O problemie seksualizacji pisałam już kilkakrotnie, jednak kilka wydarzeń z ostatniego miesiąca sprawiło, że zdecydowałam się znów podjąć ten temat. Najbardziej wstrząsnęła mną rozmowa z psychologiem, biegłym sądowym w sprawach o wykorzystanie seksualne nieletnich.
Kontakty seksualne z nieletnimi – zmiana kulturowa
Klasyczny obraz dziecka wykorzystywanego seksualnie to dziecko zaniedbane emocjonalnie, straumatyzowane relacjami domowymi. Z reguły wykorzystują dziecko osoby z najbliższego otoczenia (domownicy). Z kolei w sytuacji, gdy osobą wykorzystującą seksualnie jest ktoś obcy – dobrze zbadany i opisany został proces groomingu, czyli uwodzenia. Polega on na zjednywaniu sobie dziecka w celu nawiązania z nim kontaktu seksualnego. Proces ten obejmuje z początku okazanie zaniedbanemu emocjonalnie dziecku troski, zainteresowania, a następnie stopniowe oswajanie z seksem. Z początku przez dzielenie się pornografią, później namawianie do przesyłania coraz bardziej rozbieranych zdjęć, nagrań (czy prezentacji na żywo przez kamerkę internetową) czynności seksualnych, aż w końcu dochodzi do spotkania intymnego i aktu seksualnego.
Okazuje się, że aktualnie coraz więcej jest sytuacji, gdy w ogóle nie zachodzi proces groomingu. Nieletnia dziewczynka jako pierwszy komunikat od obcego mężczyzny poznanego przez internet dostaje prośbę o rozbierane zdjęcie i bez zastanowienia w to wchodzi, nie widząc w tym żadnego zagrożenia. Robi zdjęcia, nagrywa filmy, na których realizuje fantazje rozmówcy. Zainteresowanie pochlebia jej, a jeśli jest już w wieku budzącej się seksualności, czerpie z tego przyjemność. Uważa, że to jest bezpieczne, w końcu to się dzieje tylko online.
Jednak problem poczucia braku zagrożenia pojawia się też w kontaktach bezpośrednich. Przykład – po trzynastoletnią dziewczynkę przychodzą koledzy (już ewidentnie pod wpływem alkoholu) i zabierają ją na całonocną imprezę, gdzie razem piją i dochodzi do czynności seksualnych w stanie zamroczenia alkoholowego, kiedy ani jedna, ani druga strona nie jest w pełni świadoma tego, co się dzieje. Wygląda to tak, jakby zniknęła z życia dzieci naturalna wstydliwość i podstawowy instynkt samozachowawczy.
Zjawisko to widać też w raportach Europolu dotyczących wykorzystania seksualnego dzieci. Jak pokazały raporty z czasów lockdownów i nauki zdalnej, nasilił się proceder produkowania pedofilnych materiałów pornograficznych przez samych nieletnich. Czyli – po sieci krąży coraz więcej filmów pornograficznych przedstawiających seks między nieletnimi. W produkcji i dystrybucji tych materiałów nie bierze udziału żaden dorosły. Motywacja? Nuda nauki zdalnej i uwięzienia w domu przed ekranami lub/i motywacja finansowa.
Rozmawiałam też niedawno z uczniami szkoły podstawowej o tzw. nudesach, czyli zdjęciach ukazujących części intymne. Zasadniczo zgadzają się, że wysyłanie takich zdjęć nie jest zbyt mądrym pomysłem. Jednak kilka dziewcząt (lat 12) stwierdziło, że jeśli wysyła się je z anonimowego konta i nie pokazuje twarzy, to nie ma problemu. Jak pokazuje praktyka policyjna, pedofile z reguły dążą do kontaktów osobistych. Psycholog sądowy, z którym rozmawiałam, z kolei podkreśla, że gdy relacja online trwa wystarczająco długo, rozbudzona seksualność popycha nieletniego w kierunku zakochania, wyidealizowania relacji i decyduje się on na spotkanie bezpośrednie. Oczywiście realia kontaktu seksualnego nieprzygotowanego na to (zarówno pod względem fizycznym, jak i emocjonalnym) dziecka zostawiają traumę. „Nie wiedziałam, że to będzie bolało; nie wiedziałam, że on nie będzie pytał, czy może mnie wpierw gdzieś dotknąć; nie wiedziałam, że on nie przestanie, jak mu powiem, że już nie chcę…” – to częste zeznania ofiar.
Skąd ta zmiana?
Czym różni się świat naszych dzieci i wnuków od świata, w którym dorastaliśmy? Wszechobecną seksualizacją, do której się tak przyzwyczailiśmy, że jej nie zauważamy. Przygodny seks jest przedstawiany jako bezpieczna i pozbawiona głębszego znaczenia przyjemność, analogiczna do zjedzenia czekoladki. Nie mówi się aktualnie nawet o realiach biologicznych, np. o bólu towarzyszącym przerwaniu błony dziewiczej czy mieszance hormonalnej pojawiającej się przy pierwszych doznaniach seksualnych, powodującej niezamierzone, czysto biologiczne przywiązanie do pierwszego partnera. Niebezpieczne dla zdrowia fizycznego i psychicznego mity dotyczące seksu omawia w książce You are teaching my child what? dr Miriam Grossman. Lekarka omawia nie tylko mity przekazywane w mediach, ale też w ramach oficjalnie zaaprobowanych np. w Wielkiej Brytanii programów edukacji seksualnej.
Seks przedstawiany w serialach, omawiany przez edukatorów seksualnych w internecie czy na łamach gazet, a nawet materiałów „edukacyjnych”, jest oderwany od rzeczywistości i wyidealizowany. Seksedukatorzy przedstawiają jakiekolwiek objawy zawstydzenia czy niezgody na praktyki seksualne rodem z filmów porno jako wynik problemów osobistych, bigoterię, zacofanie. Z kolei serialowy „partner” podczas seksu na pierwszej randce jest czuły, troskliwy, idealnie wyczuwa potrzeby swej partnerki i dostosowuje się do nich.
Z takimi oczekiwaniami i taką wizją seksu nieletnie dziewczęta idą na spotkanie z człowiekiem poznanym w internecie. A na przykład badania sprzed kilkunastu lat mówią o tym, że zaledwie 22 proc. dzieci mówi komukolwiek o tym, że idzie spotkać się z kimś poznanym w internecie (Lizut i in. 2004).
Z drugiej strony mamy obraz seksu przedstawiany w ogólnodostępnej pornografii – gdzie, jak pokazują badania, przemoc wobec kobiet jest normą. Niezależnie od tego, czy nieletnia dziewczyna będzie miała do czynienia z pedofilem, czy z rówieśnikiem nasyconym obrazami z filmów pornograficznych, wyidealizowany obraz przygodnego kontaktu seksualnego zostanie skonfrontowany z brutalną rzeczywistością.
Co robić?
Dr Szymon Grzelak w książce Dziki ojciec podaje najlepszą receptę: rozmawiaj z dzieckiem na trudne tematy, zanim zrobi to ktoś inny. Grupa rodziców, z którymi prowadziłam niedawno warsztaty, sformułowała to bardziej brutalnie: „Jeśli nie rozmawiasz z dzieckiem na temat seksualności, zrobi to patoinfluencer z internetu”.
Od czego zacząć? Od podstaw, dotyczących dbania o swoje bezpieczeństwo i brania odpowiedzialności za swoje zachowania. Oznacza to, że nie wystarczą proste zakazy, lecz trzeba potrafić je uargumentować. Dla przykładu: mama czternastolatki zakazuje jej wyjścia na imprezę, na której będzie alkohol. Dziewczyna pyta dlaczego, skoro ona nie ma zamiaru pić, a mama konkretnie odpowiada, że alkohol działa rozhamowująco i koledzy (w normalnych warunkach zachowujący się w miarę kulturalnie) mogą ją wykorzystać seksualnie.
Tak samo uczymy zasad bezpieczeństwa w internecie, wskazując, że jakiekolwiek nagabywania o intymne zdjęcia, pokazywanie filmów czy zdjęć części intymnych powinny skutkować natychmiastowym zablokowaniem rozmówcy i zgłoszeniem tego rodzicom czy innemu zaufanemu dorosłemu. Nawet jeżeli wydaje się to na pierwszy rzut oka bezpieczne, doświadczenia policji pokazują, że istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo zakończenia takiej relacji gwałtem.
Tak samo jak (mam nadzieję) uczymy swoje córki, że nie należy samotnie wracać w nocy przez ciemny park, uczmy je niewchodzenia w te części internetu, które sprzyjają molestowaniu seksualnemu (portale randkowe, czaty na żywo, grupy w mediach społecznościowych nastawione na nawiązywanie kontaktów seksualnych itp.).
Oczywiście nie będziemy dziecka „straszyć seksem”, a pokazywać konsekwencje wchodzenia w przedwczesne i przygodne relacje seksualne. Ostrzeżeniom musi towarzyszyć rozmowa o tym, jak piękna jest intymność będąca dopełnieniem znaczącej relacji miłości opartej na wzajemnym szacunku i zaufaniu. Innymi słowy, rozmawiajmy o tym, że gdy ktoś wchodzi w seks na poziomie czysto fizycznym, jak zwierzę, nie tylko odziera się z prawdziwie ludzkich doświadczeń miłości, ale naraża na doświadczenie przemocy. Z kolei seks będący dopełnieniem przyjaźni i miłości łączącej dwoje szanujących się ludzi jest wspaniałym i pięknym doświadczeniem, na które warto czekać.