienione.