Najpierw do podkrakowskich Bronowic trafia czarnooki Ludwik de Laveaux. Po powrocie z Monachium szuka nowych malarskich plenerów. Do Bronowic jest bliziutko, a przecież pejzaże tak różne i malownicze. Rozkłada sztalugi w środku wsi, maluje bacznie obserwowany przez podejrzliwych chłopów. Młode dziewczyny się śmieją trochę zawstydzone, a trochę zadowolone, on je maluje, jak idą boso piaszczystą drogą. „De Laveaux zrobił śliczny obraz – pisze do syna Kazimierza pani Tetmajerowa – dwie dziewczyny idące – pachnie od nich rosa, świeżość, zdrowie!”. Następnym razem Ludwik zabierze ze sobą kolegę, który tak jak i on przyjechał z Monachium, Włodzimierza Tetmajera. Nie są wcale oryginalni, tematyka wiejska i chłopska jest ostatnio modna, na wystawach coraz częściej można zauważyć ten trend. W Bronowicach i okolicach, korzystając z pięknego lata, w 1889 r. malują także inni. Wieczorami spotykają się w karczmie Hirsza Singera, Żyda, którego córkę uwieczni w Weselu Wyspiański. Potem wracają do swojego mieszczańskiego życia, do swoich środowisk. Wieś jest dla nich tylko malowniczym krajobrazem, egzotycznym pejzażem, który ładnie prezentuje się na płótnie. Inaczej Włodzimierz, on się zakochuje. Ma lat 28, a Anna, jedna z córek gospodarza, zaledwie 16.
Bronowice
Jest ich piątka: Stanisław Radziejowski, Ludwik Stasiak, Wincenty Wodzinowski, Kacper Żelechowski i on, Włodzimierz. Razem studiują na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie w pracowni Jana Matejki, razem są w Monachium i razem malują w Bronowicach. Będzie się ich nazywać „piątką chłopomanów”, bo lubią wieś. Malują prace w polu, obrzędy, baśnie i podania, barwne rytuały, wiejskie widoki, obyczaje, portrety. Włodzimierz najchętniej Annę. Oświadcza się jej w tajemnicy przed rodzicami, którzy nie akceptują jego fascynacji, żeni się, gdy nie ma ich w Krakowie, bo lato jak zwykle spędzają w Zakopanem. Tetmajerowi w kościele Mariackim towarzyszą koledzy: Radziejowski, Wodzinowski i Stasiak. Anna przybywa z Bronowic w barwnym korowodzie. Na pierwszym poślubnym zdjęciu on ubrany jest po miejsku, ona w chustce na głowie, wyszywanym kaftanie i sutych spódnicach. I choć Włodzimierz Tetmajer zamieszka w Bronowicach, nigdy nie będzie udawał chłopa, jak później Rydel, a ona nigdy nie włoży miejskiej sukni, jak żona Wyspiańskiego, też pochodząca z ludu. Nikt w Krakowie w to małżeństwo nie wierzył, bo nikt nie mógł sobie wyobrazić współżycia wrażliwego artysty z prostą dziewczyną, która nawet nie umie czytać. Córka Tetmajerów po latach wspominała: „Po ożenku Ojca wielu kolegów odsunęło się od niego, nie chcąc utrzymywać stosunków towarzyskich z człowiekiem, który tak się poniżył przez swój ożenek. Ojciec niewiele sobie robił z tego, ale matka moja bardzo nad tym cierpiała ze względu na Ojca”. Małżeństwo okazało się bardzo szczęśliwe, a wybudowany w Bronowicach dom stał się gościnnym miejscem dla wielu znajomych i ciekawskich. Kraków przyzwyczaił się także do Anny, dumnej chłopki, o której tak pisała żona dyrektora krakowskiego Teatru Miejskiego, zwykle skłonna do złośliwości: „Ona, niby królowa, w rzęsistej kiecce, w haftowanym gorsecie, w bieli szlarek i piersi założonej koralami, na których zwisał złoty krzyżyk, w czepcu i chuście związanej koło ślicznej twarzy hożej, rumianej, z oczami zawsze o powściągliwym wyrazie i czerwieńszymi od korali usty, była naprawdę wspaniała”. Za to nieco mniej sympatycznie przedstawił Annę Tetmajerową Wyspiański w Weselu, bo to w chałupie-dworku Tetmajerów odbywało się słynne wesele Lucjana Rydla z młodszą siostrą Anny, Jadwigą Mikołajczykówną.
Głos wykluczonych
Wydarzenia przygotowane na kolejne miesiące w związku z ogłoszonym Rokiem Włodzimierza Tetmajera będą się obracać wokół Krakowa i jego twórczości, a najważniejszym będzie z pewnością wystawa monograficzna, której otwarcie przewidziane jest w czerwcu. Dzisiaj za to można napisać, że przywołanie Tetmajera wpisuje się w trend współczesnej chłopomanii, który obserwujemy w przestrzeni kultury od kilku lat. Jeszcze dwie dekady temu wszyscy szukaliśmy swoich przodków wśród polskiej szlachty. Studiowaliśmy księgi genealogiczne i herbarze. Zwiedzaliśmy pałace i dworki. Interesowały nas wielkie rody arystokratyczne i szlacheckie życie. Ostatnio jednak coraz więcej osób z dumą przyznaje, że pochodzi z chłopów. Profesor Andrzej Chwalba, współautor niedawno wydanej książki Cham i pan. A nam, prostym, zewsząd nędza?, przyznaje, że podobna fala zainteresowania chłopstwem i wsią miała miejsce na przełomie XIX i XX w., właśnie za czasów Tetmajera. Jego wybór życiowy był symptomatyczny dla tego okresu, inteligent wżenił się w wieś, zmienił styl życia na zawsze. Można powiedzieć, że za nim poszli inni. Dzisiaj, po całym wieku ignorowania głosu wsi, coś się zaczyna zmieniać, bo przede wszystkim, pomijając wiejskie laurki w rodzaju modnych wśród hipsterów potańcówek, zaczynamy uczyć się patrzeć na historię nie tylko z „pańskiej” perspektywy. To oczywiście trend szerszy, XXI wiek to wiek, w którym głos odzyskują mniejszości. Świat, jaki oglądamy poprzez kulturę, przestaje być domeną białego mężczyzny z klasy średniej. Coraz głośniej mówią o sobie mniejszości etniczne, rasowe, społeczne i oczywiście seksualne. Możemy się buntować, że przecież większość z nas jest biała i heteroseksualna, no i właśnie dlatego przez stulecia ludzkość patrzyła na świat poprzez nasze europejskie, białe i chrześcijańskie okulary. Teraz odzywają się dotąd wykluczeni, w tym grupa największa – kobiety. To ta część społeczeństwa, której prawa obywatelskie przyznano w Europie około 1918 r. Następnie – czarni. Na pytanie, dlaczego czarnoskórzy mają pisać o Europie, odpowiadam: sama Europa ich do siebie sprowadziła dawno temu, wbrew ich woli. Dzisiaj są jej pełnoprawnymi obywatelami. Dalej – homoseksualiści. Dotąd wykluczeni i społecznie nieakceptowani odkrywają swoją tożsamość. Głos wszystkich dotąd wykluczanych daje się usłyszeć szczególnie głośno w literaturze, powieściopisarze odnajdują bohaterów, którzy opowiadają swoje historie, których dotąd nikt nie chciał usłyszeć. Budują narrację całkowicie odmienną.
Cham
Historia Polski, jakiej uczymy się w szkołach, jest historią panów. Tej mniejszości, która miała władzę i decydowała o przyszłości. Tyle że oprócz polskiej szlachty i życia w pałacach i dworkach w Polsce mieszkali też inni. Chłopi. Mieszczanie. Żydzi. Robotnicy. Zostańmy przy chłopach. W ich przypadku wiele się zmienia, nie tylko na półkach z literaturą piękną i non fiction, ale i w paradygmacie zainteresowań historyków. Informacje, jakie wykorzystałam, pisząc o Włodzimierzu Tetmajerze i jego związku z Bronowicami, zaczerpnęłam z książki Panny z „Wesela" Moniki Śliwińskiej, w której nie tylko maluje obraz wsi, ale i kobiet wsi. Oprócz wspomnianej już książki Cham i pan w ostatnich latach wyszły następujące pozycje: Adama Leszczyńskiego Ludowa historia Polski, Piotra Korczyńskiego Śladami Szeli, czyli diabły polskie, Michała Rauszera Bękarty pańszczyzny. Historia buntów chłopskich, Kacpra Pobłockiego Chamstwo, Kamila Janickiego Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa. W literaturze pięknej głośno było o nagradzanej powieści Radosława Raka Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli. Cień pańszczyzny kładzie się na naszej historii, odkąd zaczęliśmy odkrywać chłopskie pochodzenie większości z nas. Malownicza rzeczywistość dworków, w jakiej zostaliśmy wychowani poprzez lekcje historii, Mickiewicza i Sienkiewicza, okazuje się mitem. Pogarda, jaką nauczono nas odczuwać do chłopstwa, powoli zamienia się paradoksalnie w dumę, gdy zaczynamy uświadamiać sobie wielowiekowe krzywdy, jakich ta warstwa doznawała od panów. Obowiązująca narracja bowiem pokazuje chłopskie losy jednoznacznie: pełne cierpienia, wykorzystywania, przemocy. Pisarze analizują fakty, podają statystyki, ale przede wszystkim oddają głos konkretnym ludziom, przywołują osoby, a nie anonimową grupę, choć w przypadku niepiśmiennych ludzi to trudne. „Niniejsza książka została celowo pomyślana jako jednostronna. Celem tej strategii jest stworzenie nowej historii poprzez opowiedzenie się po stronie słabszych” – napisał we wstępie do książki Chamstwo Kacper Pobłocki. A szlachta? Z tej perspektywy przestaje być taka szlachetna.