Logo Przewdonik Katolicki

Między słowami

Piotr Wójcik
Przed Marszem Niepodległości w Warszawie, 11 listopada 2022 r. | fot. Piotr Molecki/East News

Umowa koalicyjna została napisana w sposób oględny, żeby każda z niezgadzających się stron mogła się pod nią podpisać. Znając programy wszystkich partii, można jednak rozszyfrować znajdujące się w niej ogólniki.

Podpisana przez liderów Koalicji Obywatelskiej, PSL-u, Polski 2050 i Lewicy umowa koalicyjna jest tak naprawdę bardziej odezwą do narodu, a nie dokumentem programowym. Znajdziemy tam przede wszystkim ogólnie słuszne deklaracje, pod większością których podpisałby się niemal każdy. Liderzy nowej ekipy rządowej zadeklarowali w niej, że chcieliby, by było dobrze, i zamierzają to robić wspólnie. Gdyby podejść do tekstu umowy literalnie, można byłoby ją sprowadzić właśnie do takiej konstatacji.
Na szczęście umowa nie powstała w próżni, tylko w konkretnym otoczeniu politycznym. Tworzące koalicję partie dopiero co zakończyły kampanię wyborczą, w której odkryły się znacznie bardziej. Znamy też siłę poszczególnych komitetów, więc możemy prognozować, czyje pomysły w większości wejdą w życie. Politycy odsłonili też nieco kuluarów, co także rzuca więcej światła na ich ukryte pod ogólnikami plany.

Więcej, ale o ile?
„Koalicja chce zdecydowanej poprawy jakości i dostępności ochrony zdrowia” – w ten sposób wygląda większość zdań w dokumencie. Koalicja chce czegoś dobrego lub też koalicja nie chce, żeby działo się coś złego. Gdy Władysław Kosiniak-Kamysz mówił po podpisaniu umowy, że różniące się między sobą ugrupowania stworzyły „bardzo szeroki wspólny mianownik”, to nie kłamał. Ten wspólny mianownik momentami jest naprawdę szeroki.
Strony umowy zapowiadają także, że zniosą limity na leczenie z NFZ, co jest jedynym konkretem oraz w niesprecyzowany sposób zwiększą rolę Podstawowej Opieki Medycznej w leczeniu. Zapewne lekarze pierwszego kontaktu będą mogli przepisywać szerszą paletę leków i usług medycznych. To dobre rozwiązanie, gdyż posiadający szeroką wiedzę interniści zostali sprowadzeni do roli urzędników wypisujących zezwolenia na dostęp do podstawowych preparatów medycznych. Zwiększenie kompetencji lekarzy POZ może odciążyć specjalistów, których mamy w Polsce zdecydowanie za mało.
W podobny sposób zadziałać powinno rozszerzenie uprawnień „innych zawodów medycznych”, czyli ratowników medycznych, asystentów, higienistek czy techników. Tu akurat sprawa jest nieoczywista. Wydaje się, że najpierw należałoby znacząco zwiększyć uprawnienia pielęgniarek, które po lekarzach mają największą wiedzę medyczną, niestety w polskim systemie kompletnie niewykorzystywaną.
Koalicja zapowiada również podniesienie nakładów na ochronę zdrowia. Nie wiemy, do jakiego poziomu, ale za to wiemy już, do jakiego na pewno nie. Lewicowa partia Razem nie wejdzie do rządu, argumentując to m.in. brakiem gwarancji podniesienia nakładów na zdrowie do 8 proc. PKB – czyli podobnie jak w Czechach. Skoro nie otrzymali na to zgody, można założyć, że podniesienie nakładów będzie istotnie niższe. Czyli całkiem możliwe, że będzie kosmetyczne.
Zapowiedziane zostały również zmiany w edukacji, jednak nie wydają się one tak rewolucyjne jak w programach poszczególnych komitetów. Przykładowo nie ma zapowiedzi likwidacji zadań domowych, a jedynie mowa jest o odchudzeniu podstawy programowej. Koalicja zapowiada również, że wyprowadzi politykę ze szkół i zwiększy ich autonomię. Obiecuje też zwiększenie nakładów na edukację – oczywiście nie wiadomo, do jakiego poziomu. Wedle zapowiedzi powyborczych jest jednak duża szansa, że obiecane podwyżki dla nauczycieli o 30 proc. będą obowiązywać już od stycznia. Tak ogólne stwierdzenia, okraszone jeszcze zapowiedzią odpolitycznienia szkół, mogą dowodzić, że koalicjanci chcieli przytępić ambicje Lewicy w tym obszarze.
Szefowanie MEN to jeden z celów Lewicy, jednak pozostali koalicjanci obawiają się napięć na tle ideologicznym. O ile za ministra Przemysława Czarnka napięcia pojawiały się na linii nauczyciele-ministerstwo, pod Lewicą na linii frontu zamiast nauczycieli pojawiłaby się zapewne spora część rodziców. Nie chodzi tu tylko o kwestie czysto ideologiczne, ale też prawdopodobne ograniczenie wpływu rodziców i poszerzenie praw uczniów, co w konserwatywnej Polsce może się nie przyjąć. Zaskakujące są więc przecieki medialne, według których ministrem edukacji narodowej miałaby być Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy lub Barbara Nowacka z lewego skrzydła Koalicji Obywatelskiej. Plotki personalne pojawiają się jednak nieustannie, więc nie można przywiązywać do nich zbyt dużej wagi.

Fajne i miłe podatki
Prawdziwy pokaz umiejętności pisania długich akapitów, z których nic nie wynika, znajdziemy we fragmencie dotyczącym polityki klimatycznej. To jeden z najdłuższych fragmentów, ale znalazł się tam literalnie jeden konkret – całość wpływów ze sprzedaży praw do emisji dwutlenku węgla będzie przeznaczana na transformację energetyczną. Obecnie była to mniej więcej połowa, czego wymaga Unia Europejska. Poza tym znajdziemy tu wyłącznie deklaracje dobrej woli – koalicja chce zwiększyć potencjał fotowoltaiki, energetyki wiatrowej (zapewne chodzi o zmniejszenie minimalnej odległości wiatraków od budynków mieszkalnych) czy biogazowni. Mowa jest też o zapewnieniu niskich cen energii dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw. Prawie konkretem jest też zapowiedź stworzenia założeń dla rozwoju energetyki jądrowej – dzięki temu wiemy przynajmniej, że nowy rząd nie wycofa się z rozwijania polskiego atomu. Chociaż nie mamy gwarancji, że będzie kontynuował działania poprzedników – chodzi o wybór amerykańskiego wykonawcy pierwszej elektrowni oraz jej lokalizację (położone w Pomorskiem Choczewo).
Nie mogło zabraknąć również fragmentów na temat wspierania przedsiębiorców i obniżania podatków. W tym obszarze również są istotne tarcia koalicyjne. KO, PSL i Polska 2050 mają zdecydowanie liberalne nastawienie, w czym wyraźnie odróżnia się od nich Lewica. Senatorka Magdalena Biejat sprzeciwiła się chociażby obiecanemu przez KO i Trzecią Drogę przywróceniu ryczałtowej składki zdrowotnej od przedsiębiorców, na czym skorzystałoby niemal wyłącznie 10 proc. najbogatszych. W umowie zawarto więc deklarację odejścia od „opresyjnego systemu podatkowo-składkowego m.in. przez wprowadzenie korzystnych i czytelnych zasad naliczania składki zdrowotnej”. Można jednak przypuszczać, że te zmiany będą bliskie temu, co proponuje KO i TD, a Lewica ewentualnie zagłosuje przeciw. Głosy KO i TD prawdopodobnie i tak wystarczą.
Nowa koalicja zapowiada również „powrót do przewidywalności w systemie podatkowym”. Na szczęście nie ma twardych deklaracji zamrożenia stawek podatków PIT, CIT i VAT, co obiecywała Trzecia Droga. Jest za to mowa o przynajmniej sześciomiesięcznym vacatio legis ustaw podatkowych, co jest bardzo sensowne. Polski Ład był dopinany jeszcze pod koniec roku, co w styczniu 2022 r. stworzyło ogromne zamieszanie. Strony deklarują też niesprecyzowaną „gotowość do zmniejszania obciążeń podatkowych”. W kolejnym zdaniu mowa jest o dofinansowaniu Państwowej Inspekcji Pracy, co pasuje do tego fragmentu jak pięść do nosa, więc można założyć, że wyrażenie dobrej woli wobec PIP zostało tu wpisane wyłącznie w celu pacyfikacji Lewicy, która do obniżania podatków się nie pali.

Zbierzemy mniej, ale wydamy więcej
Wśród propozycji dla przedsiębiorców znajdziemy całkiem dużo konkretów – widać, na czym najbardziej zależy głównym członom koalicji, czyli KO i TD. Zapowiedziano wprowadzenie metody kasowej, co oznacza, że podatek dochodowy będzie należny tylko od zapłaconych faktur. Świadczenie chorobowe pracownika będzie wypłacane przez ZUS już od pierwszego dnia L-4 (obecnie po dwóch tygodniach). Jest też zapowiedź umożliwienia przedsiębiorcom „czasowego zwolnienia ze składek na ubezpieczenie społeczne”. Z wypowiedzi polityków wiemy już, że prawo to będzie ograniczone tylko do firm przechodzących kłopoty finansowe – czyli na przykład znaczący spadek dochodów. Na szczęście nie ma więc mowy o „dobrowolnym ZUS” proponowanym przez PSL, który byłby zupełnie dewastujący dla polskiego systemu ubezpieczeń społecznych.
Niestety nowa koalicja nie tłumaczy, w jaki sposób chce podnieść nakłady na zdrowie i edukację, równocześnie obniżając podatki. Teoretycznie da się to zrobić – po prostu trzeba byłoby wtedy bardzo wyraźnie ściąć wydatki w innych miejscach. Ale w takim razie których? Trudno znaleźć obszar, w którym dałoby się poczynić tak duże oszczędności, a nawet jakiekolwiek. Większość obszarów polityki publicznej wręcz woła o dofinansowanie.
Można byłoby jeszcze zrobić to za pomocą deficytu budżetowego. Nie da się jednak trwale finansować bieżących nakładów długiem. Poza tym Polsce już w styczniu grozi nałożenie przez Komisję Europejską procedury nadmiernego deficytu, gdyż tegoroczny może być nawet dwukrotnie większy od dopuszczalnego w UE limitu. Poza tym koalicja zapowiada też poprawę stanu finansów publicznych oraz rozliczenie PiS za rzekomo rekordowe zadłużenie Polski.
Nowy rząd zamierza również „odpolitycznić spółki Skarbu Państwa”. Spółkami należącymi do państwa będą kierować wyłącznie najlepsi specjaliści i menedżerowie. Na pierwszy rzut oka wygląda to słusznie, jednak w gruncie rzeczy wcale nie musi się sprawdzić. Spółki Skarbu Państwa spełniają rolę nie tylko przedsiębiorstw, ale też agend rządowych wpływających bardzo istotnie na realia gospodarcze – chociażby poprzez oddziaływanie na ceny energii. Ich rola jest więc również polityczna. Menedżer niekoniecznie sprawdzi się lepiej na fotelu prezesa od polityka. W przypadku spółek Skarbu Państwa należy raczej uniemożliwić uwłaszczania się na nich nominatom partyjnym czy wykorzystywania ich w celach partyjnych. Należy więc je „odpartyjnić”, a nie „odpolitycznić”.

W sporze z rzeczywistością
Zupełnie po macoszemu została potraktowana kwestia mieszkalnictwa. To tym bardziej zdumiewające, że właśnie minęliśmy jeden z największych kryzysów rynku kredytów mieszkaniowych w historii Polski. Sytuacja mieszkaniowa młodych, szczególnie rodzin z dziećmi, jest koszmarnie trudna i aż woła o konkretne rozwiązania. Takie konkrety podczas kampanii wyborczej się pojawiły, problem w tym, że wzajemnie się wykluczają. KO obiecała Kredyt 0 proc. i „600 plus” dla najemców, co zdecydowanie nie podoba się Lewicy, dla której to jeden z kluczowych obszarów. Lewica chciałaby wyraźnie postawić na budownictwo mieszkaniowe i utworzyć ministerstwo mieszkalnictwa, które następnie we współpracy z gminami miałoby zbudować 300 tys. mieszkań komunalnych do końca kadencji.
Obie koncepcje są diametralnie inne, więc ograniczono się do niewiele mówiących ogólników o „stworzeniu warunków do budowy większej liczby mieszkań”. Wspaniale, dobrze wiedzieć, że rząd nie będzie chciał ograniczyć budowy mieszkań, ale kluczowe jest, kto będzie je budował i na jakich zasadach będą one udostępniane. Tutaj nie ma o tym słowa. Partia Razem chciała przynajmniej deklaracji o podniesieniu publicznych nakładów na mieszkalnictwo do zaledwie jednego procenta PKB, ale nawet to okazało się zbyt „radykalne”. Co też było jednym z argumentów za niewchodzeniem Razem do rządu.
Można więc powiedzieć, że pod względem gospodarczym nowy rząd będzie znacznie bardziej liberalny niż ustępujący. Wyraźnie odróżniająca się Lewica ma zbyt małą siłę, by móc zablokować większość tych zmian. Na szczęście przynajmniej część z nich będzie mogła zablokować rzeczywistość, z którą niejeden rząd już wojował, ale żaden jeszcze nie wygrał.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki