Logo Przewdonik Katolicki

Do nieba kuchennymi drzwiami

Natalia Budzyńska
fot. Piotr Jaskow/East News

Od kilku dni wielu moich znajomych żegna się z Ernestem Bryllem jego wierszami. Nie trzeba nawet sięgać po któryś z wielu tomików jego wierszy – media społecznościowe są ich pełne. Stworzył się tomik odrębny, cyfrowy, wirtualny, ale jakże bardzo prawdziwy, realny i najlepszy.

Zbiór wierszy, które były ważne, które coś przypominały, jakieś wydarzenie, jakiś czas, jakąś osobę, te, które były bliskie sercu, które szczególnie przemawiały, które stawały się częścią życia. Każdy ma taki wiersz ulubionego poety. A wydawało się, że jego twórczość to już dawna przeszłość. Dla starszych pokoleń obecna, bo ważna szczególnie w czasie, gdy nasz kraj borykał się z szarymi czasami komuny. Pokazywała ślad wolności, no i była obecna w popkulturze, w piosenkach wykonywanych przez estradowych artystów. Mnie ten rodzaj działalności twórczej Ernesta Brylla nie interesował, ale znalazł się w krwiobiegu polskiej kultury i krąży wciąż żywy. Krystyna Prońko śpiewająca Psalm stojących w kolejce może za bardzo kojarzyć się z tym beznadziejnym przaśnym czasem PRL-u, ale czytany jej tekst teraz staje się jakby nowy. Odświeżony przez śmierć poety. Bo taka jest właśnie kolej rzeczy: gdy umiera poeta, słowa, jakie po sobie pozostawił, dostają nowe życie.

„Trzymam się jak umiem i do zobaczenia”
Dopiero co świętował 89. urodziny. Nagrał z tej okazji krótkie podziękowania dla wszystkich, którzy pamiętali o jego święcie. „Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję” – mówił. „Trzymam się jak umiem i do zobaczenia” – to jego ostatnie publiczne słowa opublikowane jedenaście dni przed śmiercią.
Urodził się 1 marca 1935 r. w Warszawie, ale pochodził z chłopskiej rodziny z Kujaw, znad jeziora Gopło. Liceum kończył w Gdyni, studia w Warszawie (polonistyka) i Łodzi (studium wiedzy filmowej). Współpracował z pismami literackimi, jako poeta zadebiutował w 1958 r. tomikiem Wigilie wariata, a uznanie przyniósł mu zbiór Twarz nieodsłonięta z 1963 r. Często wprowadzał stylizacje językowe, lubił rubaszność mowy ludowej. Niektórych irytowała jego postawa wobec patosu polskiego ducha romantycznego, potrafił z dużym talentem go skrytykować satyrą. Jego gorzkie żarty z „polskości” budziły kontrowersje. Co powiedzieć, na przykład, na wiersz Lekcja polskiego – Słowacki, w którym czytamy: „ojczyzna nasza – także przez cielę sklecona, / niezdarna w swych granicach jak niezwrotny korab, / kołysząca się nazbyt i jak zawsze chora / czeka tych, co potrafią płynąć, zabić – nie mdlejących / u progu sypialni carskiej”. Celnie wskazywał przywary, wady i słabości, krytycznie czytał polską historię, przecież kochając ją równocześnie.
Przez długi czas uznawany był za pisarza reżimowego, a Miłosz jego sztukę Rzecz listopadowa uznał za przykład zniewolenia przez komunizm. Dlaczego? Tak odczytał pokazaną przez Brylla skrajnie pesymistyczną postawę bohatera sztuki, która uniemożliwia jakikolwiek ruch i bunt. Inni dziwią się, że Miłosz nie potrafił odczytać sarkazmu i ironii. Ale tak, owszem, należał i do ZMP, i do PZPR. Odszedł po wprowadzeniu stanu wojennego. Tworzył w tym okresie widowiska słowno-muzyczne, niektóre z wątkami ludowymi, jak np. Na szkle malowane.
Najlepiej jest pamiętany z musicalu Kolęda Nocka, który został wydany na płycie w 1980 r. Autorem muzyki był Wojciech Trzciński. Spektakl powstawał po sierpniowych strajkach w 1980 r. na Wybrzeżu, a kilka utworów, w tym słynny Psalm stojących w kolejce, wykonała Krystyna Prońko. Musical, a właściwie, jak chcą niektórzy, oratorium, zbudowany był na wzór jasełek, przedstawiając rzeczywistość szarą, umęczoną i beznadziejną. A jednak odniósł wielki sukces, pewnie dlatego, że stał się znakiem buntu.
Pisał wiele tekstów piosenek, które śpiewali m.in. Maryla Rodowicz, Danuta Rinn, Halina Frąckowiak, Urszula Sipińska, Jerzy Grunwald, Marek Grechuta, Czesław Niemen i Daniel Olbrychski, czyli cała estradowa śmietanka PRL-u.
Ernest Bryll zmarł w przeddzień 17 marca, kiedy wspominany jest św. Patryk, patron Irlandii. Niby to przypadek, ale bardzo ciekawy, bo Bryll Irlandię uwielbiał. Razem ze swoją żoną Małgorzatą Goraj są autorami przekładów irlandzkiej poezji, od tych dawnych wierszy pochodzących z VI w., do nowszych, z XIX stulecia. Każdy miłośnik irlandzkiej kultury ma te tomiki w swojej biblioteczce. Ciekawy przypadek, że on, poeta i tekściarz, objął stanowisko ambasadora Rzeczypospolitej właśnie w Irlandii.

Zupa Matki Bożej
W wywiadzie udzielonym w 2012 r., na pytanie o osobę, która zmieniła jego spojrzenie na świat, wskazał św. Faustynę. Opisał trzy spotkania z nią. Pierwsze w stanie wojennym: w kościele Miłosierdzia Bożego na ul. Żytniej w Warszawie wystawiany był spektakl Wieczernik, w którym grali świetni aktorzy – Janda, Zelnik, Łukaszewicz. Napisał go Bryll na zamówienie Andrzeja Wajdy. Ten poetycki dramat nawiązywał do paschalnych misteriów, uczniowie i bliscy Jezusa rozmawiają, czekając na zmartwychwstanie. Oczywiście cenzura sztukę odczytała w kluczu politycznym, więc nie można jej było wystawić w teatrze, stąd kościół, a w nim pamięć o siostrze Faustynie, która tam właśnie zaczynała swoją drogę. Spotkanie przelotne. Kilka lat później – drugie spotkanie – w Irlandii, gdy okazało się, że tam kult miłosierdzia jest obecny, więc i pytania Irlandczyków do Polaka o nią oczywiste. Trzecie: podczas pracy nad filmem o siostrze Faustynie z Dorotą Segdą w roli głównej. Dopiero wtedy przeczytał Dzienniczek i dał się porwać idei miłosierdzia.
Krystyna Janda, jego bliska znajoma, powiedziała: „Kiedy myślę o tym, co go tak napędzało, co go prowadziło w życiu – to przede wszystkim wiara, Polska i Rodzina. To było cały czas tematem jego rozmyślań i twórczości”. W domu Ernesta Brylla znajdował swoją przystań każdy, kto szukał w życiu czegoś ważnego. Przychodzili na chwilę i zostawali na dłużej. Zostawał kimś w rodzaju opiekuna duchowego, mówili do niego „Tato” – młodzi dziennikarze, aktorzy, scenarzyści, reżyserzy, artyści, poeci. Ci, którzy chcieli kierować się w życiu wartościami chrześcijańskimi.
– To był prawdziwy Dom Sztuki i Polskości – mówi mi Rafał Porzeziński, dziennikarz i twórca programu telewizyjnego Ocaleni. Na swoim Facebooku napisał poruszające pożegnanie, którym zgodził się z nami podzielić: „Ernest Bryll to Mistrz w czytaniu Polskości i wybitny smakosz Ewangelii. Był dla naszego środowiska Ojcem. Jego Wieczernik, Rzecz Listopadowa, Golgota Jasnogórska to dzieła, które budzą do życia pełnią człowieczeństwa. Mógłbym godzinami wymieniać skarby, które otrzymałem od Niego. Nie moralizował, ale zmieniał nasze myślenie na bardziej moralne. Nie szczędził swej miłości, czyli czasu na rozmowy o wszystkim, o Polsce, niebie, o dziewczynach, poezji, podróżach, pokoju i wojnie, o ocaleniu i zatraceniu. Mówił różaniec i kochał Matkę Bożą miłością tak mocną i żywą, że miało się wrażenie, że siedzi u Niej na kolanach. Kocham każde wspomnienie z nim związane, a najbardziej Jego koncepcję kuchennych drzwi do nieba. Wierzył, że Ci, którzy oddali się Matce Bożej, wejdą do nieba kuchennymi drzwiami. Maryja Matka zdzieli ich najpierw ścierką, ale potem przytuli, pogłaszcze, posadzi do stołu i poczęstuje zupą. Jestem pewien, na ile można być pewnym wieczności, że Ernest zna już smak tej zupy. Tato, Mistrzu, Nauczycielu, już tęsknię, ale żyję nadzieją na spotkanie, którego nie przerwie już nam żadna głupota, żadna rewolucja, żaden kataklizm. Że tam już nie będziesz musiał nas zagrzewać do przejścia przez Morze Czerwone zepsucia, komunizmu, smutków. Dałeś Polsce bardzo wiele, dałeś mi osobiście pewność, że poezja to pokarm tyleż ziemski co niebiański”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki