Monika Białkowska: Kiedy słyszę w Ewangelii wezwanie: „Chcemy zobaczyć Jezusa”, to chcę o tym rozmawiać nie tylko z księdzem, ale właśnie z artystą. Masz swój ulubiony wizerunek Jezusa? Taki, z którym szczególnie jesteś związany?
Tomasz Biłka OP: Nie mogę powiedzieć, że czczę szczególnie jeden określony. Są takie wizerunki, które są dla mnie ważne ze względów plastycznych, odsłaniające jakąś prawdę. Samo oblicze Jezusa jest natomiast taką ikoną, do której wracam często i na różnych etapach życia, malując ją czy szukając tego oblicza duchowo. Rzeczywiście ikona oblicza Chrystusa jest dla mnie jedną z najważniejszych.
MB: Oblicze Jezusa nie jest najstarszą znaną ikoną. Ciekawe zresztą, że najstarszy wizerunek, ten pierwszy, który namalowali ludzie, to jest nie ikona, ale karykatura, graffiti na ścianie Pałacu Cezarów na rzymskim Palatynie. Jezus na krzyżu ma tam głowę osła, a całość nazywana jest imieniem Aleksamenosa, trochę niesłusznie, bo nie był on autorem tylko bohaterem tego „dzieła”, oddającym cześć Ukrzyżowanemu. Tylko odrobinę młodsze są już wizerunki z katakumb, choćby motyw „dobrego Pasterza”, który świetnie się ma do dziś.
TB: Słusznie zauważasz, że to wizerunki, które namalowali ludzie. A jednym z najważniejszych wizerunków Jezusa, nazywanym „ikoną ikon”, jest przedstawienie nazywane acheiropoietos, czyli „nieuczyniony ludzką ręką”. Typ ikony, zwany również mandylionem, czyli „chustą”.
MB: To są te wizerunki, które przestawiają wyłącznie twarz Jezusa, najczęściej na tle białej chusty.
TB: Czasem ta chusta trzymana jest przez dwa anioły. Według tradycji pierwszy taki wizerunek miał powstać w cudowny sposób. Legenda zapisana przez Euzebiusza z Cezarei mówi, że Abgar, król Edessy między 13 a 50 rokiem, miał zachorować na trąd. Słyszał o Jezusie, więc wysłał do niego swojego posłańca, prosząc, żeby Jezus przyszedł i go uzdrowił. Jezus nie mógł już przyjść osobiście – i tu legenda zaczyna mieć różne wersje. Według Euzebiusza Jezus wysyła list. W IV wieku mamy już przekaz o tym, że Jezus na prośbę Abgara pozwala wymalować swój portret. Malarz, który przyjechał specjalnie do Jerozolimy, nie był jednak w stanie tego zrobić i wówczas Jezus wziął chustę, przyłożył ją do twarzy i oddał chustę posłańcowi z odbitym na niej portretem.
MB: Posłaniec zawiózł chustę – czyli mandylion – do króla, a jego kontemplacja miała królowi przywrócić zdrowie.
TB: Mamy tu do czynienia z przekonaniem, że to właśnie jest prawdziwy wizerunek Zbawiciela. Co wyraźnie jest widoczne i ważne, ten wizerunek nie pochodzi z sił czy z talentu malarza, ale jest darem od samego Boga. Stąd mówimy o acheiropoietos. To Bóg otwiera nam oczy i uzdalnia nas do tego, żebyśmy rozpoznali Go w obliczu Jezusa z Nazaretu. Najgłębszy sens tej ikony jest zatem związany z darem widzenia, z możliwością kontemplowania oblicza Ojca w twarzy Chrystusa.
MB: Tamten legendarny mandylion był pierwszy. Nie oznacza to, że wszystkie następne powstawały w tak samo cudowny sposób. Owszem, próbujemy śledzić losy oryginalnego mandylionu, wiemy, że od VI wieku był w Edessie, potem od X wieku w Konstantynopolu. Jego losy po 1204 roku są niejasne i nie do końca wiadomo, czy trafił w ręce króla Ludwika Świętego, czy trafił do Genui, czy do Rzymu, czy zaginiony mandylion to po prostu Całun Turyński, który przez wieki był złożony tak, że widać było tylko twarz Jezusa. Jeszcze inni będą go utożsamiać z wizerunkiem z Manopello. Nie rozstrzygniemy tutaj tych sporów, ale to dość istotne, że wizerunek był kopiowany, przenoszony na ikony, że stał się tym bodaj najważniejszym przedstawieniem Jezusa.
TB: Najważniejszym, ale też niosącym głęboką treść. Mamy tu twarz Jezusa z aureolą krzyżową, która przysługuje tylko Jemu, żaden ze świętych nie jest malowany w takiej aureoli. W tej aureoli wypisane są trzy litery, grecka transkrypcja imienia Boga Jahwe, objawionego Mojżeszowi. Anioły podtrzymujące chustę to Michał i Gabriel. Mamy tu wyraźne nawiązanie do starotestamentalnej Arki Przymierza z dwoma cherubami. Ukryta jest tu zatem myśl o Jezusie, który jest Arką Nowego Przymierza, bo przez swoją krew otworzył nam dostęp do Ojca.
Ten sens podkreśla też kowczeg. Słowo „kowczeg” oznacza właśnie „arkę”, a określa się nim wgłębienie w ikonie.
MB: Uwaga, wyjdzie ze mnie ignorantka. Myślałam, że to jest czysto praktyczne rozwiązanie, że to rodzaj ramy dla ikony.
TB: Ma to też techniczne i estetyczne znaczenie, ale przede wszystkim jest nawiązaniem ikony do Arki Przymierza, znakiem głębokiej więzi ikony z miejscem Świętym Świętych, zakrytym zasłoną, gdzie znajdowała się Arka Przymierza z umieszczoną na niej pokrywą zwaną kaporet albo po prostu przebłagalnią. Przebłagalnia to było to miejsce, z którego Bóg przemawiał do Mojżesza. A w Nowym Testamencie autor Listu do Hebrajczyków, nawiązując do obrazu Arki, nazywa przebłaganiem za nasze grzechy samego Jezusa. Oznacza to, że w Chrystusie mamy dostęp do Boga, który nie tylko jest słyszalny, ale ma widzialne oblicze Jezusa z Nazaretu, to, które kontemplujemy.
Tutaj wrócić powinniśmy do samego słowa acheiropoietos. W pierwszym tysiącleciu po Chrystusie tym pojęciem określano wszystko to, co jest widzialne. Ludzie uważali, że nie istnieje nic, co byłoby wykonane wyłącznie ludzką ręką. Aby to, co wykonane ludzką ręką, mogło być ukazane jako uczynione przez Boga, potrzebny jest dar Ducha, który przemienia nasz wzrok i otwiera oczy na dar ikony.
MB: Inaczej mówiąc: Duch Święty pozwala nam w tym, co wykonane przez człowieka, widzieć również, a może przede wszystkim, działanie Boga.
TB: Właśnie w tej zdolności rozpoznania oblicza Bożego, Logosu we wszystkim, co jest widzialne, Paul Evdokimov, prawosławny teolog, upatruje głęboki sens ikony, zwanej acheiropoietos. Mówi on, że to właśnie ta ikona uczy nas, że nie ma nic, co byłoby uczynione wyłącznie ludzką ręką, że wszystko, co widzialne, jest cudem. Żebyśmy to zrozumieli, żeby ta tajemnica się nam objawiła, potrzebna jest wiara i potrzebna jest kontemplacja oblicza Jezusa. Mandylion, ta ikona ikon, pokazuje nam, że cały świat nosi na sobie oblicze Chrystusa, że to nie człowiek jest jego stwórcą, ale Ten, który na obliczu tego świata zostawił swoje własne oblicze.
MB: Wątek acheiropoietos wraca w życiu Jezusa dość mocno krótko przed Jego śmiercią.
TB: Podkreśla to mocno św. Marek. To właśnie tego dotyczy spór o zburzenie Świątyni. Kiedy Jezus krytykuje kult świątynny, posługuje się słowem cheiropoietos, czyli „uczniony ludzką ręką”. Nazywa więc ten kult bałwochwalczym, podobnym do starotestamentalnego kultu bożków. Kiedy mówi, że On sam tę świątynię odbuduje, mówi już o acheiropoietos, o Świątyni, która nie będzie uczyniona ludzką ręką, ale będzie prawdziwym przybytkiem Boga, Świątynią Jego ciała.
MB: Myślę o tym biednym malarzu z legendy, który nie potrafił namalować Jezusa prawdziwego. Jezus jest nam bliski, a jednocześnie te problemy z oddaniem prawdy o Nim mają malarze wszystkich czasów.
TB: Ale dar kontemplacji Bożego oblicza nie jest związany z talentem. Nie chcę powiedzieć, że nie ma znaczenia, jak się Jezusa maluje, ale są obrazy, które malowane są bardzo prosto, wręcz dziecięco, a mają w sobie jakiś urok prawdy, jakiś wdzięk, który dla mnie znamionuje łaskę. Istotny w nich jest nie tyle sam warsztat, ile moment odesłania do istoty. Momentem konsekracji obrazu nie jest odprawienie jakiegoś obrzędu, ale podpisanie go, przypisanie tego konkretnego oblicza Jezusowi. I ten podpis jest skuteczny. I może to być malowanie tak proste jak Nikofora, a mnie będzie zachwycało wciąż to, że Jezus również w ten sposób daje się nam.
---
Monika Białkowska
Doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka „Przewodnika Katolickiego”, autorka internetowego programu „Reportaż z wycinków świata”, a także książek Nawet jeśli umrę w drodze, Siostry. O nadużyciach w żeńskich klasztorach, Teologia przy rosole (wraz z ks. prof. Henrykiem Seweryniakiem)
---
Tomasz Biłka OP
Dominikanin, malarz, kaznodzieja Dominikańskiego Ośrodka Kaznodziejskiego w Łodzi. Prowadzi galerię sztuki ZIELONA 13, w której realizuje m.in. własny projekt kuratorski „Wiara Widząca”, mający na celu rozpoznanie współczesnych zjawisk z pogranicza sztuki i wiary