Logo Przewdonik Katolicki

Relacje z Ukrainą coraz chłodniejsze

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

Czołowy rzecznik proukraińskiego sentymentu, prezydent Andrzej Duda, mówi o swojej zażyłości z Zełenskim w czasie przeszłym.

Blokada przejść granicznych prowadzących na terytorium Ukrainy przez polskich przewoźników ujawnia obrotowość sporu politycznego w Polsce. Pisowski rząd Morawieckiego jest oskarżany o ugodowość wobec nowych norm Unii Europejskiej. W związku z wojną za naszą granicą ukraińscy przewoźnicy nie muszą się starać o administracyjne zezwolenia. I podobno „zalewają polski rynek”.
Protest wspiera najmocniej Konfederacja, więc niby jest to zgodne z logiką podziału. Ale dopiero co na granicy polsko-ukraińskiej uwijał się Michał Kołodziejczak, już nie samozwańczy trybun ludowy, a poseł Koalicji Obywatelskiej. I oskarżał PiS o to samo, co konfederaci: że nie broni interesów Polaków. Niedawno opozycja spod znaku KO oskarżała odchodzący rząd, że skłóca nas we wszystkim z Unią. Teraz jednak powinien skłócać. Na miejscu Morawieckiego nie czepiałbym się już stanowiska premiera. Niech oni, niech rząd Tuska z Kołodziejczakiem na pokładzie, pokażą, jak to załatwić. Zwłaszcza że do protestu dołączyli rolnicy ze starymi pretensjami o dopuszczenie na polski rynek ukraińskich produktów.
A przy okazji nasuwa się inna smutna refleksja. Jak niewiele zostało w Polsce z pierwotnego zapału w okazywaniu Ukraińcom solidarności. Erozja tego zapału trwała od miesięcy, ale punktem krytycznym stała się szarpanina o nakazane przez Unię otwarcie polskiego rynku na ukraińskie płody rolne. PiS poczuł się zmuszony w kampanii wyborczej do dystansowania się od naszego sąsiada. Zawsze dodawano, że nadal trzeba mu pomagać w wysiłku wojennym, ale coraz mniej przekonująco.
To zresztą nie tylko decyzja PiS. Opozycja z Tuskiem na czele niby oskarżała Kaczyńskiego i Morawieckiego o ochłodzenie relacji z Ukrainą. Ale sama zachęcała Brukselę do przedłużenia embargo na ukraiński eksport. Używano do tego Kołodziejczaka, opowiadającego z zapałem o ochronie polskich interesów. Raz czy dwa zawtórował mu sam Tusk.
Ukraińcy też nie byli bez winy. Prezydent Wołodymyr Zełenski, do niedawna popularny w Polsce, skorzystał z sesji ONZ, by zaatakować Polskę – ponad miarę. Mówiło się, że pozyskali go Niemcy obietnicą szybszego akcesu do Unii. A przecież żeby do tego doszło, Kijów powinien w jakiejś formie uwolnić się od rosyjskiego zagrożenia. Na razie nic na taką perspektywę nie wskazuje. Przeciwnie, zachodni sojusznicy mają coraz mniej zapału do pomagania walczącym. W USA wsparcie jest blokowane w Kongresie. Jeśli wybory prezydenckie wygra w roku 2024 Donald Trump, polityka bezwarunkowej pomocy może być zamrożona.
Na to Polacy wpływu nie mają. Ale nie wygląda na to, żeby dziś jakiekolwiek środowisko polityczne w Polsce tego szczególnie żałowało. Logika: zatrzymujmy Rosjan w Ukrainie, bo kiedyś przyjdą do nas, idzie w zapomnienie. Czasem jest przywoływana, ale coraz bardziej machinalnie. Głównie służy wzajemnemu oskarżaniu się przez PiS i opozycję, która jutro będzie koalicją rządzącą. Czołowy rzecznik proukraińskiego sentymentu, prezydent Andrzej Duda, mówi o swojej zażyłości z Zełenskim w czasie przeszłym.
Triumfują ci, którzy od początku doradzali, w imię fałszywego realizmu, pomagać Ukrainie jak najmniej, w duchu Viktora Orbana. Na okładce „Do Rzeczy” twarz Zełenskiego i triumfalny napis: „Porzucony”. Oni tego chcieli. Ale spotykam w warszawskim centrum handlowym Promenada młodych ludzi zbierających na pomoc ukraińskim dzieciom. Zawsze mieli kłopot ze zbiórką. Ludzie idący na zakupy nie miewają gotówki tylko karty. Ale dziś wszyscy mijają ich szczególnie obojętnie. Na szczęście nie dochodzi do większych incydentów skierowanych przeciw ukraińskim uchodźcom. Ale i to możliwe. Twardnieją nam serca...

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki