Świetnie, że potrafimy nadal rozmawiać o teologii i dociekać tego, kim Bóg jest sam w sobie, ale przede wszystkim – kim jest dla nas. I nawet jeśli się w tej dyskusji nie zgodzimy, nawet jeśli nadal jedni akcent kłaść będą na Boże miłosierdzie, a drudzy na Bożą sprawiedliwość, to ostatecznie nie wygra nikt. Prawdę i tak poznamy dopiero kiedyś, w wieczności – kiedy Bóg objawi się nam w całej swojej pełni.
Na razie musimy Go szukać i próbować zrozumieć. I gorliwość tych poszukiwań jest nie do przecenienia. Z pewnością jest nieporównanie lepsza od obojętności na sprawy Boga.
Jeśli nad czymś w tej nierozstrzygalnej dyskusji warto się zatrzymać, to z pewnością nad kwestią samych sformułowań tak zwanych „głównych prawd wiary” i rangi ich obowiązywalności. Tekst owych prawd wiary od kilku pokoleń aż do dziś znajdujemy w każdym dziecięcym modlitewniku – tymczasem nie ma go w żadnym obowiązującym katechizmie. Nie ma go w żadnych dokumentach doktrynalnych. Dlaczego w takim razie tak wielu uważa je za dogmat i traktuje jak nienaruszalny zestaw prawd Kościoła?
Wyznania wiary
Trudno nie zacząć tu od przyjrzenia się najpierw samym wyznaniom wiary, które są tak stare, jak sam Kościół. Najstarsze takie wyznanie przechowane jest jak relikwia w Liście św. Pawła do Koryntian. Paweł pisze: „Przekazałem wam na początku to, co przejąłem: że Chrystus umarł – zgodnie z Pismem – za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem: i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli”. Zarówno forma, treść, jak i nawet użyte w tym tekście słowa i ich formy gramatyczne, wyraźnie wskazują, że autorem tego tekstu nie jest św. Paweł. Paweł posługuje się tu cytatem, przytaczając formułę, która nazywana jest dziś „credo korynckim” – pierwszym i najstarszym wyznaniem wiary chrześcijan. Treścią tego wyznania jest przekonanie, że Jezus Chrystus jest zapowiadanym przez Pisma Mesjaszem i że powstał z martwych, a Jego zmartwychwstanie wciąż trwa, obejmując wszystkich, którzy w Niego wierzą. To było właśnie owym sednem, które pierwsi chrześcijanie przekazywali światu i po którym się rozpoznawali. Takie i podobne wyznania były również ważnym elementem chrztu: katechumen, przyjmując chrzest, wyznawał wiarę w takiej właśnie formule.
Z czasem to wyznanie wiary wymagało doprecyzowania. Działo się tak w sporach z kolejnymi herezjami, które próbowały po swojemu rozumieć Jezusa. W ten sposób na początku III wieku powstał Apostolski Symbol Wiary (nazywamy często po prostu Symbolem Apostolskim). Znamy ten tekst na pamięć i powtarzamy w prywatnych modlitwach jako krótsze „Wierzę w Boga”.
W 325 roku Sobór Nicejski sformułował kolejne wyznanie wiary, w którym Jezus Chrystus opisany jako „zrodzony, jednorodzony, współistotny Ojcu”. Z czasem dodano również, że „od Ojca pochodzi”, jeszcze później – że „od Ojca i Syna pochodzi”. Ta ostatnia formuła, tak zwane „filioque”, doprowadziła do wielkiej schizmy: Kościół na Wschodzie nie uznał pochodzenia Ducha Świętego również od Syna i odłączył się od jedności z Kościołem rzymskim.
Treść tych wyznań wiary od IV-V wieku pozostaje niezmienna.
Ojciec katechizmów
Sam termin „katechizm” pojawił się po raz pierwszy w XIV wieku we Francji. Na określenie książki, zawierającej wykład nauki chrześcijańskiej, użył go natomiast jako pierwszy abp Yorku John Thoresby w 1357 roku.
Pierwsze katechizmy zaczęli pisać i wydawać nie katolicy, ale protestanci – śmiało można powiedzieć, że ich ojcem był nie kto inny, jak sam Marcin Luter. W czasie reformacji potrzebny był całościowy opis prawd wiary, pozwalający odróżnić się od katolików i precyzyjnie wyjaśniający rozumienie poszczególnych prawd. Katechizmy takie miały służyć przede wszystkim katechezie.
W 1529 Luter wydał w Wittenberdze dwa swoje katechizmy. Ten nazywany Małym kierowany był do zwykłych ludzi, w tym przede wszystkim do ojców rodzin, którzy uczyć mieli z niego swoje dzieci: oczywiście uczyć na pamięć konkretnych formuł. Jeszcze za życia Lutra katechizm ten miał sześćdziesiąt wydań, w tym również w języku polskim. Duży katechizm Lutra, przeznaczony dla księży i kaznodziejów, cieszył się już dużo mniejszą popularnością.
Pytania i odpowiedzi
Kiedy katechizmy protestanckie zyskały ogromną popularność, również katolicy odkryli znaczenie takiego właśnie sposobu przyswajania wiedzy i szerzenia swojej wiary. Przeciwstawiając się naukom Lutra, korzystali z opracowanej z niego formy, dzielącej katechizmy na części i odpowiadającej na konkretne pytania. Katechizmy stały się zwyczajnie modne. Nie bez znaczenia był tu zapewne i fakt popularyzacji druku: po raz pierwszy można było tak szeroko wykorzystać słowo pisane dla edukacji szerokich mas wiernego ludu. I choć obie strony, katolicka i protestancka, mocno się spierały, zgadzały się wówczas w jednym: to właśnie intelektualna znajomość prawd wiary jest niezbędna do zbawienia.
Choć katechizmów powstawało wówczas wiele, jednym z bardziej znanych i ważnych w XVI wieku był ten stworzony przez kardynała Hozjusza i zatytułowany Wyznanie wiary katolickiej. To on stał się jednym z fundamentów późniejszego Katechizmu Rzymskiego po Soborze Trydenckim.
Ogromną wręcz popularnością cieszyły się katechizmy autorstwa niderlandzko-niemieckiego jezuity Piotra Kanizjusza. Wielki Katechizm, przeznaczony dla uniwersytetów i kolegiów, składał się z 213 pytań i odpowiedzi. Katechizm mały dla dzieci i Średni katechizm dla młodzieży szkolnej były skróconymi jego wersjami, powielanymi w setkach wydań i w pięćdziesięciu językach świata. To właśnie o tym katechizmie przed Soborem Trydenckim mówiono, że powinien stać się obowiązującym w całym Kościele. Ojcowie soborowi zdecydowali jednak inaczej i polecili zredagować zupełnie nowy katechizm dla dzieci i prostego ludu – co było koniecznie również ze względu na wprowadzony właśnie obowiązek katechizacji dzieci i młodzieży w całym Kościele.
Próby
Prace nad owym katechizmem dla Kościoła całego świata mocno się jednak przeciągały. Wreszcie papież Pius IV zdecydował, że zamiast skomplikowanego opracowania, powstać powinien prosty katechizm, będący wręcz podręcznikiem dla proboszczów i kaznodziejów. Ostatecznie w 1566 roku w Rzymie ukazał się Katechizm Trydencki, nazywany również Katechizmem Rzymskim.
Przez pewien czas cieszył się on dużą popularnością, która w końcu osłabła. Tekst kierowany był przede wszystkim do księży, więc świeccy po niego nie sięgali. Sięgali za to do pisanych lokalnie skrótów owego katechizmu, jak na przykład do niezwykle popularnego katechizmu kard. Roberta Bellarmina, który katechezę dla dzieci i młodzieży zawarł w 95 pytaniach, na które odpowiedzi należało nauczyć się na pamięć. Ten katechizm szeroko rozszedł się po świecie i chętnie był czytany przez wiernych, choć nigdy nie został uznany za oficjalny katechizm Kościoła.
Inne opracowania bywały lepsze lub gorsze, bywało, że plątały się w mnóstwie nieistotnych szczegółów lub wręcz ocierały się nawet o herezje. Moda na katechizmy sprawiła, że w ich treść zaczęli ingerować władcy świeccy. To znów pociągnęło za sobą przesunięcie akcentów z wyznania wiary na pouczenia w sprawach moralności. Katechizmy przestały być, jak pierwotne wyznania wiary, opisem tożsamości chrześcijan, a stawały się poradnikiem życia w cnocie.
Dla całego Kościoła
Na Soborze Watykańskim I ponownie polecono powrót do Katechizmu Rzymskiego, a kolejni papieże mocno polecali go do użytku. Odrzucono wprawdzie tanie moralizowanie i znów położono akcent na ukazywanie treści Objawienia, ale też przywrócono scholastykę i konieczność pamięciowej nauki gotowych formuł.
Pius X próbował stworzyć nowy katechizm dla całego Kościoła i wydał go nawet, ale dzieło to obowiązywało wyłącznie w diecezji rzymskiej i nie przyjęło się szerzej, choć do dziś znajduje wielu zwolenników. Podobnej, równie nieudanej próby podjął się kard. Pietro Gasparri, ale jego katechizm również nie stał się tym obowiązującym dla całego Kościoła.
Dopiero inicjatywa Jana Pawła II i praca kardynała Josepha Ratzingera i zespołu teologów doprowadziła do wydania w 1992 roku nowego Katechizmu Kościoła katolickiego, uwzględniającego naukę Soboru Watykańskiego II. Również w samej katechezie nastąpiło ważne przesunięcie od pamięciowego powtarzania formuł do katechezy biblijnej i kerygmatycznej.
Sędzia, który karze
W którym z tych katechizmów znaleźć można sformułowanie, że „Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze”? Z pewnością nie ma go w żadnym z dwóch oficjalnych katechizmów, ogłoszonych jako obowiązujące dla całego Kościoła – ani w trydenckim Katechizmie Rzymskim, ani w Katechizmie Kościoła katolickiego z 1992 roku.
Formułę o Sędzim sprawiedliwym, rozdającym nagrody i kary, znajdujemy – według
ks. prof. J. Królikowskiego – po raz pierwszy w polskim tłumaczeniu niemieckiego katechizmu Rajmunda Brunsa w XVIII wieku, wydanym w Braniewie na Warmii. Po raz kolejny pojawia się ona w języku łacińskim, również w XVIII-wiecznym tłumaczeniu z niemieckiego katechizmu niejakiego Dionyziusa: „Deum esse justum Judicem, qui renumeratur bonum, et malum punit” (Bóg jest sprawiedliwym Sędzią, który nagradza dobrych i karze złych). Znajdujemy ją wreszcie z wydanym w Wilnie w 1833 roku katechizmie dla młodzieży. Potem już – zapewne na podstawie tych lokalnych źródeł – rozpowszechniała się coraz bardziej, głównie na polskich ziemiach. Dziś znaleźć ją można wyłącznie w polskich katechizmach i trudno jest uznać, że jest to formuła starożytna, objawiona czy zdogmatyzowana.
Prawdy pewne
Oczywiście nauka Kościoła katolickiego od zawsze mówi o tym, że Jezus przyjdzie sądzić żywych i umarłych, że na końcu świata czeka nas sąd. To nie ulega wątpliwości i nikt nie zamierza tego kwestionować. Nie kwestionujemy również faktu, że Bóg jest sprawiedliwy – i że jest jednocześnie miłosierny. Nie znamy jednak szczegółów ani sądu, ani Bożej miłosiernej sprawiedliwości. Próbujemy jedynie o nich wnioskować na nasz ludzki sposób, osadzony w realiach naszego życia, z całą ograniczonością naszego rozumowania, które nie jest w stanie wykroczyć poza to, co znamy. Katechetyczne formuły nie mogą więc zastąpić wyznania wiary ani tym bardziej stanąć ponad nimi: są tylko pewną syntezą wyznania wiary, przystosowaną do historycznych warunków i odpowiadającą na potrzeby czasów, wyjaśniającą rodzące się w danym czasie wątpliwości. Katechizmy nie są Objawieniem – pozostają na służbie Kościoła, pełniącego misję nauczania o niezmiennym Objawieniu. I jako takie podlegają dyskusji i zmianom, bo głosić Objawienie trzeba w taki sposób, żeby było zrozumiałe dla ludzi konkretnego czasu.
Wiara w zmartwychwstanie
Przeprowadzone dziesięć lat temu przez TNS badania wykazały, że choć 95 proc. Polaków deklarowało wówczas katolicyzm, w śmierć Jezusa na krzyżu wierzyło 48 proc. z nich (choć słowo „wiara” jest tu nieadekwatne, ta śmierć jest faktem historycznym, niewymagającym wiary) – a w zmartwychwstanie Jezusa jedynie 47 proc. Wiarę w niebo wyznawało 38 proc., a w piekło 30 proc. Niepokojące jest zwłaszcza to, że wiara w zmartwychwstanie Jezusa jest tak słaba: to ona przecież stanowi samo serce chrześcijaństwa i bez zmartwychwstania całe chrześcijaństwo traci swoją rację bytu. Tymczasem w formułkach, których dzieci uczą się na katechezie jako „główne prawdy wiary” o zmartwychwstaniu Jezusa nie ma ani słowa. I kto wie, czy tak słaba wiara w owo zmartwychwstanie nie jest właśnie pokłosiem dwóch wieków takiej, a nie innej katechezy o „głównych prawdach wiary”.
Z pewnością jest ona przyczynkiem do rachunku sumienia. Jeśli katechizmowe formuły miały „leczyć ignorancję ludu”, to w czym tkwi dziś sedno owej ignorancji? Czego nie rozumiemy najbardziej i gdzie jest nasz główny brak w wierze? Jeśli miały „chronić przed herezją” – to jaka herezja jest dziś najsilniejsza i przenika do wiary mimochodem i niezauważana?
Niezależnie od tego, jakie odpowiedzi znajdziemy na te pytania, najważniejsze jest, żeby zacząć tych odpowiedzi szukać. Dlatego dobrze się stało, że wybuchł ten spór – i oby nie pozostał bezowocny.