Autorem tego niezwykłego muralu jest włoski artysta Maurizio Cattelan. Ten sam, który kiedyś szokował instalacją La Nona Ora, przedstawiającą Jana Pawła II przygniecionego przez meteor. Na tegorocznym Biennale w Wenecji reprezentuje Pawilon Watykański. To jego stopy. Odpowiedzialny za watykański pawilon kard. José Tolentino de Mendonça, który sam jest poetą, a w Watykanie sprawuje funkcję prefekta Dykasterii ds. Kultury i Edukacji, powiedział mediom, że dzieło Cattelana jest interesujące z religijnego punktu widzenia chociażby z tego powodu, że artysta ów dekonstruuje przedstawienia religijne.
Watykan nie pierwszy raz okazuje się otwarty na sztukę współczesną bardziej, niż można by się spodziewać. Po latach zastoju w relacji Kościoła ze współczesnymi artystami i dającym się odczuć lęku przed sztuką współczesną – co zresztą wciąż jest widoczne w Kościołach lokalnych – możemy zauważyć duże otwarcie na nowe inicjatywy i nowy język, którym mówi się o transcendencji i duchowości. Nie widać dzisiaj strachu przed zadawaniem trudnych pytań i próbami odpowiedzi na nie, bo najważniejsze są duchowe poszukiwania. Te pytania może zadawać człowiek, który Boga poszukuje, a nie tylko ten, który go odnalazł. Odpowiedzi natomiast wcale nie muszą być tak jednoznaczne, bo nie one są w relacji najważniejsze. Dlatego w wyborze kuratorów i artystów reprezentujących Pawilon Watykański Kościół nie kieruje się świadectwem ich życia chrześcijańskiego, ale intuicją. – Papież Franciszek wzywa nas do dialogu. Dialog nie toczy się jedynie z ludźmi, którzy są naszym odbiciem – powiedział kard. Tolentino de Mendonça. I dodał, że w związku z tym Watykan nie chce wykluczać artystów, którzy wydają się sceptyczni czy wręcz krytyczni wobec Kościoła katolickiego.
Franciszek złamał w tym roku kolejne niepisane zwyczaje: po raz pierwszy pojawił się na biennale sztuki współczesnej, co wszyscy zrozumieli jako ważny krok Kościoła w otwarciu nie tylko na sztukę współczesną, ale i na współczesnych artystów.
„Moimi oczami”
Biennale w Wenecji to najważniejsza światowa wystawa sztuki współczesnej, która odbywa się z przerwami od 1907 r. Poszczególne kraje posiadają swoje pawilony, które znajdują się w parku Giardini (jest ich trzydzieści). Każde państwo zarządza swoim pawilonem i doborem ekspozycji. I tak np. pawilon polski został postawiony w 1932 r. Watykan po raz pierwszy pojawił się na biennale w 2013 r., a za ekspozycję odpowiedzialny był wówczas kard. Gianfranco Ravasi, wystawa była finansowana przez prywatnych sponsorów, a urządzenie jej powierzono m.in. włoskiej grupie artystów Studio Azzurro z Mediolanu, którzy specjalizowali się w nowych mediach i instalacjach wideo.
Za każdym razem organizatorzy Biennale zadają temat wystaw. W tym roku hasło brzmiało: „Foreigners Everywhere/ Obcokrajowcy są wszędzie”. Odpowiedzią państwa watykańskiego, a więc Kościoła, jest wystawa zatytułowana „Moimi oczami”, umiejscowiona w weneckim więzieniu dla kobiet. Na ten pomysł wpadli kuratorzy zaproszeni do tworzenia ekspozycji: Bruno Racine i Chiara Parisi. Ten pierwszy to francuski pisarz i były dyrektor Francuskiej Biblioteki Narodowej, Akademii Francuskiej w Rzymie i Centrum Pompidou w Paryżu. Natomiast Parisi to włoska historyczka sztuki i kuratorka wielu wystaw sztuki współczesnej, która rozpoczynała swoją karierę w Paryżu, współpracowała m.in. z Cattelanem, obecnie jest dyrektorką oddziału Centrum Pompidou w Metz. Miejsce weneckiej ekspozycji wybrali za aprobatą kardynała, który na konferencji prasowej powiedział, że decyzja ta była nieoczekiwana, ale przecież zgodna z nakazem Ewangelii i wezwaniem papieża Franciszka, aby nakarmić głodnych, przyodziać nagich i odwiedzić więźniów.
Oprócz muralu Maurizio Cattelana zobaczyć można pop-artowskie prace amerykańskiej byłej zakonnicy, zmarłej w 1986 r. Cority Kent, które zostały powieszone w więziennej jadalni. Był też czarnoskóry hip-hopowy choreograf Bintou Dembélé, który współpracuje z wieloma teatrami i podejmuje tematy postkolonializmu, a tym razem stworzył taniec, poprzez który więźniarki opowiadają swoje historie. Urodzona w Damaszku Simone Fattal, która żyła i wystawiała w Bejrucie, a obecnie mieszka i pracuje w Paryżu, tworząc ceramiczne rzeźby, stworzyła płyty z kamienia lawowego, na których zapisano fragmenty wierszy pisanych przez więźniarki. Claire Fontaine – to nazwisko jest nazwą kolektywu złożonego z dwóch artystów z Palermo, których prace to często konceptualne projekty – przygotowali neon, zamontowany na więziennym murze: duże przekreślone oko, które wyraża ślepotę społeczeństwa. Na ścianie dziedzińca umieszczony został inny neon: napis „Siamo con voi nella notte” („Jesteśmy z tobą nocą”). Była też brazylijska artystka Sonia Gomes, która tworzy rzeźby, wykorzystując jako materiał znalezione przedmioty i tkaniny, a także Claire Tabouret – Francuzka mieszkająca w Los Angeles, malarka i rzeźbiarka, portrecistka wykorzystującą archiwalne materiały i fotografie do tworzenia wspomnień. Małżeństwo amerykańskiej aktorki Zoë Saldañy i włoskiego artysty Marca Perego na potrzeby Biennale stworzyło krótkometrażowy film, w którym grają osadzone kobiety. Wszyscy oni, reprezentując różne rodzaje sztuk wizualnych, odpowiadają na wołanie papieża Franciszka, który bezustannie zachęca do zwrócenia uwagi na rzeczywistość uważaną za peryferyjną i wykluczaną z debaty kulturalnej. Stąd też więzienie, a raczej więźniarki – osoby, które w nim przebywają, bo przecież nie chodzi w tym wyborze miejsca tylko o mury, ale przede wszystkim o człowieka: tego obcego, niechcianego, innego. Pokazane prace, w powstawaniu i prezentacji których brały udział także więźniarki, obracają się wokół pojęć wolności, zemsty i uprzedzeń.
Klasztor z XIII w., potem zakład poprawczy dla prostytutek, wreszcie więzienie dla kobiet. Budynek położony na Lagunie Weneckiej do listopada pełni rolę Pawilonu Watykańskiego. Zwiedzających po miejscach, gdzie prezentowane są instalacje i prace, oprowadzają więźniarki.
Sztuka jako azyl
I tam właśnie swoje kroki skierował papież, kiedy przybył do Wenecji 28 kwietnia. Spotkał się najpierw z osadzonymi. Nie chciał, żeby było to oficjalne wydarzenie, ale rozmowa, podczas której „ofiarowujemy sobie nawzajem czas, modlitwę, bliskość i braterską miłość”. – Bóg chce, żebyśmy byli razem – powiedział do osiemdziesięciu więźniarek. Mówił dużo o przebaczeniu i nowym początku. Potem, w więziennej kaplicy, papież zobaczył się z artystami, wśród których, jak stwierdził, czuje się „jak w domu”. Kard. Tolentino de Mendonça zaznaczył, że wizyta papieża na Biennale Sztuki to wydarzenie historyczne, i rzeczywiście można je tak odbierać, gdy słyszy się słowa Franciszka, który widzi w sztuce siłę „wyzwolenia świata od bezsensownych i próżnych antynomii, które próbują zawładnąć w rasizmie, ksenofobii, nierównościach, zachwianiu równowagi ekologicznej i aporofobii – tym strasznym neologizmie oznaczającym strach przed biednymi”. Sztuka współczesna może otworzyć nam oczy – mówił Franciszek – na to, aby właściwie docenić wkład kobiet jako współtwórczyń ludzkiej przygody. Wymienił Fridę Kahlo, Coritę Kent i Louise Bourgeois.
Herstoria w historii sztuki jest obecna dopiero od kilku lat, choć słynny esej Lindy Nochlin Dlaczego nie było wielkich artystek został napisany pół wieku temu. Papież zdaje sobie sprawę z pomijania roli kobiet w wielu dziedzinach życia społecznego. Umiejscowienie watykańskiego pawilonu w kobiecym więzieniu mówi o tym z całą mocą i oddaje głos kobietom odizolowanym, odrzuconym i pomijanym. – Sztuka ma status miasta azylu, miasta, które sprzeciwia się reżimowi przemocy i dyskryminacji, aby stworzyć formy humanizmu zdolne do uznania, włączenia, ochrony, ogarnięcia wszystkich. Każdego, począwszy od ostatnich – powiedział do artystów.