Logo Przewdonik Katolicki

Ale cyrk!

Szymon Bojdo
Kard. Krajewski wziął udział w cyrkowej sztuczce, polegającej na przechodzeniu słonia ponad leżącymi na arenie uczestnikami | fot. zrzut ekranowy z filmu @Tg3web

Ze sztuką cyrkową nie pożegnamy się nigdy – można jednak promować jej humanitarne oblicze.

Rzecz miała miejsce podczas tegorocznego Światowego Dnia Chorego – papież Franciszek, za pośrednictwem kard. Konrada Krajewskiego, zabrał blisko dwa tysiące osób do cyrku Rony Roller w Rzymie. Wśród nich byli uchodźcy, ludzie ubodzy i osoby w kryzysie bezdomności, także więźniowie, którzy mogą wyjść na przepustkę. Franciszek twierdzi, że cyrk pozwala „na kontakt z pięknem, które zawsze nas rozwesela”. Sama teza wydaje się słuszna, prawdziwe piękno może rozweselić człowieka, obcowanie z nim na moment pozwala zapomnieć o własnych problemach. Jest jednak gorzej, gdy nasze zapomnienie i relaks prowadzą do cierpienia innych, zwłaszcza bezbronnych. A to właśnie często dzieje się w cyrku.

Odwaga, ale jaka?
Nim jednak o tym, to jeszcze jedna migawka z tego spotkania: otóż kard. Krajewski wziął udział w cyrkowej sztuczce, polegającej na przechodzeniu słonia ponad leżącymi na arenie uczestnikami. Sam tak wyjaśniał wzięcie udziału w show: „W pewnym momencie, kiedy pojawiła się ta scena z przejściem słonia nad osobami leżącymi, prowadzący spektakl powiedział: «tu powinien pojawić się kardynał Krajewski». I wszyscy zaczęli krzyczeć: «don Conrado, don Conrado». Sam, gdybym usłyszał, że jakiś kardynał bierze w tym udział, byłbym bardzo zdziwiony – zaznaczył kard. Krajewski. – Natomiast to był taki moment, po tym, gdy na początku spektaklu powiedziałem, że znajdujecie się w sytuacjach nieprawdopodobnych, a wyjście z tych sytuacji jest możliwe: odwagi. Nie mogłem tam nie pójść, bo wtedy co innego znaczyłyby słowa, a co innego życie”. To dość długi cytat, ale warto go przytoczyć – każde wydarzenie ma swoją dynamikę i można zrozumieć, że presja tłumu czasami prowokuje nas do zaskakujących zachowań. Jednak przejawem odwagi mogło być właśnie przeciwstawienie się presji, a także zwrócenie uwagi na zwierzęta, których w cyrku po prostu nie powinno być. To chyba zaskoczyło najbardziej i nie zostało też przemyślane przez zapraszających. Wszak papież, który tak wiele i pięknie naucza o ekologii, włącznie ze sztandarową encykliką Laudato si’, oraz jego bliski współpracownik powinni sprzeciwić się wydarzeniu z tresowanymi zwierzętami.

Cyrk cierpienia
Szeroko o problemie cierpienia zwierząt pisała w artykule Cyrk cierpienia Monika Białkowska (PK 47/2019), przytaczając przypadki lwów, niedźwiedzi, krokodyli, słoni i małp odzyskanych przez stowarzyszenia broniące praw zwierząt i przekazane do dobrze je traktujących ogrodów zoologicznych. W 2023 r. jeszcze lepiej rozumiemy jej słowa: „Wołania o cyrki bez zwierząt nie są fanaberią grupy ekscentryków. To naturalna reakcja człowieka, który pozna prawdę o tych miejscach”. Ta prawda to trzymanie zwierząt w za małych klatkach, głodzenie ich, batożenie i bestialska tresura, która sprawia, że wykonywana sztuczka nie jest dla zwierzęcia zabawą, tylko odruchem wynikającym z lęku przed karą. Dzikie zwierzęta nie mają wystarczającej ilości ruchu i odpowiedniego podłoża. Większość zwierząt cyrkowych zostało urodzonych w niewoli. Przez całe życie nie zaznają środowiska naturalnego. Do tego w cyrkach obwoźnych przewożone są przez wiele kilometrów w ciasnych lukach – na te wady cyrku zwraca uwagę stowarzyszenie Otwarte Klatki. W życie tych zwierząt wpisany jest więc nieustanny stres, który sprawia, że czasami zwierzę dostaje ataku paniki i może staranować swojego opiekuna, a nawet widownię, która jest relatywnie blisko sceny. Być może cyrk Ronny Roller zachowuje jakieś standardy trzymania i tresury zwierząt – tego nie wiemy, ale obecność papieskiego jałmużnika i jego udział w spektaklu może być dla innych cyrkowców swego rodzaju glejtem: skoro nawet papież pochwalił cyrk, to nie ma problemu. Problem jest, ale na szczęście coraz mniejszy – dzięki protestom aktywistów niektóre samorządy w Polsce wprowadziły zakaz występowania na ich terenie cyrku ze  wierzętami. Kilkadziesiąt krajów na świecie zakazało częściowo albo całkowicie występów zwierząt w cyrkach. A dzięki działaniom edukacyjnym wszelkie formy eksponowania i wykorzystywania talentów zwierząt są odbierane negatywnie. Podkreślmy, że chodzi tu o zwierzęta dzikie, z innych stref klimatycznych (bo przecież tresujemy psy i pokazujemy na wystawach koty, naturalne dla naszego klimatu), a kwestia ogrodów zoologicznych jest złożona i delikatna, dość powiedzieć, że angażują się one w ratowanie zwierząt z nielegalnych hodowli i cyrków właśnie.

Akrobaci, błazny, odmieńcy
Jest jednak coś takiego w sztuce cyrkowej, że nie zanika ona zupełnie – mimo wyraźnego kryzysu spowodowanego z jednej strony pandemią, a z drugiej właśnie kwestią ochrony zwierząt. Spektakle cyrkowe odpowiadają na bardzo prostą potrzebę rozrywki, zabawy, śmiechu. Ich rodowód znajdziemy już w czasach starożytnych, poprzez występy różnego rodzaju kuglarzy i błaznów na średniowiecznych jarmarkach, z których ewoluowali różnej maści akrobaci, iluzjoniści i klauni. Antyczna jest również sama forma cyrku, gdzie akcja przedstawienia dzieje się na arenie w kształcie koła, ukrytej zazwyczaj w ogromnym namiocie lub budynku o tym kształcie (stąd circus, od łacińskiego koła). Innym powodem popularności cyrków była kategoria dziwności, egzotyki, zobaczenia kogoś lub czegoś, co nie występuje w naszych stronach, a nawet i w naturze (jak słynne kobiety z brodą). Stąd też przez wieki tłumy gromadziły cyrki, które pokazywały dzikie zwierzęta – normalnie budziły one strach, tu okiełznane pozwalały na stanięcie twarzą w twarz z własnymi lękami (wciąż pytamy – jakim kosztem?). Wreszcie trupa cyrkowa mogła być miejscem schronienia dla różnych osób, które z powodu jakiejś odmienności nie znalazły dla siebie miejsca w społeczeństwie: czy to ludzie niskorośli, czy właśnie nadnaturalnych rozmiarów, ludzie o niezwykłych zdolnościach akrobatycznych, kulturystycznych czy parający się sztuczkami iluzjonistycznymi. Niestety, te wędrowne trupy kojarzyły się także z przestępczością i swobodą obyczajów, co nie raz miało potwierdzenie w faktach, często dyrektor takiej trupy wyzyskiwał jej członków, samemu korzystając z wpływów z biletów, a swoich artystów traktując nie lepiej niż zwierzęta.

Nowa forma istnienia?
Symptomatyczna była upadłość najbardziej chyba znanego cyrku świata – kanadyjskiego Cirque du Soleil. Założony w 1984 r. przez byłych artystów ulicznych: Guya Laliberté i Gilles’a Ste-Croix, ogłosił upadłość w 2020 r. z powodu lockdownu i zmniejszenia wpływów finansowych. Uratowały go fundusze inwestycyjne i rządowe dotacje. Niemniej trwają poszukiwania nowej formy istnienia dla cyrku, która będzie humanitarna i dla artystów, i dla zwierząt. Circus Roncalli pokazał przedstawienie, które zostało wygenerowane przy użyciu projektorów wyposażonych w specjalne obiektywy, zdolne do pokazania zwierząt na cyrkowej arenie – swego rodzaju hologramy mogłyby zastępować żywe zwierzęta. Z kolei fascynujące pokazy akrobatyczne, sztuczki związane z iluzją wciąż mogą nas bawić, pod warunkiem że artyści są godziwie opłacani i chroni się ich zdrowie i bezpieczeństwo. Cyrk jest również sztuką uniwersalną, pod każdą szerokością geograficzną rozumiane są gagi klaunów czy akrobatyczne pokazy – może więc budować mosty między różnymi kulturami. Instytut Teatralny prowadzi z kolei cykl „Nowy Cyrk”, który promuje nowoczesne formy sztuki cyrkowej – opartej na umiejętnościach ludzi. Cyrk będzie z nami jeszcze przez wiele lat: utrwalony w literaturze, malarstwie i filmie, a także w popularnych powiedzeniach, jak choćby piosence Wojciecha Młynarskiego, ze słowami: „Bo, kochani, kto na co dzień żyje w cyrku, temu cyrkiem zdaje się normalne życie!“, czy pogodnym zawołaniu na sytuacje, które w głowie nam się nie mieszczą (trochę jak ta z cyrkiem i kardynałem): „Ale cyrk!”.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki