Żeby próbować wyjaśnić, jak i dlaczego z ust papieża Franciszka padły trudne również dla nas słowa o Rosji, trzeba najpierw zrozumieć, do kogo te słowa były kierowane.
Katolicy w Rosji są zdecydowaną mniejszością: stanowią zaledwie 0,5 proc. populacji całego kraju. To garstka tych, którzy w większości są potomkami dawnych zesłańców i imigrantów z Polski, Litwy, Białorusi czy z Ukrainy. Zachowali oni wiarę swoich przodków i wierność biskupowi Rzymu w świecie prawosławnym, choć katolickie parafie są niezwykle rzadkie, oddalone często od siebie o tysiące kilometrów.
Spotkanie
Katolicka młodzież, na skutek wywołanej przez Putina wojny, nie miała szans na to, żeby uczestniczyć w Światowych Dniach Młodzieży w Lizbonie. To dla nich w Petersburgu zorganizowano Ogólnorosyjskie Spotkanie Młodzieży Katolickiej. Wzięło w nim udział około czterystu osób. Przyjechało również pięciu biskupów – czyli wszyscy posługujący w Rosji.
Papież Franciszek nie mógł spotkać się z młodzieżą bezpośrednio, ale połączył się z nimi przez internet. Nie było to jednak przemówienie czy orędzie, jak choćby te nagrywane przez Jana Pawła II i odtwarzane potem na Lednicy. Spotkanie z Franciszkiem odbyło się w czasie rzeczywistym i nie przebiegało gładko. Papież miał przygotowany tekst, ale mówił po hiszpańsku, cały czas widząc tych, do których mówi. Widział, że jest problem ze zrozumieniem jego słów. Widział, że ktoś spontanicznie uruchomił automatycznego tłumacza w telefonie komórkowym, tłumaczącego na język włoski. Dalej z włoskiego na rosyjski tłumaczył słowa papieża biskup. Papież cierpliwie czekał, nie spieszył się, nie irytował. Potem młodzież zadawała mu pytania, na które on odpowiadał. Nie występował przed publicznością, ale spotykał ludzi.
Zagrajcie o przyszłość
Drugą ważną kwestią dla zrozumienia słów papieża jest usłyszenie ich – najlepiej w całości.
Franciszek przypominał młodym Rosjanom to, co mówił do młodych w Lizbonie. Mówił o wezwaniu do pospiesznego wyjścia w drogę, o wybraniu i wezwaniu do niesienia Bożej nadziei – i o tym, że Bóg nie zwraca się do tłumu, ale mówi do człowieka po imieniu, rozmawia z człowiekiem sam na sam. Przywołując obraz spotkania Maryi i Elżbiety, przypominał również, że miłość Boża jest dla wszystkich i Kościół jest dla wszystkich. Zwracał uwagę na potrzebę wzajemnego otwierania się na siebie starych i młodych. Na koniec padły słowa, które wzbudziły najwięcej emocji. „Życzę wam, młodzi Rosjanie, powołania do bycia architektami pokoju pośród tak wielu konfliktów, pośród licznych polaryzacji, które otaczają was ze wszystkich stron, które można zauważyć na naszym świecie. Wzywam was, abyście byli siewcami nasion pojednania, małych nasion, które podczas tej zimy wojny nie wzejdą w obecnej chwili na zlodowaciałej ziemi, ale zakwitną na przyszłą wiosnę. Jak to powiedziałem w Lizbonie: miejcie odwagę zastąpienia lęków marzeniami. Niech lęki zostaną zastąpione przez marzenia. Nie zarządzajcie obawami, ale bądźcie przedsiębiorcami marzeń. Zdobądźcie się na luksus marzenia o wielkich rzeczach! (…) Zagrajcie o przyszłość, będąc zakotwiczonymi w korzeniach dziadków”.
Po wygłoszeniu tego przesłania po hiszpańsku papież dodał jeszcze w języku włoskim:
„Nigdy nie zapominajcie o dziedzictwie. Jesteście dziedzicami wielkiej Rosji, wielkiej Rosji świętych, rządców, wielkiej Rosji Piotra I, Katarzyny II, tamtego imperium – wielkiego, oświeconego [kraju] wielkiej kultury i wielkiego człowieczeństwa. Nigdy nie wyrzekajcie się tej spuścizny, wy – spadkobiercy wielkiej Matki Rosji, idźcie z tym naprzód. I dziękuję wam – dziękuję za wasz sposób bycia, za wasz sposób bycia Rosjanami”.
Mit humanizmu
Słowa papieża – zwłaszcza to ostatnie dopowiedzenie w języku włoskim – wywołały lawinę komentarzy.
Biskup Witalij Skomarowski, przewodniczący Konferencji Biskupów Kościoła Rzymskokatolickiego w Ukrainie, napisał w oświadczeniu: „Fragment przemówienia Ojca Świętego (…) wywołał wielkie niezrozumienie i ból wśród wiernych naszego Kościoła na Ukrainie i za granicą. Niewątpliwie przemówienie to było ogólnie wsparciem pasterza dla swoich wiernych, duchowego ojca dla swoich dzieci. Jednak wzmianka o „wielkiej Rosji”, z jej wielką kulturą i człowieczeństwem, niestety świadczy o dalszym istnieniu mitu humanizmu i wielkości państwa, które od dziewięciu lat prowadzi krwawą i brutalną wojnę przeciwko Ukrainie. Te wypowiedzi są dla nas bolesne i niepokojące. Jako Kościół i społeczeństwo ukraińskie odrzucamy i uważamy za niedopuszczalne wszelkie przejawy poparcia dla „rosyjskiego świata”, który przyniósł tyle bólu i cierpienia naszej ziemi i naszym rodzinom. Jesteśmy przekonani, że (…) papież nie popiera imperializmu i jego agresywnych planów i zrobi wszystko, co możliwe, aby je powstrzymać. Biorąc pod uwagę i pamiętając wszystko, co papież Franciszek zrobił i robi dla Ukrainy, nie mamy wątpliwości co do jego wsparcia dla naszego narodu. Wyraża to poparcie nieustannie i głośno, nie pozwalając światu zapomnieć o cierpiącym narodzie ukraińskim. Jesteśmy przekonani, że takie nieporozumienia są spowodowane brakiem odpowiedniego dialogu między papieżem a Ukrainą, na poziomie kościelnym i dyplomatycznym”.
Ambicje agresora
Oświadczenie wydał również zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego abp Światosław Szewczuk. Napisał on, że słowa papieża przyjął ze smutkiem i zaniepokojeniem. „Zakładamy, że słowa Jego Świątobliwości zostały wypowiedziane spontanicznie, nie mając zamiaru oceny historycznej ani intencji wspierania imperialistycznych ambicji Rosji. Niemniej jednak podzielamy wielki smutek, jaki jego uwagi wzbudziły (…). Jednocześnie podzielamy wielkie rozczarowanie ukraińskiego społeczeństwa obywatelskiego po tych słowach. Słowa o „wielkiej Rosji Piotra I, Katarzyny II, tego imperium – wielkiego i oświeconego, kraju wielkiej kultury i wielkiego humanizmu” odnoszą się do najgorszego przykładu rosyjskiego imperializmu i skrajnego nacjonalizmu. Obawiamy się, że niektórzy zrozumieją te słowa jako zachętę do właśnie takiego nacjonalizmu i imperializmu, który jest prawdziwą przyczyną wojny na Ukrainie. Wojny, która każdego dnia przynosi śmierć i zniszczenie naszego ludu. (…) Jako Kościół chcemy zwrócić uwagę, że w kontekście agresji Rosji na Ukrainę, takie wyrażenia inspirują neokolonialne ambicje kraju agresora, zamiast potępiać i potępiać ten sposób «bycia Rosjaninem»”.
Ukrzyżować papieża
Na te oświadczenia Watykan nie mógł pozostać obojętny. Głos zabrał Matteo Bruni, dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej. W specjalnym komunikacie napisał, że z kontekstu wypowiedzi Franciszka wynika, iż zamierzał on zachęcić młodzież do promowania tego, co pozytywne w wielkim rosyjskim dziedzictwie kulturowym i duchowym, a nie do wychwalania imperialistycznej logiki i władców.
W obronie papieża stanął również ukraiński biskup Witalij Krywycki z Kijowa. Przyznał, że słowa Franciszka go zraniły, ale przypomniał, że papież wielokrotnie wspierał Ukrainę nieoczekiwanymi gestami. Pytał katolików, co dalej: czy są gotowi ukrzyżować papieża? I czy aby na pewno postępowali zgodnie z jego duchowymi radami wówczas, gdy cieszył się największym zaufaniem wśród religijnych przywódców?
Arcybiskup Paolo Pezzi z Moskwy przekonywał, że nikt w czasie wydarzenia w Petersburgu nie odczytywał słów papieża w kluczu imperializmu i chwalenia Rosji. Mówił, że chociaż rozumie niepokój wobec odniesień do cara Piotra, to „papież był absolutnie daleki od tego odniesienia. Powtarzam, nic takiego nie przyszło nam do głowy. (…) Powinniśmy pamiętać, że Chrystus przychodząc na ziemię, nie wybrał doskonałych ludzi, aby stworzyć doskonałe społeczeństwo, do którego nikt nie mógł wejść. Chrystus wybrał ludzi biednych, pełnych grzechów i dał im swoją obecność w historii. Ten skandal trwa. Chrystus nie potępił Cesarstwa Rzymskiego za jego najazdy. Chrystus „po prostu uczynił chrześcijaństwo”. Każda tradycja, każda epoka będzie oceniana na podstawie wzrostu człowieczeństwa, jaki będzie w stanie przekazać przyszłym pokoleniom. Moim zdaniem Ojciec Święty po prostu to stwierdził. Następnie chciał powtórzyć młodym ludziom ideę wyrażoną w Lizbonie: nie kultywujcie strachu, bądźcie przedsiębiorcami nadziei. Wasza własna tradycja będzie musiała coś na ten temat powiedzieć”.
Dyplomacja i Ewangelia
W jaki sposób skomentować można i same słowa papieża, i dyplomatyczną dyskusję wokół nich?
Wydaje się przede wszystkim, że być może stoimy na progu zupełnie nowego świata i nowego Kościoła, w którym sam Kościół przestanie odgrywać polityczną rolę na arenie międzynarodowej i stanie się rzeczywiście miejscem doświadczania Bożej obecności.
Owszem: dyplomacja i Ewangelia mogą iść czasem w parze i do takiej właśnie wizji Kościoła – dyplomaty przyzwyczajeni jesteśmy od kilku stuleci. Ten związek jednak nie wynika z Ewangelii i nie jest dla Kościoła konstytutywny. Dyplomacja i Ewangelia mają przed sobą cele szlachetne i prawdziwe, ale niekoniecznie tożsame. Celem dyplomacji jest budowanie świata doczesnego. Celem Ewangelii jest przede wszystkim prowadzenie do życia wiecznego. Jeśli od lokalnych polityków i małomiasteczkowych proboszczów od lat już domagamy się poszanowania rozdziału tych dwóch rzeczywistości i respektowania zakresu swoich kompetencji, dlaczego po papieżu – głowie Kościoła – nadal spodziewamy się, że będzie jednym z głównych graczy na politycznej scenie Europy i świata?
Półtora wieku temu upadło Państwo Kościelne. Era papieży-polityków trwała jednak nadal, między innymi dzięki roli, jaką wziął na siebie Jan Paweł II. Być może jednak czas odważnie pogodzić się z myślą, że kończy się właśnie ich epoka. Papież Franciszek, jeśli prześledzić historie jego podróży po świecie, nie jeździ tam, gdzie dyktowałby to polityczny interes. Jeździ na peryferie, które nic nie znaczą na arenie międzynarodowej. Jeździ tam, gdzie potrzeba Ewangelii i gdzie trzeba powiedzieć ludziom, że nawet zapomniani przez wielką politykę nadal są w sercu Kościoła.
Stare i nowe kryteria
Żyjemy być może w historycznym momencie, kiedy papieże zrzekają się roli wielkich światowych graczy politycznych. Przyzwyczajeni do starego świata, mamy do nich pretensje, nadal oczekując wsparcia, interwencji, zabiegów dyplomatycznych. Mówimy o autorytecie i obowiązku. Jednak czy naprawdę zarzutem wobec papieża ma być to, że głosi Ewangelię, zamiast lawirować między politycznymi interesami tego świata? Czy jesteśmy konsekwentni w naszym pragnieniu świeżego Kościoła, jeśli rozliczamy papieża kryteriami minionego świata, jeśli jego zupełnie nowy sposób działania próbujemy pojąć, posługując się starymi regułami? Papież Franciszek to nie jest Jan Paweł II. Nie doprowadzi do zawalenia się systemu komunistycznego. I nie zakończy wojny w Ukrainie. Nie tak papież widzi swoją rolę. Mówi o pokoju. I przygarnia wszystkich, jak Jezus. Mówienie tego w czasie wojny w kluczu dyplomatycznym jest lekkomyślnością. W kluczu ewangelicznym jest prorocką odwagą.
Ocalić Rosjan
Z perspektywy Ukrainy, Polski czy innych krajów, które doświadczyły wielkomocarstwowych zapędów Rosji, trudno jest przyjąć słowa papieża na temat cara Piotra czy carycy Katarzyny. Papież jednak nie patrzy „z perspektywy Polski” i nie mówi do „Rosji”. Nie mówi jako polityk do narodu. Mówi jak prorok i apostoł do pojedynczego człowieka. W Petersburgu mówił do kilkuset młodych katolików, którzy nie noszą na sobie osobistej winy za wojnę, którzy nawet nie głosowali w wyborach, doprowadzając Putina do władzy. Ich jedyną „winą” jest to, w jakim kraju się urodzili. Nie mogą się tego wyrzec – bycie Rosjanami będzie definiowało ich zawsze. Najważniejsze pytanie zatem, jakie można tu postawić brzmi: co dla nich będzie znaczyło „być Rosjaninem”.
Czy będzie oznaczało życie we wstydzie i upokorzeniu przed światem? Taką narrację przyjęto wobec Niemiec po pierwszej wojnie światowej: mieli się wstydzić. Upokorzenie jednak w naturalny sposób zrodziło frustrację i gniew, a gniew wybuchł kilkadziesiąt lat później w najstraszliwszej wojnie XX wieku. Rozwiązaniem nie jest zatem upokorzenie młodych, nie jest ich odrzucenie i ukaranie za winy, które popełnia „Rosja”. Jeśli młodzi w Rosji nie zostaną ocaleni, jeśli pozwoli im się tkwić w poczuciu odrzucenia i bycia gorszymi, ta wojna nigdy się nie skończy i będzie wybuchała wciąż od nowa w każdym kolejnym pokoleniu.
Świat po wojnie
Papież myśli i buduje świat nie tu i teraz. Buduje świat „po wojnie”. Mówi młodym o pokoju. Mówi o poczuciu tożsamości i zdrowiej dumie z tego, co jest dobre i piękne. Chce, żeby swoją siłę dostrzegali w kulturze i w korzeniach, a nie w armii i czołgach. Tak: używa przykładów, które politycznie są mocno nieudolne i zupełnie niepotrzebnie odwracają uwagę od sensu. My również, zarażeni od pokoleń niechęcią do Rosji i strachem, łatwo pozwalamy, by nasza uwaga została odwrócona. Jednak i my jako chrześcijanie stajemy przed tym samym dylematem: czy pierwsza jest dla nas polityka, czy pierwsza jest Ewangelia. Dyplomacja jasno dzieli świat i nawet podanie ręki może w niej być skandalem. Ewangelia każe stać po stronie najsłabszych i skrzywdzonych, ale nawet najgorszym daje nadzieję na nawrócenie. I to również dla świata jest skandal.
---
O tym, jak od wieków kultura rosyjska pociągała Zachód, a w zasadzie cały świat, pisze też na str. 48, w artykule „Imperium wyobraźni”, Szymon Bojdo.