Logo Przewdonik Katolicki

Z sanktuarium trzeba odejść

Monika Białkowska
fot. Andrea Pistolesi/Getty Images

Ta rozmowa od pierwszych słów zdaje się wywracać do góry nogami wszystko, co wiemy. Czy wyobrażamy sobie, żeby jeden z ważnych biskupów na pytanie, czy jasnogórskie sanktuarium jest centrum naszego polskiego katolicyzmu, odpowiadał, że nie? I że takim centrum wcale być nie powinno?

Przy okazji Światowych Dni Młodzieży bp Ornelas Carvalho, który jest ordynariuszem Leiria-Fatima, a jednocześnie przewodniczącym Konferencji Episkopatu Portugalii, udzielił wywiadu Katolickiej Agencji Informacyjnej. Pytany w niej, czy Fatima jest rzeczywiście centrum tamtejszego katolicyzmu, odpowiadał: „Mówienie o sanktuarium w Fatimie jako centrum nie jest słuszne, bo życie Kościoła toczy się tam, gdzie ludzie żyją na co dzień, czyli w parafii. Nie byłoby dobrze, wręcz byłoby bardzo źle, gdyby Fatima stała się centrum czyjegoś życia. Stanowi ona jeden z ośrodków życia Kościoła, ale wiarą żyje się tam, gdzie się jest”.

Co będą tam robić?
Biskup Carvalho precyzuje dalej swoją wypowiedź, tłumacząc, że misja parafii i misja sanktuarium bardzo się od siebie różnią. „Parafia organizuje życie wiernych. Natomiast do sanktuarium pielgrzym przychodzi i odchodzi. Spełnia ono swoje zadanie i swoją misję, jeśli tym, którzy przybywają, pozwoli uświadomić sobie tajemnicę Boga we własnym życiu, a następnie wyśle ich z powrotem do wspólnoty parafialnej i do świata. Temu służy sanktuarium”.
Ordynariusz Fatimy z zachwytem mówi o tamtejszych objawieniach i o świadectwie dzieci. Ale mówi również coś, co na pierwszy rzut oka wydaje się niezrozumiałe, wręcz obrazoburcze. „W Fatimie mamy niecodzienną koncentrację księży. Nie podoba mi się ta sytuacja”. Co może być złego w tym, że księża tak lgną do miejsca objawień? Biskup wyjaśnia dalej. „Kolejne zgromadzenia zakonne chcą mieć swoje domy w pobliżu sanktuarium. Ciekawe, co będą tam robić? Jaka będzie ich misja? Bo jest tam już ponad sześciuset braci i sióstr zakonnych. A jednocześnie na całym świecie brakuje misjonarzy i księży w parafiach. Jest czymś szkodliwym, gdy sanktuarium staje się przedmiotem adoracji, a nie miejscem, w którym szuka się sensu życia. Interesuje mnie takie sanktuarium, do którego ludzie przychodzą jako pielgrzymi, a później wracają do swojego życia, do parafii”.

Wyruszają i wracają
Czy rzeczywiście jest to obrazoburcze? Być może odwraca nieco naszą potoczną logikę myślenia choćby o sanktuarium jasnogórskim jako o „sercu narodu polskiego”, „sercu naszej wiary”. Jednak taka właśnie jest właściwa rola sanktuariów: żeby nie zatrzymywać ludzi przy sobie, ale żeby ich karmić, dawać siłę – i rozsyłać, posyłać ich w świat.
Sanktuaria, czyli święte przestrzenie (sancta area) istnieją we wszystkich religiach świata we wszystkich czasach. Znane były w judaizmie, istnieją w islamie, buddyzmie, istnieją również oczywiście i w chrześcijaństwie. Zawsze też ich istnienie wiąże się z pielgrzymowaniem: są to miejsca nie tyle szczególne same w sobie, przeznaczone jedynie dla wybranych, ile miejsca, do których ludzie nieraz bardzo tłumnie wyruszają i z których wracają.

Od Abrahama
W świecie Starego Testamentu święte miejsca były „kodesz”, czyli „oddzielone”, zupełnie inne od tego wszystkiego, co jest ludzkie, co znajduje się w sferze profanum, i przeznaczone na spotkanie z Bogiem. Najstarsze takie sanktuaria istniały jeszcze w czasach patriarchów. Było to Sychem z dębem More, gdzie Abraham zatrzymał się na postój, gdzie przeżył swoje pierwsze spotkanie z Bogiem i gdzie zbudował ołtarz. Później w tym samym miejscu Jozue zakopał figurki pogańskich bożków na znak, że porzuca wszystkie pogańskie praktyki. W tym samym miejscu pochowany został Józef, syn Jakuba, którego bracia niegdyś sprzedali do Egiptu.
Sanktuarium było również Betel – miejsce, w którym Jakub śnić miał swój sen o drabinie sięgającej nieba i gdzie wcześniej Abraham postawił drugi ołtarz, gdy otrzymał od Boga obietnice.
Sanktuarium był Hebron (Mamre), gdzie Abraham się osiedlił i gdzie zostali pochowani trzej patriarchowie: Abraham, Izaak i Jakub. To właśnie w tym miejscu Abraham miał przyjąć gości, trzech mężczyzn, którzy byli dla niego znakiem Jahwe.  
Sanktuarium było wreszcie Beer-Szeba przy studni wykopanej przez Abrahama, gdzie później Bóg objawiał się również Izaakowi i Jakubowi.
Te sanktuaria z czasem traciły na znaczeniu: między innymi dlatego, że pojawiła się Arka Przymierza.

Świątynia
Kiedy Izrael wyszedł z Egiptu i Mojżesz otrzymał od Boga Prawo w Dekalogu, zbudowano wtedy pierwszą, przenośną jeszcze świątynię, Namiot, który ustawiano na pustyni tam, gdzie akurat był lud. W Starym Testamencie zachował się szczegółowy opis tego miejsca, łącznie z materiałami, z jakich był złożony. We wnętrzu Namiotu znajdowała się wydzielona przestrzeń, Święte Świętych, w którym umieszczona była Arka Przymierza z tablicami Dekalogu. To właśnie tam przebywał Bóg i tam specjalnie wyznaczeni kapłani składali Mu ofiary.
Najważniejszym stałym sanktuarium judaizmu była zbudowana przez Salomona Świątynia w Jerozolimie, na wzgórzu Moria, a w niej miejsce, w którym po wędrówce przez pustynię ostatecznie umieszczone zostały kamienne tablice Dekalogu. Do tego miejsca zobowiązany był pielgrzymować raz w roku każdy mężczyzna żydowski, żeby złożyć tam ofiarę Bogu w Paschę, Święto Tygodni lub Święto Namiotów. Wokół tego sanktuarium rozwijać się zaczął urząd kapłański: pieczę nad Świątynią powierzono pokoleniu Lewiego. Miejsce to było dla Żydów potwierdzeniem ich wybrania, znakiem szczególnego przymierza z Bogiem.

Nowa Świątynia
Tego sposobu myślenia w naturalny sposób nie mogli przejąć chrześcijanie. Choć uczniowie Jezusa pielgrzymowali jeszcze do Świątyni i składali w niej ofiary (byli wszak pobożnymi Żydami), to sanktuarium zmieniło dla nich znaczenie w momencie Jego śmierci, kiedy rozdarła się zasłona przybytku. Po zmartwychwstaniu nadal chodzili jeszcze do Świątyni, godząc to ze sprawowaną w każdą niedzielę Eucharystią, ale wiedzieli już i głosili, że ważniejsza od Świątyni wzniesionej ludzkimi rękoma jest świątynia Ducha. Dla chrześcijan to Jezus stał się Nową Świątynią. Bóg nie był już niewidzialny i obecny wyłącznie w Świętym Świętych: to Jezus jest sanktuarium Boga i przybytkiem Ducha Świętego.
Określenia „sanktuarium” chrześcijanie używali od samego początku, jednak oznaczało ono dla nich coś innego, niż znaczy dziś. „Sanktuarium” były relikwie świętych i męczenników, ale też relikwie w bardzo szerokim tego słowa znaczeniu: same relikwiarze, płótna, które dotykały ciał świętych, a nawet ich groby. „Sanktuarium”, a więc świętą przestrzenią, były również prezbiteria, cmentarze, zakrystie, a nawet całe majątki i ziemie należące do Kościoła. Taka sytuacja trwała dość długo, bo aż do XII wieku.

Piąta Ewangelia
To, że nie używano nazwy, nie znaczy, że pierwsi chrześcijanie nie pielgrzymowali do miejsc dla nich szczególnych. Takimi miejscami z pewnością na pierwszym miejscu były te związane z życiem Jezusa. Do IV wieku takie podróże były bardziej turystyczno-badawcze niż duchowe. Zachowały się zapisy potwierdzające takie wyprawy Melitona z Sardes czy biskupa Aleksandra z 213 roku. Do Ziemi Świętej pielgrzymował również Orygenes.
Duchowego wymiaru owe podróże nabrały po 313 roku, po ogłoszeniu edyktu mediolańskiego. Z jednej strony matka cesarza Konstantyna, św. Helena, podjęła prace archeologiczne, mające na celu odnalezienie pamiątek po życiu i męce Jezusa. Z drugiej strony sami chrześcijanie, nie musząc się już ze swoją wiarą ukrywać, zaczęli odzyskiwać miejsca związane z Jezusem i budować tam swoje świątynie. Najważniejszym z takich miejsc była przede wszystkim Golgota i grób Jezusa. W 335 roku poświęcono pierwszą zbudowaną przez Konstantyna bazylikę Grobu Świętego. Mniej więcej w tym samym czasie św. Helena doprowadziła do odnalezienia relikwii Krzyża Świętego. Trudno się dziwić, że były to impulsy do tego, by rozwinął się chrześcijański ruch pielgrzymkowy do nowych sanktuariów: tym razem już związany z duchowym pragnieniem naśladowania Jezusa. Jak było to ważne, świadczyć może choćby fakt, że św. Hieronim nazwał Ziemię Świętą „piątą Ewangelią”.
Nie tylko śladami Jezusa wędrowali chrześcijanie. W Efezie powstało miejsce, w którym szczególnie czczona była Maryja. Również w innych miejscach przechowywano pamiątki po Niej albo Jej wizerunki. Część z tych pamiątek zachowała się do dziś: w Prato przechowywany jest Jej pasek, a w Rzymie relikwie żłóbka. Sanktuaria maryjne rozpropagowane zostały mocno przez działalność zakonów franciszkanów i dominikanów.

Co na to prawo
Dziś kwestia sanktuariów regulowana jest przez Kodeks prawa kanonicznego z 1983 roku, który jako pierwszy o nich wspomina – we wcześniejszym, z 1917 roku, nie było jeszcze o tym mowy. Według KPK „przez sanktuarium rozumie się kościół lub inne miejsce święte, do którego – za aprobatą ordynariusza miejsca – pielgrzymują liczni wierni z powodu szczególnej pobożności”. Żeby sanktuarium mogło nazywać się narodowym, musi być na to zgoda miejscowej Konferencji Episkopatu. Żeby mogło nazywać się międzynarodowym, potrzebna jest aprobata Stolicy Apostolskiej. Sanktuaria nie powstają zatem spontanicznie i nie wystarcza do tego wola czy pobożność ludu, choć ona stoi zwykle u początków. Konieczna jest tu także pieczęć Kościoła. Ostrożnie zatem należy szafować nazwą „sanktuarium”, jeśli dotyczy to lokalnych miejsc kultu, bez oficjalnego uznania ze strony biskupów. Każde sanktuarium musi mieć również swoje statuty, określające jego cel, określające władzę jego rektora, prawa własności i sposób zarządzania majątkiem. Niektóre sanktuaria mogą również otrzymać przywileje, służące dobru napływających do nich pielgrzymów. Taki przywilej może oznaczać wyłączenie sanktuarium spod władzy miejscowego biskupa i podporządkowanie go bezpośrednio Stolicy Apostolskiej, ale może też nim być zgoda na sprawowanie czynności liturgicznych, zarezerwowanych dla kościołów parafialnych.

Karmić, nie zatrzymywać
Warto jednak wrócić raz jeszcze do definicji sanktuarium zawartej w KPK. To miejsce, do którego się pielgrzymuje – a nie miejsce codziennego życia i stałej formacji, nie miejsce, w którym można uwić sobie wygodne gniazdko i poczuć się bezpiecznie. Z sanktuarium trzeba wyjść, żeby dawać świadectwo o tym, czego się doświadczyło. I to właśnie owo „wyjście” jest dla sanktuarium równie ważne i konstytuujące, jak pielgrzymowanie do niego.
Wypowiedź bp. Ornelasa Carvalho w żaden sposób nie burzy zatem chrześcijańskiej wizji sanktuarium. Jest raczej przypomnieniem, jaką funkcję pełnią sanktuaria w naszej duchowości. Są po to, żeby było gdzie świętować, karmić się nadzieją, ożywiać wiarę – nie są jednak po to, by zatrzymywać przy sobie samych. Zawsze wskazują na rzeczywistość większą od siebie, na Boga. Jeśli dobrze spełnią swoją rolę, to ludzie do nich pielgrzymujący odchodzić będą z nich przemienieni – żeby przemieniać wiarą świat, w którym żyją na co dzień. Bo „wiarą żyje się tam, gdzie się jest”. Nie tylko w sanktuarium.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki