Logo Przewdonik Katolicki

Ceny energii w górę

Piotr Wójcik
fot. Piotr Kamionka/Reporter/East News

29 proc. więcej za prąd i 15 proc. więcej za gaz – o tyle wzrosną ceny energii. Gospodarstwa domowe zagrożone ubóstwem energetycznym otrzymają bon energetyczny, ale będzie on jednorazowy i raczej niewielki.

Ceny energii przestały już wzbudzać tak ogromne emocje jak w 2022 r. W nadchodzącym czasie temat jednak powróci z dużą mocą, gdyż zbliża się urynkowienie taryf dla odbiorców indywidualnych. Dodatkowo już niedługo obowiązywać zacznie druga wersja systemu EU ETS, który obciąży podatkiem od emisji dwutlenku węgla także mieszkalnictwo i transport. Urynkowienie taryf zostało jednak odłożone w czasie i przynajmniej do końca roku będziemy mieć względny spokój. Chociaż nie wszyscy.

Bonik energetyczny
W połowie maja Sejm uchwalił ustawę o zmianach w mrożeniu cen energii, która wejdzie w życie z początkiem lipca. Główną zmianą będzie ustalenie ceny maksymalnej za energię elektryczną na poziomie 500 zł/MWh. Poziom ten będzie obowiązywał wszystkich odbiorców indywidualnych bez względu na zużycie. Oznacza to wzrost o 88 zł w stosunku do stanu obecnego. Równocześnie rząd przekonuje jednak, że to i tak cena znacznie poniżej rynkowej. Bez zamrożenia taryfy jej wysokość wynosiłaby 739 zł/MWh.
Cena dla tzw. podmiotów wrażliwych pozostanie bez zmian, chociaż i tak jest ona znacznie wyższa od taryfy dla gospodarstw domowych. Samorządy, podmioty użyteczności publicznej oraz małe i średnie przedsiębiorstwa wciąż będą płacić 693zł/MWh.
Te zmiany będą oznaczać wzrost rachunków dla wszystkich gospodarstw domowych. Dodatkowo wprowadzony zostanie więc bon energetyczny, skierowany do ok. 3,5 mln gospodarstw domowych zagrożonych ubóstwem energetycznym. Będzie on jednak jednorazowy i raczej niewielki. Wysokość bonu to 300–600 zł zależnie od liczby osób w domu. Dla gospodarstw domowych jednoosobowych będzie to 300 zł, w przypadku 2–3 członków rodziny mowa o 400 zł, a dla gospodarstw z 4–5 mieszkańcami będzie to 500 zł. Pozostali otrzymają 600 zł. Wysokość bonu będzie podwojona (600–1200 zł) w przypadku ogrzewania domu energią elektryczną.
Do skorzystania z bonu niezbędne będzie jednak spełnienie kryterium dochodowego. Będzie to 2,5 tys. zł w przypadku gospodarstw jednoosobowych i 1,7 tys. zł na głowę dla domów z większą liczbą mieszkańców. Obowiązywać będzie zasada złotówka za złotówkę, więc w przypadku niewielkiego przekroczenia limitu dochodowego wysokość bonu zostanie tylko odpowiednio pomniejszona. Wniosek o skorzystanie z bonu należy złożyć w urzędzie gminy w miejscu zamieszkania w terminie od 1 sierpnia do końca września tego roku. Wypłaty będą trwać od jesieni do początku przyszłego roku. Podczas prac w Sejmie przyjęto poprawkę umożliwiającą złożenie wniosku także przez aplikację mObywatel.
Nieco inaczej wygląda sprawa w przypadku użytkowników gazu. Od lipca zostanie zniesione zamrożenie taryf na gaz, a cena maksymalna zostanie określona na poziomie taryfy stosowanej przez PGNiG – czyli nieco ponad 200 zł za MWh. Do końca czerwca przyszłego roku przedłużone zostanie funkcjonowanie maksymalnej ceny ciepła systemowego.

Niezbyt hojna oferta
Ustawa zostanie zapewne podpisana przez prezydenta, gdyż podczas głosowania w Sejmie przeciw było zaledwie 10 posłów, chociaż aż 183 wstrzymało się od głosu. Ci drudzy to głównie członkowie klubu PiS, jednak trudno się spodziewać, by prezydent zawetował jedyną dostępną formę wsparcia gospodarstw domowych w nadchodzącym półroczu. Tym bardziej, że ustawa została głosowana na ostatnią chwilę, więc czasu na wprowadzenie kolejnej już nie będzie. Obecną formę wsparcia przedłużono do końca czerwca, więc w razie zawetowania ustawy wszystkich objęłyby ceny rynkowe.
Nie oznacza to jednak, że wobec ustawy nie pojawiły się słowa krytyki. Ogólnie rzecz biorąc, ceny rachunków za energię elektryczną w domach Polaków powinny wzrosnąć o 29 proc., natomiast w przypadku gazu wzrost sięgnie 15 proc. Nie są to tak duże wzrosty, jakie mogłyby być – bez ustawy rachunki za prąd skoczyłyby o około połowę. Nie zmienia to faktu, że dla niektórych odbiorców wzrost opłat będzie odczuwalny. Jak wyliczył Jakub Sokołowski z Instytutu Badań Strukturalnych, kryterium dochodowe bonu energetycznego zostało ustalone na odpowiednim poziomie, gdyż świadczenie trafi do wszystkich gospodarstw domowych zagrożonych ubóstwem energetycznym. Problem w tym, że jego wysokość jest aż dwukrotnie za niska. Pokryje jedynie połowę wzrostu rachunków beneficjentów świadczenia.
Pojawiły się też głosy krytyczne wskazujące, że faworyzowani zostaną użytkownicy pomp ciepła, dla których wysokość bonu będzie dwukrotnie wyższa. W tym przypadku mowa jest jednak o niewielu odbiorcach, gdyż z pomp ciepła korzysta raczej lepiej uposażona część społeczeństwa, która nie spełni kryterium dochodowego.
Prawdziwe kłopoty zaczną się jednak dopiero w przyszłym roku. Rząd przymierza się do pełnego urynkowienia cen energii, co zdradził chociażby szef Urzędu Regulacji Energetyki podczas Europejskiego Kongresu Ekonomicznego w Katowicach. – Uważam, że to jest już moment, kiedy powinniśmy definitywnie wychodzić z działań osłonowych, ale też i rozumiem, że jest potrzebny pewien mechanizm, który spowoduje, że wyjście z tych działań osłonowych będzie wyjściem ewolucyjnym, a nie rewolucyjnym – stwierdził Rafał Gawin.

Niepewna przyszłość
Nadchodzące lata będą więc pod tym względem bardzo trudne. Wycofanie się rządu ze wspierania ludności w kwestii opłacania rachunków za prąd nastąpi w najgorszym możliwym momencie. Według Eurostatu w drugiej połowie zeszłego roku ceny prądu z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej dla gospodarstw domowych były jednymi z najwyższych w UE. Wynosiły 33,5 euro za 100 KWh. Wyższe były jedynie w Czechach (39 euro – najwięcej w UE), Niemczech, Włoszech, Belgii i Rumunii. Wynika to z faktu, że polska energetyka oparta jest w ogromnym stopniu na węglu, który w zeszłym roku zapewnił nam dwie trzecie wyprodukowanej energii elektrycznej. 
To zdecydowanie najwyższy wynik w UE. W drugiej w zestawieniu Bułgarii węgiel daje ok. 40 proc. energii, a w kolejnych krajach już znacznie mniej. Średnio w UE udział węgla w miksie energetycznym to ledwie 15 proc. W związku z tym na polskich rachunkach ciążą opłaty za emisję CO2, które muszą opłacać wytwórcy. Udział podatków i opłat w cenie prądu w Polsce wynosił w zeszłym roku 45 proc., co wspólnie z Danią dało nam pierwsze miejsce w UE.
Co więcej, od przyszłego roku zacznie się stopniowe wygaszanie pierwszych bloków węglowych. Tauron powinien rozpocząć wygaszanie swoich elektrowni węglowych już w 2025 r. Odpadanie kolejnych bloków z systemu będzie dużym obciążeniem, co sprawi, że prądu może być mniej, więc jego cena rynkowa wzrośnie. Oczywiście w to puste miejsce mogą wejść instalacje odnawialnych źródeł energii – szczególnie fotowoltaika, która w ostatnich latach często nie mogła korzystać z całego swojego potencjału, gdyż system energetyczny miał zbyt niską przepustowość. Instalacje OZE stopniowo się rozwijają, czego efektem jest chociażby zeszłoroczny rekordowo niski udział węgla w miksie energetycznym.
Do tego dojdą jednak spore wydatki na modernizację sieci przesyłowych i budowę nowych bloków energetycznych – już niewęglowych. Koszty tych inwestycji dostawcy i wytwórcy będą musieli doliczyć do ceny końcowej, by utrzymać rentowność. W takiej sytuacji państwo powinno być aktywne i wprowadzać nowe osłony, zamiast się z tego obszaru wycofywać. Politykę państwa zawsze można zmienić, jednak obecne deklaracje i czyny nie napawają optymizmem.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki