Logo Przewdonik Katolicki

Obraz Boga Ojca

Monika Białkowska, Tomasz Biłka OP
Szkic autorstwa św. Jana od Krzyża, Avilla | fot. ks. Wojciech Nowicki/PK

Bóg,który jest źródłem i dawcą życia, jest również Ojcem, który zanurza w swoim spojrzeniu Jego, nas. To, co otrzymujemy, to jest spojrzenie Ojca. I to Jezus objawia nam Ojca, kiedy mówi:„Ja jestem w moim Ojcu, wy we mnie, a Ja w was”

Monika Białkowska: Jeszcze kiedy byłam nastolatką, mówiono mi – potem tego jakoś mocno nie weryfikowałam, ale wydaje się to bardzo prawdopodobne – że obraz Boga budujemy sobie na wzór własnego ojca. Przynajmniej na początku naszego religijnego doświadczenia własny ojciec w pewien sposób determinuje obraz Boga. Z jednej strony to jest naturalne. Trudno sobie wyobrazić ojcostwo teoretycznie, bez żadnego desygnatu. Wujków i cioć możemy mieć dziesiątki, a ojca jednego. Więc on siłą rzeczy staje się najbliższym punktem odniesienia. A z drugiej strony jest to trudne, zwłaszcza tam, gdzie ojciec jest przemocowy albo po prostu kiedy jest nieobecny w życiu dziecka. I wtedy również z Bogiem robi się problem. 

Tomasz Biłka OP: Jest takie przedstawienie w sztuce nazywane „tłocznią mistyczną”. Na jednym z przedstawień tergo typu Bóg Ojciec dokręca śrubę w prasie do wina – tą prasą jest krzyż, a miażdżony jest Jezus. Rzeczywiście tam widzimy Boga-sadystę, Boga-mordercę, okrutnego, który sam niszczy swojego Syna, żeby osiągnąć jakiś cel. Uważam, że to właśnie takie wyobrażenie Boga, okrutnego i chcącego jedynie ofiary, jest jednym z głównych odpowiedzialnych za ateizm. Naturalnym odruchem człowieka jest wyzwalać się z opresji, to jest prawidłowe, to jest oznaka zdrowia. Jeśli to Bóg jest opresją, człowiek chce się od Niego uwolnić. 

MB: Uwolnić – ale do czego? Co w zamian, jeśli nie ateizm? Jedną z pierwszych rzeczy, jakie zapamiętałam z lekcji religii, był kategoryczny zakaz rysowania Boga Ojca. Siostra mówiła, że Go nie widać, więc narysować się Go nie da. Jeśli nie wolno rysować Go wprost, a obraz budowany na własnych doświadczeniach jest opresyjny? Czy da się w ogóle oddać, jakoś pokazać samą ideę prawdziwego ojcostwa Boga? 

TB: Jest jasne, że Boga Ojca nie mamy jak malować i uważam, że nie wolno tego ruszać. Nie ma wcielenia Ojca, nie ma Jego hipostazy, On jest Bogiem Niewidzialnym. Ale ideę ojcostwa można oczywiście próbować oddać. Mam takie bardzo ważne dla mnie przedstawienie. To mały rysunek św. Jana od Krzyża, szkic, którego oryginał znajduje się w klasztorze Wcielenia w Ávilli. Jest w kształcie hostii. Przedstawia Jezusa na krzyżu w momencie, kiedy oddaje On swoje życie. Ale najdziwniejsza jest perspektywa tego szkicu. Postać Jezusa jest narysowana tak, jakby patrzeć na nią z góry. To się potem stało inspiracją dla wielu innych twórców. Ale dla mnie jest to ikona nie tyle samego Jezusa, ile właśnie Boga Ojca – ikona Jego obecności, ikona Jego spojrzenia. To spojrzenie dosięga Chrystusa w momencie, wydaje się, największego oddalenia. Dosięga Go, gdy Chrystus modli się, wołając: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił”. I nawet kiedy tak się modlił, cały czas pozostawał zanurzony w spojrzeniu Ojca.  
Bóg, który jest źródłem i dawcą życia, jest również Ojcem, który zanurza w swoim spojrzeniu. Jego, nas. To, co otrzymujemy, to jest spojrzenie Ojca. I to Jezus objawia nam Ojca, kiedy mówi: „Ja jestem w moim Ojcu, wy we Mnie, a Ja w was”. 

MB: Pamiętasz naszą rozmowę z jednym panem na temat wyobrażenia Oka Opatrzności Bożej? Jakie to było inne wyobrażenie: Boga pilnującego człowieka na każdym kroku i sprawdzającego, czy aby gdzieś Mu nie uchybimy. U Jana od Krzyża to jest zupełnie inne spojrzenie. Nie jest spojrzeniem strażnika, żadnym wizjerem z nieba sprawdzającym naszą przydatność. Jest raczej jakąś troską, otuleniem, podtrzymywaniem nas przy życiu. Dopóki jesteśmy w oku Boga, dawcy życia – możemy w ogóle żyć. To spojrzenie jest darem miłości, nie jest kontrolą. 

TB: Chciałbym jeszcze wrócić do tych fałszywych obrazów Ojca. Jak słyszysz o ojcostwie Boga, przychodzi ci na myśl jakaś Ewangelia?

MB: Przychodzi. Zdecydowanie. Mocno działa mi na wyobraźnię i jest od zawsze solidnym argumentem. To jest opowieść, w zależności od synoptyka, o różnych natrętach. „Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”. Lubiłam mówić, że Pan Bóg lubi natrętów i nie ma nic przeciwko temu, żeby Mu się naprzykrzać. Różni katecheci po drodze mnie hamowali, próbowali nadawać temu ładniejsze imiona. Ale dla mnie w tym jest ojcostwo. Że mogę przyjść i prosić zawsze, wiedząc o tym, że Ojciec zwyczajnie ma do mnie słabość. To oczywiście nie oznacza, że jestem rozpieszczoną babą, która może z Nim zrobić wszystko, to raczej jest też dla mnie zobowiązanie – żeby tę Jego słabość uszanować i kochać. I przepraszam, ale zawsze myślę tu też o kotach. One, jak czegoś chcą, to przychodzą i mówią: jestem, daj! W ogóle nie biorą pod uwagę, że ktoś może je odgonić, że może ich nie chcieć, że mogą go irytować. Chciałabym tak właśnie, jak kot, podchodzić zawsze do Boga Ojca. „Jestem! Przytul mnie!”.
Mam za to problem z przypowieścią o talentach. Rozumiem potrzebę ich mnożenia, ale tego Ojca tam trochę się boję. Czytam tam tę kontrolę, patrzenie mi na ręce i sprawdzanie, jak sobie radzę, a nie miłość. 

TB: Ta Ewangelia w ogóle nie jest o Ojcu. Albo inaczej, ona jest o Bogu, który mówi: „sądzę cię na podstawie słów twoich”. Jeśli masz fałszywy obraz Boga – jeśli masz Go za nielitościwego władcę, który chce żąć tam, gdzie nie posiał – to będziesz sądzony według tego właśnie obrazu, będziesz rozliczony z każdego grosza. Ten obraz Boga, który masz, jest dla ciebie zobowiązujący. Bóg taki nie jest – ale jeśli Go za takiego masz, powinieneś oddać te pieniądze do banku. Dlatego ta Ewangelia nie mówi o tym, że Bóg jest nielitościwy, ale o tym, do czego my jesteśmy wezwani. Ona mówi o zaufaniu, jakim Bóg nas obdarza, wzywając do pomnażania tych talentów. Mówi o tym, co ludzie robią samym sobie, wierząc w małego i mściwego Boga, a tym samym zakopując swoje skarby. 

MB: Choć mogliby żyć piękniej i pełniej, gdyby uwierzyli, że Bóg jest inny, że nie jest bezlitosnym kontrolerem. Bo to nie Bóg nas ogranicza, ale ogranicza nas obraz Ojca, jaki czasem sami w sobie pielęgnujemy. 

---
Tomasz Biłka OP
Dominikanin, malarz, kaznodzieja Dominikańskiego Ośrodka Kaznodziejskiego w Łodzi. Prowadzi galerię sztuki ZIELONA 13, w której realizuje m.in. własny projekt kuratorski „Wiara Widząca”, mający na celu rozpoznanie współczesnych zjawisk z pogranicza sztuki i wiary.


---
Monika Białkowska
Doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka „Przewodnika Katolickiego”, autorka internetowego programu „Reportaż z wycinków świata”, a także książek Nawet jeśli umrę w drodze, Siostry. O nadużyciach w żeńskich klasztorach, Teologia przy rosole (wraz z ks. prof. Henrykiem Seweryniakiem)

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki