Logo Przewdonik Katolicki

Kierunki kardynała

Monika Białkowska
fot. Natacha Pisarenko/Associated Press/East News

Kardynał Victor Fernández nie wszędzie ma dobrą prasę. Rozpoczynając pracę jako prefekt Dykasterii Nauki Wiary, jasno definiuje swój kierunek: prawda w Kościele jest niezmienna, dlatego nie musimy się bać jej spotkania ze zmieniającym się światem.

Kierunek nadany przez prefekta Dykasterii Nauki Wiary ocenić będzie można najlepiej po zakończeniu jego pracy. Kiedy tę pracę rozpoczyna, można tylko próbować czytać sygnały, jakie daje, i tego przyszłego kierunku się domyślać. W wywiadzie udzielonym na dwa dni przed rozpoczęciem zadania dla gazety „National Catholic Register” odnaleźć można przynajmniej kilka ciekawych myśli.

Pogoń za nowoczesnym
Czy rządy papieża Franciszka są czymś, co zmienia Kościół i go unowocześnia, dostosowując czy nawet podporządkowując jego naukę światu? Czy nowy prefekt Dykasterii Nauki Wiary będzie papieskim narzędziem w misji owej „modernizacji” czy „unowocześniania” Kościoła?
Kościół nie jest rzeczywistością, którą trzeba unowocześniać. Nie jest również rzeczywistością, której unowocześnienie jest możliwe. Kościół założony przez Jezusa Chrystusa trwa z niezmienną nauką przez wieki i tej nauki żaden człowiek nie ma mocy zmienić. Nawet jeśli w Kościele przeprowadzać można pewne reformy, zawsze dotyczą one pewnych zewnętrznych form, ale nie dotyczą istoty Kościoła, która – jak mówi kard. Fernández – „wykracza poza upływ czasu, różne epoki i powierzchowne aspekty świata”. Nowy prefekt Dykasterii zwraca również uwagę, że zwrot „unowocześnianie Kościoła” może wręcz prowadzić do błędu, jeśli bogactwo Kościoła zostanie ściśle wpisane w ramy jednej tylko epoki. Wtedy owo bogactwo przeminąć może wraz z epoką.
Te słowa czytać można nie tylko jako ostrzeżenie przed tym, co stać się może w przyszłości. To jest ważne, żeby dziś na siłę nie dopasowywać Kościoła do wymagań świata i tyle w krótkim wywiadzie mówi sam kardynał. Jeśli jednak ciągnąć jego myśl dalej, wydaje się, że jednocześnie logicznym będzie zachowanie ostrożności i ewangelicznego ducha przy przejmowaniu dziedzictwa Kościoła, niesionego przez wieki. Wówczas również odróżniać trzeba, co było w nim istotą i sednem – które kardynał nazywa „humusem” – a co wynikało ze związku Kościoła z daną epoką, z tym, co wydawało się  „modernizacją” w średnich wiekach albo w okresie kontrreformacji. Kościół w relacje ze swoim czasem musi wchodzić zawsze, żeby być komunikatywnym i skutecznie nieść ludziom łaskę. Jednocześnie ten sam Kościół nie może pozwolić, by świat
(jakiegokolwiek czasu) narzucił mu swoje reguły i by owe światowe reguły ukryły się w Kościele pod maską ewangelicznych.

Niezmienne i zmienne
„National Catholic Register” stawia kardynałowi Fernándezowi trudne pytanie o zmiany w magisterium Kościoła. Czy owo magisterium może się zmieniać – bo takie zjawisko można zaobserwować na gruncie teologii moralnej i pastoralnej? Czym się różni owo stare magisterium od nowego? Czy to nowe jest wiążące? I co zrobi prefekt Dykasterii Nauki Wiary z tymi biskupami i księżmi, którzy uznają nauczanie papieża Franciszka za sprzeczne z nauczaniem Kościoła?
Odpowiadając na te pytania, trzeba by najpierw zapytać, na ile nauczanie moralne i pastoralne należy wprost do niezmiennej doktryny wiary, a na ile z tej doktryny wynika i zależy jednak od wiedzy o świecie i wiedzy o człowieku, jaką Kościół posiada w danym czasie. Nauczyliśmy się całe nauczanie Kościoła traktować jako objawione i niezmienne, a przecież w jego historii jest mnóstwo orzeczeń, dokumentów i encyklik, które były ważne w danym czasie, a dziś w naturalny sposób przestały być dla nas punktem odniesienia.
Kardynał Fernández odpowiedzi na te pytania szuka podobnie, podchodząc jednak do tego z nieco innej strony. Mówi, że owszem, jesteśmy zobowiązani do posłuszeństwa magisterium Kościoła, ale to magisterium ma co najmniej dwa znaczenia, które są nierozłączne i równie ważne. Mamy zatem niezmienny depozyt wiary, którego musimy strzec i musimy zachować go w nienaruszonym stanie – i mamy charyzmat strzeżenia tegoż depozytu w danym czasie, czyli charyzmat orzekania, w jaki sposób ów niezmienny depozyt odnosi się tu i teraz do współczesnego człowieka. Ten charyzmat – „żywy i aktywny dar” – Jezus dał tylko Piotrowi i jego następcom. „Nie mam tego charyzmatu ani ja, ani ty, ani kardynał Burke – mówi prefekt Dykasterii Nauki Wiary. – Dziś ma go tylko papież Franciszek. Teraz, jeśli powiesz mi, że niektórzy biskupi mają specjalny dar Ducha Świętego, aby oceniać doktrynę Ojca Świętego, wejdziemy w błędne koło, gdzie każdy może twierdzić, że ma prawdziwą doktrynę, a to byłaby herezja i schizma. Pamiętajmy, że heretycy zawsze myślą, że znają prawdziwą doktrynę Kościoła. Niestety, dzisiaj nie tylko niektórzy postępowcy popadają w ten błąd, ale także, paradoksalnie, niektóre grupy tradycjonalistów”.

Nie tylko ex cathedra
Kardynał Fernández w dość zdecydowany sposób przypomina tu o prymacie piotrowym i o tym, że kolegialność w Kościele nie oznacza demokracji. Biskupi i papież stanowią kolegium, które działać powinno w jedności. Biskupi jednak nieomylni są jedynie na soborze, działając właśnie jako kolegium w łączności z papieżem, a nie pojedynczo, gdy papieża kwestionują. W książce Teologia fundamentalna ks. prof. Henryk Seweryniak, powołując się na nauczanie Jana Pawła II, wyjaśnia to w ten sposób: „Duch Święty asystuje następcom św. Piotra nie tylko w chwilach orzeczeń nadzwyczajnych. Dzięki temu charyzmatowi każdorazowy papież może wzywać Kościół do przyjęcia i wyznawania pewnych prawd z zakresu wiary, moralności i karności jako definitywnych, nawet jeśli nie zostały one zdefiniowane jako ex cathedra. Dany bowiem przez Ducha Świętego charyzmat prawdy (…) nie ogranicza się tylko do przypadków nadzwyczajnych, lecz ogarnia w różnej mierze wszystkie formy Urzędu Nauczycielskiego”.
Papież zatem nie jest związany zdaniem kolegium biskupów w taki sposób, żeby nie mógł nauczać tego, czego wcześniej z nimi nie przedyskutował czy wobec czego pojawia się sprzeciw części z nich. Choć powinni ze sobą ściśle współpracować, charyzmat rozpoznania prawdy i przewodzenia należy wciąż osobiście do papieża.

Zgorszenie dyskusji
Co jednak, jeśli wobec owego braku wyraźnej granicy między niezmienną doktryną wiary a charyzmatycznym odczytywaniem znaków czasu trudno jest się czasem odnaleźć zwyczajnym katolikom? To jest pytanie, które zadaje wielu z nas, zwłaszcza w czasie publicznych i nieraz bardzo ostrych debat wewnątrz Kościoła na tematy, zdawałoby się, fundamentalne. Wielu również oskarżać zaczyna wręcz Kościół o brak jasności w nauczaniu i pytać, jak w takim razie odnaleźć drogę do zbawienia, jeśli nawet biskupi spierają się między sobą o to, czyja interpretacja jest prawdziwa?
To, co wydaje się dla nas zgorszeniem, w rzeczywistości w Kościele obecne było od zawsze i przyjmowało wcale nie mniej łagodne formy. Do legendy przeszły przekupki, kłócące się o dogmaty w starożytnym Konstantynopolu. W obliczu herezji nestorianizmu powstrzymywano się wzajemnie w obawie, by nie wzbudzić wielkich, społecznych zamieszek. Spierali się ze sobą, nieraz bardzo zaciekle, ojcowie Kościoła. Zwalczały się wzajemnie zakony. Potępiali się wzajemnie biskupi. Rozsądną jest zatem odpowiedzią to, że kard. Fernández przywraca właściwą perspektywę, mówiąc: to nie jest nic nadzwyczajnego. „Nawet w takich sytuacjach, które mogą wydawać się skandaliczne, Kościół wzrasta i dojrzewa w swoim rozumieniu niektórych aspektów Ewangelii, które wcześniej nie były wystarczająco wyraźne. Wierzę, że ta dykasteria może być przestrzenią, która może przyjąć te debaty i ująć je w ramy bezpiecznej doktryny Kościoła, unikając w ten sposób dla wiernych niektórych z bardziej agresywnych, mylących, a nawet skandalicznych debat medialnych”.
To wydaje się ważne i nowe: żeby w Kościele było jasne przyzwolenie na dyskusje i żeby pytający czy mający wątpliwości nie byli uciszani. Wtedy bowiem debata może toczyć się spokojnie i na gruncie Kościoła, a nie zamieniać się w medialne tyrady poza Kościołem. Ale dyskutować i szukać jest dobrze. Niebezpieczne jest raczej, gdy w Kościele panuje marazm, gdy wydaje się nam, że wszystko już wiemy, gdy nie chce nam się szukać odpowiedzi. To bowiem oznacza, że wiara staje się martwa i przestaje kogokolwiek obchodzić, jeśli człowiek przestaje pytać, w jaki sposób dotyczy ona jego (a więc wciąż nowego i innego) życia.

Nie wiemy wszystkiego
Będziemy dziś czasem przekonywani, że doktryna jest bezwzględna i przeszkadza człowiekowi kochać, być współczującym, priorytet ustawić w miłości, nie w prawie. Niektórzy wręcz wprost przeciwstawiać próbują doktrynę i miłość. O to również zapytany został
kard. Fernández. Odpowiedział wprost: że to doktryna Kościoła jest naszym przewodnikiem, jest „pewną ścieżką i radością dla serca”. Jednak nie możemy mieć pewności, że właśnie my, w naszym czasie, po dwóch tysiącach lat, już w pełni i doskonale odczytaliśmy całe bogactwo Ewangelii. Będziemy je odczytywać my, na tyle, na ile zdołamy, a pokolenia, które przyjdą po nas, odkryją w niej jeszcze więcej. „W niektórych obszarach Kościół potrzebował stuleci, aby jasno określić aspekty doktryny, których w innych czasach nie widział tak wyraźnie – przypomina kard. Fernández. – Dziś Kościół potępia tortury, niewolnictwo i karę śmierci, ale nie było to tak samo jasne w innych stuleciach”.
I znów można dopowiedzieć, że to pokora każe nam pytać wciąż od nowa i szukać, gdzie Ewangelię czytać można jeszcze wyraźniej, gdzie aplikować ją można bardziej. Bo „doktryna się nie  mienia; Ewangelia zawsze będzie taka sama; Objawienie jest już ustalone. Nie ma jednak wątpliwości, że Kościół zawsze będzie maleńki pośród takiego ogromu prawdy i piękna i zawsze będzie musiał wzrastać w swoim zrozumieniu”.

Nadzieja
Kardynał Fernández w części Kościoła nie ma dobrej prasy. Oskarżany jest o to, że bywa zbyt pobłażliwy dla nowych idei, że ślepo podąża za  papieżem Franciszkiem, więc nie będzie – jako prefekt niezwykle ważnej dykasterii – pełnił swego rodzaju funkcji kontrolnej wobec teologii i doktrynalnych decyzji papieża. Wielu obawia się, że dyskusje, na które chętnie pozwala, wprowadzą w Kościele zamęt i dadzą wrażenie niespójności, wewnętrznego podziału.
Jednak ta krótka rozmowa pokazuje człowieka, który ma w sobie wielką pokorę: nie tyle wobec papieża, ile do Kościoła, widzianego w perspektywie wieków. Zdaje się widzieć ten Kościół nie tylko tu i teraz, ale przez wieki procesów zmian zachodzących mimo niezmienności. Zdaje się odróżniać jedno od drugiego i rzeczywiście ufać, że to, co niezmienne, jest strzeżone w Kościele przez Jego Pana. Na ocenę tego kierunku przyjdzie nam jeszcze poczekać. Na początku drogi z pewnością można mieć nadzieję.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki