Logo Przewdonik Katolicki

Bliżej końca kryzysu inflacyjnego

Piotr Wójcik
fot. AdobeStock

Wygląda na to, że kryzys kosztów życia powoli zmierza do końca, a przynajmniej widać już na horyzoncie lepsze czasy. Wiele będzie jednak zależeć od polityków, gdyż obecna poprawa to również efekt wcześniejszych działań i decyzji politycznych.

Według najnowszych, chociaż jeszcze cząstkowych i wstępnych, danych GUS inflacja kolejny miesiąc z rzędu wyhamowała. W listopadzie ceny konsumpcyjne wzrosły o 6,5 proc., czyli minimalnie mniej niż w październiku (6,6 proc.). Wzrost cen hamuje więc dziewiąty miesiąc z rzędu – ostatni wzrost inflacji zanotowaliśmy w lutym tego roku, gdy wyniosła ona przeszło 18 proc. Był to najgorszy pod tym względem moment obecnego kryzysu kosztów życia, który potraktował Polskę całkiem surowo, chociaż znajdziemy kraje potraktowane gorzej (w państwach bałtyckich i na Węgrzech w najgorszym momencie ceny rosły o 25 proc. rok do roku).

Efekt bazy silniejszy niż efekt Obajtka
Trudno jednak nie zauważyć, że listopadowy spadek inflacji był bardzo skromny. Przecież w październiku zanotowaliśmy spadek o ponad półtora punktu procentowego, a we wrześniu o prawie dwa. To jednak tamte odczyty były zafałszowane, gdyż Orlen przed wyborami najprawdopodobniej celowo obniżał ceny paliw, by „poprawić nastroje” wyborców – w wiadomym celu. Dziś wiemy, że pod tym względem mu nie wyszło. Już wtedy wielu komentatorów ekonomicznych wskazywało, że w listopadzie wskaźnik inflacji będzie znacznie mniej optymistyczny. Spodziewano się nawet wzrostu.
Obecnie ceny benzyny 95 wynoszą około 6,50 zł, tymczasem przed wyborami bywały wyraźnie poniżej 6 zł. Od tamtego czasu stopniowo rosną. Okazało się jednak, że wpłynęło to na inflację roczną w bardzo ograniczonym stopniu. Co prawda ceny paliw do środków transportu wzrosły aż o 9 proc. w stosunku do października (dla porównania, pozostałe nośniki energii miesiąc do miesiąca nawet minimalnie staniały, a żywność i napoje zdrożały o ledwie 0,8 proc.), jednak paliwa i tak były znacznie tańsze niż przed rokiem. Powstał więc statystyczny efekt bazy, który odegrał znacznie większą rolę niż powyborcze podwyżki na stacjach.


6,3 %
O tyle wzrosły w październiku ceny w Polsce, liczone według unijnego koszyka inflacyjnego i jest to siódmy najwyższy wynik w UE



Zafundowane nam przez Orlen podwyżki wpłynęły za to na inflację miesięczną. Ceny konsumpcyjne w listopadzie były wyższe o 0,7 proc. miesiąc do miesiąca, tymczasem od wiosny właściwie stały w miejscu. Za ten istotny wzrost cen w stosunku do października odpowiadają właśnie ceny paliw.
Jak wygląda sytuacja w Polsce na tle Europy? Całkiem nieźle, chociaż nadal jesteśmy w czołówce, to już nie w ścisłym topie. W październiku ceny w Polsce, liczone według unijnego koszyka inflacyjnego, wzrosły o 6,3 proc. Był to siódmy najwyższy wynik w UE. Na dwóch pierwszych miejscach znalazły się Czechy i Węgry z inflacją sięgającą prawie 10 proc. To o tyle ciekawe, że właśnie Czechy i Węgry były uważane przez krytyków NBP za wzorowe pod względem szybkiej reakcji na inflację. Obecnie stopy procentowe są tam znacznie wyższe niż w Polsce, poza tym tamtejsze banki centralne zaczęły je podnosić o kilka miesięcy wcześniej.
Jak widać, niewiele im to dało. Inflacja jest determinowana przez wiele różnych czynników. Zasadniczo podczas obecnego kryzysu w najgorszej sytuacji znalazły się kraje Europy Środkowo-Wschodniej, które były najbardziej zależne od rosyjskich surowców i położone najbliżej działań wojennych. Dokładnie wszystkie unijne państwa z aktualną inflacją powyżej 5 proc. leżą właśnie w naszym regionie.

AdobeStock_143055301.jpg

fot. AdobeStock

Zamrożenie taryf za połowę zysku Orlenu
Także w Europie jako całości sytuacja się poprawia. W październiku inflacja w UE wyniosła 3,6 proc. Dla porównania we wrześniu było to niecałe 5 proc. Jeszcze w maju ceny w Europie rosły prawie dwa razy szybciej niż obecnie. Pojawiły się nawet pierwsze kraje z deflacją. Mowa o Belgii, Danii i Holandii, w których to także efekt wysokiej bazy. Rok temu ceny rosły tam w dwucyfrowym tempie, co w tym regionie świata było niespotykane od dekad.
Musimy się jednak przygotować na okresowe przyspieszenia wzrostu cen. Wiele zależy od decyzji politycznych, które zostaną podjęte w najbliższym czasie. Jedną z niewiadomych są ceny paliw. Jeśli Orlen zdecyduje się kontynuować serię podwyżek, inflacja może nieco wzrosnąć. A to jest całkiem możliwe. W ostatnim tygodniu listopada gruchnęła wieść, że giełdowa wycena akcji Orlenu w kilka godzin stopniała o prawie 7 mld zł. Ten spadek jest znacznie mniej istotny od tego, co go spowodowało. Otóż według projektu nowej większości sejmowej Orlen będzie musiał pokryć koszt zamrożenia przyszłorocznych taryf energii. Mowa nawet o 15 mld zł. W celu ich zdobycia spółka prawdopodobnie podniesie ceny na stacjach, nawet jeśli nowa koalicja błyskawicznie wymieni prezesa. Następca Daniela Obajtka będzie musiał się przecież zmierzyć z tym samym wyzwaniem. Mowa jest o połowie rocznego zysku naszego paliwowego giganta.
Równocześnie ustawa ta będzie jednak działać na wzrost cen przede wszystkim hamująco. Wzrost taryf za prąd, ciepło i gaz mógłby bardzo wyraźnie podnieść koszty utrzymania na początku roku. Kontrowersyjny jest jednak zawarty w projekcie okres. Zamrożenie taryf ma obowiązywać jedynie do połowy przyszłego roku. Odchodzący od władzy PiS przekonuje, że nowa koalicja chce przesunąć podwyżki taryf na czas po wiosennych wyborach samorządowych i europejskich. Abstrahując od tego, że to właśnie PiS wydłużyło kadencje samorządów do końca kwietnia, nie wiadomo jeszcze, jak będzie wyglądać sytuacja z cenami wytwarzania energii latem przyszłego roku. Może się okazać, że odmrożenie taryf nie będzie wtedy tak brzemienne w skutki, jak byłoby to w styczniu.

Żywność (raczej) w górę
Przedłużone o pół roku zostaną nie tylko stawki taryf, ale też progi zużycia (2–3 tys. kWh w skali roku zależnie od rodzaju gospodarstwa domowego), powyżej których obowiązuje wyższa taryfa (693 zł za MWh plus akcyza). Poniżej progu zużycia stawka wyniesie obecne 414 zł/MWh. Za gaz również zapłacimy tyle, co w tym roku, czyli 200 zł/MWh.
Wciąż mowa jest tylko o projekcie, więc szczegóły być może jeszcze się zmienią. Na pewno zostaną złożone liczne poprawki, gdyż pojawiły się ogromne kontrowersje w związku z umieszczonymi w projekcie ułatwieniami dla inwestycji w odnawialne źródła energii, które zmniejszą minimalną odległość farm wiatrowych od zabudowań mieszkalnych, a nawet mogą umożliwić wywłaszczenia pod nowe inwestycje, co raczej się nie utrzyma podczas głosowań.
Wciąż nie wiadomo, co z przyszłoroczną stawką VAT za podstawową żywność. Przypomnijmy, że obecnie obowiązuje tarcza antyinflacyjna, która obniża tę stawkę do zera. PiS zaplanowało w projekcie przyszłorocznego budżetu przywrócenie
5 proc., jednak po zwycięstwie opozycji w wyborach błyskawicznie złożyło projekt przedłużający zerową stawkę także na 2024 r. Politycy nowej większości sejmowej patrzą na to raczej sceptycznie, gdyż kosztowałoby budżet kilkanaście miliardów złotych. Za przywróceniem 5 proc. jest prawdopodobny nowy minister finansów Andrzej Domański.
Prawdopodobnie więc na początku przyszłego roku wzrosną ceny podstawowych artykułów żywnościowych. Według Polskiego Instytutu Ekonomicznego, przyszłoroczna inflacja wyniesie średnio 5,4 proc., więc nadal będzie daleka od celu inflacyjnego (2,5 proc. +/- 1 pkt. proc.) i wciąż będzie jedną z najwyższych w UE. Przedłużenie zerowej stawki mogłoby ją obniżyć do 4,6 proc., więc ten wpływ całościowo nie byłby duży. Jednak dla osób najmniej zarabiających, które wydają na żywność znaczną część dochodów, byłoby to już istotne. Nowa władza raczej nie będzie się jednak orientować na ekonomiczną klasę niższą, więc takie „drobnostki” nie będą jej interesować.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki