Wielka sztuka już od dawna nie wisi tylko w galeriach muzealnych. Nic nowego: van Gogha na ścianie może mieć każdy już od wielu lat, tyle że w ostatnich dekadach nikt sobie już go nie powiesi w pokoju. Sztukę należy upowszechniać, przez sztukę należy edukować, sztukę należy wyprowadzić z salonów, uwolnić ją z muzealnych sal, otworzyć szeroko drzwi starych gmachów, które wydają się ogromnymi cmentarzyskami przykurzonych płócien. Sztuka nie jest dla wybranych, nie ma być elitarna – ma być egalitarna! I proszę, nawet zwykły urzędnik, nawet człowiek bez matury, może powiesić sobie jedną z miliona wyprodukowanych kopii Słoneczników, Monę Lisę i ociekający żółcią Pocałunek Klimta.
To wszystko miało jeszcze kiedyś jakąś ideę, ideę wzniosłą i szczerą. Bo każdy ma prawo do sztuki i codziennego przebywania w otoczeniu jej piękna. Namiastki jej piękna. A co stało się dalej? Zastanawiam się, bo reprodukcje w albumach to rzecz jasna jak słońce – tam jest ich miejsce. Na pocztówkach – jak najbardziej. Na magnesach – czemu nie, miła pamiątka. I zaczął się wyścig, bo na czym jeszcze umieścić można lilie Moneta, tancerki Cezanne’a, gwiazdy van Gogha? Na okładce do notesu, na ołówku, na płóciennej torbie, na tekturowej teczce, na kubku… Przyznaję, sama mam etui do okularów z Kobietą w zielonej sukni Tamary Łempickiej. Moda na gadżety z dziełami sztuki kwitnie, a to za sprawą zysków, jakie przynosi. Wszystko to jednak dzieje się w sklepikach muzealnych, a więc jednak wciąż za symbolicznie zamkniętymi drzwiami elitarnego świata.
Kolejnym etapem jest odzież. Najpierw bawełniane T-shirty. Mam wrażenie, że zaczęło to się od Fridy Kahlo. No dobrze, miałam i koszulkę z jej autoportretem. Ale to jest właśnie świetny pomysł: sztuka na ciuchach! Doskonały materiał na printy! Goghowski kwitnący migdałek na spódnicy, piekło Boscha na koszuli męskiej, Wiosna Botticellego na bomberce z poliestru, Dziewczyna z perłą na bluzie z kapturem.
I oto jeszcze pojawił się w nowej kolekcji pewnej firmy odzieżowej Jerzy Nowosielski. Firma zainspirowała się minionym Rokiem Nowosielskiego i wykupiła prawa do kilku obrazów. Printy inspirowane jego świeckimi pracami są teraz na sukienkach, kurtkach dżinsowych, koszulach, skarpetkach, a nawet – uwaga – na bokserkach. Bokserki szokują. Nie dlatego, że wydrukowany na nich obraz i artystę degradują, bo wcale nie (pewnie także majtki mogą kogoś do sztuki przybliżyć). Szokują, bo już bardziej naocznie nie można przedstawić procesu banalizacji. Krystyna Czerni, specjalistka od Nowosielskiego, napisała o nim jako o bohaterze i ofierze popkultury ciekawy artykuł. Tak jakby te bokserki przewidziała. Choć chyba nie – to by jej do głowy nie przyszło.