W ostatnią niedzielę września, gdy Kościół – także w naszym kraju – obchodził Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy, rozpoczęła się ogólnopolska peregrynacja relikwii rodziny Ulmów. Nie jest to dla mnie przypadkowy zbieg okoliczności. Widzę w tym raczej „podpowiedź” Ducha Świętego. Jaka to podpowiedź? W istocie sformułował ją już kard. Marcello Semeraro, niedługo przed beatyfikacją wyznając w wywiadzie dla KAI, że rodzina Ulmów jest wzorem dla tych, którzy przyjmują uchodźców i imigrantów. Myślę, że warto pójść tym tropem i jeszcze raz zadać sobie pytanie, jaka powinna być chrześcijańska postawa wobec uchodźców przybywających do naszego kraju. Nie mam złotej recepty i nikogo nie chcę do niczego przekonywać, ale od pytania nie wolno uciekać. Interesuje mnie ta kwestia od strony moralnej, ewangelicznej, a nie politycznej. Politycy rozgrywają tę kwestię po swojemu: nie zależy im na wypracowaniu rozwiązania, lecz na podsycaniu wzajemnych niechęci. Zbliżają się wybory, więc zgiełk, jazgot i emocje sięgają zenitu. Tymczasem gdzieś w tle rozgrywa się dramat uchodźców pukających do drzwi Europy, także do naszych, polskich wrót.
Uchodźcy i migranci stali się częścią polskiego życia, ale czy poza satysfakcją z przyjęcia milionów uciekinierów z toczącej wojnę Ukrainy – jak najbardziej uzasadnioną – zastanawiamy się nad przybyszami z innych krajów? Czy żyjemy tym, co dzieje się na granicy z Białorusią? Czy nie nazbyt łatwo przechodzimy nad nimi do porządku dziennego, tłumacząc sobie, że to ofiary hybrydowej wojny, jaką z wolnym światem toczą Putin z Łukaszenką? Czy my, katolicy w Polsce, nie wyparliśmy aby mądrej przestrogi Episkopatu z 2022 r., iż „nie ma różnych kategorii uchodźców i migrantów, bo wszyscy mają tę samą godność osobową i wartość w oczach Boga”?
Nie jest i długo jeszcze nie będzie łatwo o ogólnonarodową refleksję na temat naszej postawy wobec kryzysu migracyjnego, który coraz silniej daje o sobie znać w Europie. Premiera filmu Agnieszki Holland, jeszcze bardziej rozpalającego polskie spory i waśnie (tym skuteczniej, że pokazano go tuż przed wyborami), na pewno do takiej dyskusji nas nie zbliży. Na razie, zgodnie przewidywaniami, film stał się orężem obydwu stron w powtarzaniu powszechnie już znanych przekonań.
Bardzo spodobały mi się słowa bp. Krzysztofa Zadarki, delegata Episkopatu ds. imigracji, który powiedział w niedzielę, że wobec dylematu: obronić granice czy okazać humanitarną wrażliwość, mądrość Kościoła mówi, że obrony wymaga i jedno, i drugie. Politycy mają bowiem odpowiednie środki, by znaleźć roztropne wyjście z sytuacji. To prawda, ale wciąż nie mają woli, by usiąść do stołu i rozmawiać.
Dlatego uważam, że obowiązkiem nas, chrześcijan, jest wpływanie na polityków, by takie rozwiązanie znaleźli. Każdy z nas powinien zaś uczynić wszystko co w naszej mocy dla bliźniego, który znalazł się w potrzebie. Tak jak 80 lat temu uczynili to Józef i Wiktoria Ulmowie. Oni nie kalkulowali i nie ulegali lękom, lecz czytali Ewangelię i traktowali ją jak kompas. Oby pomogli nam się nie pogubić.