Logo Przewdonik Katolicki

Dlaczego jesteśmy poddawani próbom?

Wojciech Żmudziński SJ
Abraham, Lorenzo Monaco | fot. Heritage Art/Getty Images

Jeśli wspinając się po zboczu skały, nie zadasz bólu swoim mięśniom, nie staniesz na szczycie. Droga do dojrzałej wiary nie prowadzi z górki. Abraham bardzo konkretnie tego doświadczał, prowadząc jedynego syna na śmierć, którą sam miał mu zadać.

Lata oczekiwań na realizację Bożej obietnicy licznego potomstwa doprowadziły Abrahama do kryzysu wiary. Zestarzał się. Przestał wierzyć, że niepłodna Sara da mu syna, i najpierw zaplanował przekazać swoją spuściznę słudze Eliezerowi, a potem przystał na pomysł żony, by przespać się ze służącą. Może zbyt wiele od Boga wymagał? Może Bogu trzeba pomóc, by sen stał się rzeczywistością? Ileż można czekać! Czy Bóg o nim zapomniał? 
Kryzys wiary to czas oczyszczania relacji z Bogiem, któremu uwierzyliśmy i którego pierwsze słowo dało nam nadzieję. Potrzebujemy czasu, by nasza wiara przestała być ideologią i byśmy przestali w relacji z Bogiem koncentrować się na sobie. Nieraz potrzeba dziesiątków lat, byśmy zrozumieli, że Bóg nie jest Świętym Mikołajem spełniającym nasze życzenia, ale towarzyszem naszego losu; że nie rozwiązuje problemów, lecz jest z nami w każdym doświadczeniu, również w tym najtrudniejszym. 
Jeśli Bóg raz skierował do ciebie słowo obietnicy, odezwie się ponownie, gdy przestaniesz zamykać Go w czasie przeznaczonym na modlitwę, gdy wyjdziesz z religijnych schematów i przestaniesz się niecierpliwić. Gdy minie kryzys, możesz spodziewać się próby. 

Droga pod górę
Przyszła ona na Abrahama. „Weź twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jakie ci wskażę” (Rdz 22, 2). Sam musiał sprostać temu okrutnemu zadaniu. Nie było nikogo, komu mógłby się zwierzyć ze swojego bólu i zdezorientowania. Stał w obliczu misji, której nie rozumiał.
Bez tej próby Bóg nie mógłby przeprowadzić go na „wyższy poziom”. Jeśli wspinając się po zboczu skały, nie zadasz bólu swoim mięśniom, nie staniesz na szczycie. Droga do dojrzałej wiary nie prowadzi z górki. Abraham bardzo konkretnie tego doświadczał, prowadząc jedynego syna na śmierć, którą sam miał mu zadać. Nie rozumiał Boga, ale i nie buntował się. Nie szukał innego boga, który byłby bardziej ludzki i podzielałby jego poglądy. Pozostał wierny, choć wszystko wskazywało na to, że Bóg chce mu odebrać wszystko. Czy obietnica licznego potomstwa, która zaczęła się w Izaaku realizować, miałaby przepaść na zawsze? W najtrudniejszych dla Abrahama chwilach Bóg milczał. Ale czyż nauczyciel, poddając ucznia sprawdzającemu testowi, nie milczy, mimo że uczeń chciałby usłyszeć jakąś podpowiedź?
Żydowscy rabini mawiają, że w chwilach utrapienia są trzy poziomy modlitwy. Pierwszym z nich jest płacz. Potem przychodzi milczenie, a na końcu rozdzierająca serce pieśń. 

Co inni pomyślą o bogu?
Abraham wstał wcześnie rano, obarczył osła drewnem na złożenie całopalnej ofiary i wraz z synem Izaakiem ruszył na szczyt góry Moria. Ojciec i syn zmierzali do celu, milcząc. Redaktor Księgi Rodzaju nie mówi nam o tym, co przeżywał Abraham, bo skąd może o tym wiedzieć. Okrutne polecenie Boga rozdzierało ojcu serce, a samotność, jeszcze bardziej okrutna, ściskała mu gardło. Nie mógł sobie pozwolić na łzy. Musiał udawać przed synem, że wszystko jest w porządku. 
Søren Kierkegaard w swoich rozważaniach zatytułowanych Bojaźń i drżenie wyobraża sobie, że gdy Abraham dotarł już na górę Moria, „położył rękę na głowie Izaaka jak do błogosławieństwa”, spojrzał na niego z ojcowską troską, chcąc dodać mu odwagi. Jednak Izaak nic nie rozumiał. Wtedy oblicze Abrahama zmieniło się: „Dziki wzrok, groźny wyraz. Abraham schwycił Izaaka za piersi, rzucił go na ziemię i rzekł: «Głupi chłopcze, czy myślisz, że jestem twoim ojcem? Jestem czcicielem bałwanów. Myślisz, że to z rozkazu Boga? Nie, to dla mojej zachcianki». Zadrżał wtedy Izaak i zawołał przerażony: «Boże w niebiosach, zmiłuj się nade mną, Boże Abrahama, zmiłuj się nade mną, nie mam ojca na ziemi, bądź Ty mi ojcem!». Ale Abraham powiedział w duchu: «Panie w niebiosach, składam Ci dzięki; przecież lepiej jest, by myślał, że ja jestem nieludzki, niż gdyby miał przestać wierzyć w Ciebie»”.
To najbardziej przejmujący obraz osamotnienia człowieka wiernego Bogu, jaki kiedykolwiek miałem na modlitwie przed oczyma. Święty Abraham może być dzisiaj patronem wszystkich zdesperowanych i bezsilnych, ale także tych, dla których prawda o kochającym Bogu jest ważniejsza od własnej reputacji, od własnych przekonań i uczuć. Nieważne, co pomyślą o mnie inni, ważne, co pomyślą o Bogu. 
Samotność to cena, jaką człowiek musi nieraz zapłacić, by nie za nim szli ludzie, lecz za Bogiem. Samotność to także warunek, by Boga usłyszeć, a usłyszawszy, nie przestać Go dalej słuchać. Niezrozumiały rozkaz, jaki zaprowadził Abrahama na górę Moria, nie był ostatnim słowem Najwyższego. Abraham był wciąż zasłuchany i czujny, bo jeśli Bóg wypowiedział pierwsze zdanie, tak bardzo bolesne i niezrozumiałe, to z pewnością wypowie także drugie. Przekonanie, że samotne cierpienie nigdy nie jest ostatnim słowem kochającego Ojca, dodawało Abrahamowi sił. I nie zawiódł się. Bóg przemówił po raz drugi: „Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna” (Rdz 22, 12). 
Historia Abrahama to opowieść o człowieku, który poddany próbie cierpienia i samotności, nie stchórzył. Podjął wyzwanie, mimo że nie był pewien, jak to wszystko się zakończy. Nie narzekał, nie zarzucał Bogu niesprawiedliwości i braku konsekwencji. Poszedł w ciemno za głosem Tego, któremu ufał. 
Gdy przeżywasz trudne chwile samotności i wydaje ci się, że Bóg milczy, otwórz Pismo Święte i przeczytaj rozdział 22. Księgi Rodzaju. Po radosnych wydarzeniach narodzin Izaaka i długotrwałym pokoju, o czym dowiadujemy się z wcześniejszego rozdziału, Bóg poddaje Abrahama próbie. Nie po to, by go karać, lecz po to, by na coś ważnego przygotować. Cierpienie w samotności nie jest ostatnim słowem Boga. 

Lepiej poznać samego siebie
Gdy Abraham podniósł rękę na swojego syna Izaaka, by go zabić, usłyszał głos Boga: „Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna” (Rdz 22, 12). Czyżby Bóg nie znał wystarczająco Abrahama, że musiał poddawać go próbie? Z pewnością znał go bardzo dobrze. To Abraham nie znał siebie tak, jak znał go Bóg. Ta trudna próba miała nie tyle przekonać Boga o wierności Abrahama, ile doprowadzić Abrahama do pełniejszego poznania samego siebie, do definitywnego określenia się w relacji do Boga i do swojego syna Izaaka.
„Abraham stawia syna na równi z Bogiem. Izaak staje się dla niego najważniejszy. Syn, dar od Boga, urasta do takich rozmiarów, że zaczyna przesłaniać Dawcę. Bóg chce, aby Abraham wrócił do pierwotnej miłości, gorliwości, wiary, odciął się od syna i postawił wszystko na niego” – czytamy w świetnej książce Abraham. Próba wiary, autorstwa dwóch kapucynów, Jana Kani i Tomasza Regiewicza.
Próby, przez które przechodzimy w życiu, sprawiają, że lepiej poznajemy nas samych, że dookreślamy to, co jest dla nas w życiu najważniejsze. 
Mamy podążać za Bogiem, a nie za człowiekiem, do Niego się przywiązywać i Jemu bezgranicznie ufać. Jeden z moich współbraci, który prowadzi wstępne rozmowy z kandydatami do Towarzystwa Jezusowego, chodzi w czerwonej bluzie, nie zakłada koloratki, a jego tusza przyciąga uwagę już z daleka.
– Dlaczego nie zadbasz o siebie i nie zaczniesz ubierać się jak ksiądz? – pyta go jeden z jezuitów. – Przecież spotykasz się z młodymi ludźmi, którzy chcą pójść za Jezusem.
– No właśnie. Mają iść za Jezusem, a nie za mną. Widząc mnie, na pewno się nie pomylą. 
Mamy tak podążać za Bogiem, aby go nie przesłaniać ani sobą, ani osobami, które kochamy. Ani swoim blaskiem, ani swoimi pasjami. W innym wypadku będziemy mieli często rozdarte serce. 

Bolesne przycinanie gałęzi 
Abraham jest rozdarty pomiędzy posłuszeństwem rozkazowi Boga, któremu uwierzył, a miłością do syna, któremu dał życie. Gdy wbrew wszelkiej logice podnosi nóż, by zabić syna, Bóg wytrąca mu go z ręki. Abraham nie rozumie. Łzy szczęścia mieszają się z niedowierzaniem.
Rozdarcie Abrahama nie zabliźnia się w momencie szczęśliwego zakończenia. Dla Izaaka ojciec przestaje być kimś, kto zapewnia bezpieczeństwo. To traumatyczne wydarzenie musiało zostawić w ojcu i synu ranę, którą tylko Bóg mógł uleczyć. Czy doświadczenie tego wewnętrznego rozdarcia było konieczne, by Abraham uwolnił się od zbytniego przywiązania do syna.
Gdy nazbyt przywiązujemy się do kogoś, stajemy się niewolnikami własnego przywiązania. Wtedy powinniśmy zabić nie tego, do kogo jesteśmy zbyt przywiązani, ale uśmiercić nasze nieuporządkowane przywiązanie. Ostrze Abrahamowego noża jest niezbędne w dojrzewaniu do wolności. 
Przycinanie gałęzi, by drzewo lepiej rosło, zawsze jest bolesne, ale gdyby ogrodnik tego nie robił, drzewo pozostałoby na zawsze karłowate. Nie da się rosnąć w różnych kierunkach i jednocześnie przynosić imponujące owoce. W nadawaniu kierunku naszemu życiu, w kształtowaniu własnej tożsamości i wewnętrznej spójności, potrzebujemy noża Abrahama. Momenty przycinania dzikich pnączy bywają dramatyczne i pamięta się je przez całe życie. Jeśli jednak pozwolimy, by ostrze noża zabłysło nad nami, poznamy lepiej nie tylko siebie. Bóg uchyli przed nami rąbek swoich tajemnic. 
Roman Brandstaetter wyobrażał sobie, że Izaak, nie mogąc zrozumieć, dlaczego Bóg zażądał jego życia, nagle coś sobie uświadomił: „I nagle zabłysła w głowie leżącego na ołtarzu Izaaka maleńka iskierka, ledwo pełgająca i zamglona, ale jednak na tyle wyraźna, że mu pozwalała domyślić się czegoś, czego nie umiał ani przemyśleć do końca, ani wyrazić słowami. Jedno w owej osobliwej chwili zmiarkował. Że zdarzenie, które teraz przeżywa, nie jest przeznaczone ani dla niego, ani dla Abrahama, że on, Izaak ben Abraham, jest widzialnym zamierzeniem tego, co się kiedyś stanie, zarysem jakiejś tajemniczej zapowiedzi, która miała się wypełnić w nieobeszłej i nieokreślonej przyszłości”. 
Minęło wiele lat, zanim Bóg poświęcił w ofierze swojego Syna. Nasze życie nie należy tylko do nas, lecz jest częścią tysięcy lat historii. I ma w tej historii swoje znaczące miejsce. Jest zapowiedzią czegoś, co niebawem lub za tysiące lat nadejdzie. Nasze kryzysy i próby, przez które przechodzimy, są zwiastunem spełnionych obietnic. Potrzeba nam jedynie cierpliwości i zaufania Bogu. On nigdy nas nie zawiedzie. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki