Logo Przewdonik Katolicki

Terapia dla każdego?

Angelika Szelągowska-Mironiuk
fot. Pexels

Język psychologii i psychoterapii jest w większym niż przed dekadami stopniu obecny w mediach. Jednak wbrew alarmistycznym głosom sceptyków kultury terapeutycznej wciąż daleko nam do świata, w którym „każdy chodzi na terapię” – lub choćby takiego, w którym każdy potrzebujący otrzymuje adekwatną pomoc.

Pojęcie kultury terapeutycznej jest dość trudne do jednoznacznego zdefiniowania. W licznych opracowaniach można znaleźć jednak informację, że termin ten od kilku dekad opisuje się jako implikacje rosnącego znaczenia psychologii i psychoanalizy w zachodnich społeczeństwach, co powoduje przenikanie stylów myślenia, postrzegania i opisywania rzeczywistości właściwych psychoterapii do innych dziedzin życia. Niektórzy badacze – jak na przykład Eva Illuoz – uważają, że kultura terapeutyczna tworzy matryce, które dostarczają członkom społeczeństw instrumentów do rozumienia otaczającego ich świata w sposób charakterystyczny dla psychologii. Innymi słowy – choć oczywiście będzie to pewnego rodzaju trywializacja tego zagadnienia – osoby posługujące się określeniem „kultura terapeutyczna” uważają, że to psychoterapeuci i psychoanalitycy „objaśniają nam dziś świat”, a mieszkańcy krajów Zachodu w znaczącym stopniu „psychologizują” rzeczywistość, w której żyją. Niektórzy obserwatorzy zjawiska uważają, że kultura terapeutyczna zachęca jednostki do zapanowania nad swoim życiem, a także umożliwia harmonijne jego przeżywanie dzięki łączeniu doświadczeń z przeszłości z obecnymi. Krytycy natomiast artykułują obawy, że ten rodzaj kultury prowadzi do nadmiernej medykalizacji emocji oraz sprawia, że ludzie z „byle problemami” biegają do psychoterapeutów.

Psychologiczne mity i pseudodiagnozy
Rzeczywiście trudno byłoby zaprzeczać temu, że język psychologii – zwłaszcza niektóre charakterystyczne dla niego pojęcia – funkcjonuje w przestrzeni publicznej. Słów „wyparcie”, „osobowość” czy „trauma” używamy z niemal taką samą naturalnością, jak określeń odnoszących się do rzeczywistości fizycznej. W programach interwencyjnych czy typu talk-show niemal „standardowo” obecni są psychologowie lub psychoterapeuci, a w artykułach na różnych portalach (również plotkarskich) wypowiadają się coachowie i terapeuci. Nawet w nowej odsłonie telewizyjnego show „Jestem jaki jestem” o życiu Michała Wiśniewskiego obecny jest wątek terapeutyczny – kamera towarzyszy gwiazdorowi i jego żonie podczas… sesji terapii par (ocena etyczna takiego działania jest z mojego punktu widzenia jednoznacznie negatywna). Uczęszczanie na terapię i czytanie książek o tematyce zdrowia psychicznego przestaje być czymś „egzotycznym” – a elementy języka, którym w pracy z pacjentami posługują się terapeuci, dają się słyszeć także w rozmowach bardzo młodych osób. Jak można się spodziewać, „psychologizacja” przestrzeni publicznej ma również mroczne strony: najbardziej popularnymi specjalistami zostają niekiedy nie skrupulatnie przestrzegający zasad etyki zawodowej terapeuci, ale psycholodzy z telewizyjną charyzmą, którzy potrafią dramatycznie wypowiadać się (i odpowiednio wyglądać) przed kamerami. Z kolei bogata oferta książek zawierających „przepisy na udane życie” zawiera nie tylko pozycje konsultowane merytorycznie przez osoby z właściwym wykształceniem, ale także utwory, które wprawdzie posługują się językiem psychologicznym (lub poppsychologicznym), lecz zawierają nieprawdziwe informacje i parapsychologiczne mity. Niezwykle niebezpiecznym zjawiskiem jest również to, że na podstawie wątpliwej jakości książek oraz instagramowych wpisów psychologów i samozwańczych specjalistów niektórzy odbiorcy próbują dokonywać samodiagnozy. Czasami diagnoza ta obejmuje stwierdzenie „niegroźne”, np. ktoś zaczyna nazywać siebie introwertykiem. Zdarzają się jednak również dramatyczne w skutkach „diagnozy”, kiedy to ktoś, uwierzywszy zanadto w moc swojej psychiki, postanawia odstawić niezbędne leki – zwykle wtedy okazuje się, że potężna podświadomość nie jest jednak w stanie samodzielnie zwalczyć toczącej organizm choroby. Upowszechnianiu psychoterapii przypisuje się niekiedy także zjawisko prywatyzacji cierpienia – zdaniem sceptyków kultury terapeutycznej współczesna jednostka jest skłonna szukać przyczyn swojego cierpienia bardziej w sobie i na przykład relacjach z własnymi rodzicami niż w destrukcyjnych układach społeczno-politycznych i systemowej patologii.

Zdrowie psychiczne jako przywilej
Jednak wizja świata, w którym wszyscy ludzie mają wgląd w swoje emocje, są świadomi wpływu swoich wczesnych doświadczeń rodzinnych na obecne życie i w którym leczenie psychiki jest zupełnie znormalizowane, jak na razie przynależy do świata fantazji, a nie realności. Owszem, elementy kultury terapeutycznej są obecne w polskiej rzeczywistości – ale zdobycze psychologii są dostępne głównie dla przedstawicieli klasy średniej i wyższej. Ludzie o niższym statusie socjoekonomicznym mają mniej czasu, by słuchać psychologicznych podcastów (jesteśmy jednym z najbardziej zapracowanych społeczeństw Europy) i mniej pieniędzy na zakup psychologicznych książek. Przeglądanie psychologicznego instagrama może mieć posmak uczestnictwa w kulturze terapeutycznej – jednak nie zmienia to faktu, że profesjonalna psychoterapia dla osób gorzej sytuowanych bywa trudno dostępna. W Polsce istnieje ogromny rozdźwięk między potrzebami w zakresie dostępu do specjalistów w zakresie zdrowia psychicznego a liczbą specjalistów, poradni i miejsc na oddziałach psychiatrycznych. Alternatywą dla przeciążonego systemu publicznego są gabinety prywatne – jednak jest to opcja, z której skorzystać mogą stosunkowo nieliczne osoby w potrzebie. Finanse nie są rzecz jasna jedyną barierą, która oddziela część osób z dolegliwościami psychologicznymi od sięgnięcia po pomoc: psychologiczne słownictwo obecne w telewizyjnych programach nie „wypleniło” ze społeczeństwa dyskryminacji osób z chorobami czy zaburzeniami psychicznymi. Wielu Polaków wciąż odczuwa wstyd, gdy myśli o udaniu się do psychiatry czy terapeuty – bywa, że to uczucie powstrzymuje osoby potrzebujące przed zadbaniem o swoje zdrowie. Szczególnie dramatycznymi sytuacjami są te, gdy z problemami psychicznymi zmaga się osoba niepełnoletnia – ale jej własna rodzina robi wszystko, by dziecko… nie zgłosiło się po pomoc, bo wiązałoby się to z ujawnieniem rodzinnego sekretu (np. że w rodzinie obecna jest przemoc). Zauważenie dramatu dziecka wciąż bywa bardzo trudne dla szkolnych pedagogów czy nauczycieli, których po prostu często nikt tego nie uczy. Kultura terapeutyczna – gdyby rzeczywiście przyjęła się w Polsce – mogłaby wpłynąć pozytywnie na zdrowie Polaków (chociażby poprzez zmniejszenie liczby samobójstw) – tak samo, jak „moda” na wykonywanie regularnych badań krwi może wpłynąć na zdrowie fizyczne populacji. Problem polega jednak na tym, że pomiędzy słuchaniem psychologicznych audycji czy audiobooków a rzeczywistym powszechnym korzystaniem z pomocy istnieje kluczowa różnica: to pierwsze jest dużo łatwiej dostępne również dla osób mniej uprzywilejowanych. Freud już w 1919 r. pisał: „W obliczu nadmiaru nerwicowego nieszczęścia na całym świecie (…) to, które jesteśmy w stanie usunąć, jest prawie nieistotne. Poza tym, nasze warunki życiowe ograniczają naszą pracę do dobrze sytuowanych klas wyższych (…) Dla szerszych warstw społecznych, które w najwyższym stopniu cierpią na nerwice, nie robimy tymczasem niczego”.
I choć niektóre myśli Freuda weszły na stałe do społecznego dyskursu, a od „wynalezienia” psychoterapii minęło już ponad stulecie, to smutna konstatacja o nierównym dostępie do pomocy psychologicznej trafnie opisuje również dzisiejszą (pozornie nasyconą psychologicznym językiem) rzeczywistość.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki