Logo Przewdonik Katolicki

Nosiciele i towarzysze

Szymon Bojdo
Krajobraz ze św. Krzysztofem, Patinir Joachims, ok. 1524 r. Obraz znaleziony w zbiorach Monasterio de El Escorial | fot. Wikimedia

Są opiekunami w drodze, dyskretnie spozierają ze świętych obrazków i medalików. Mówią też wiele o naszej kulturze jazdy i kulturze podróżowania.

25 lipca wypada w tym roku we wtorek, więc pewnie w niedzielę 23 lipca (rzadziej w następną, 30 lipca) okolice kościołów pełne będą pojazdów. Właściciele ruszą pod świątynie, by pobłogosławić ich środek transportu, mówiąc kolokwialnie „poświęcić”, choć wszak ani samochód nie ma osobistej drogi do świętości, bo nie jest obdarzony nieśmiertelną duszą, ani nie słyszałem o przypadkach, by ktoś poświęcił swój pojazd i oddał go w tych dniach Kościołowi.

Wsparcie dla potrzebujących
Owszem, w tym czasie wszyscy, jak jedna rodzina, jakby składamy się na auto dla tych spośród naszych krewnych, którzy z wielką trudnością mogliby dorobić się swoich czterech kółek, a są im one niezbędne do pracy i życia. Od 23 do 30 lipca będzie trwał w Kościele katolickim 24. Ogólnopolski Tydzień św. Krzysztofa. Obchodom towarzyszyć będzie zbiórka pieniędzy na środki transportu dla misjonarzy. Stało się to już tradycją w te lipcowe dni. Kto choć trochę interesuje się misjami, wie, że kwestia transportu jest kluczowa dla duszpasterstwa, dla pomocy humanitarnej, czasami dla przeżycia, gdy trzeba zakupić podstawowe produkty w oddalonej miejscowości.
W Polsce najpopularniejszą organizacją oferującą taką pomoc misjonarzom jest MIVA (Mission Vehicle Association) – stowarzyszenie działające na rzecz misyjnych środków transportu. Organizacje takie istnieją w wielu krajach, wspierają się i uzupełniają w pracy na rzecz pozyskiwania środków transportu dla misjonarzy na całym świecie. Pomoc ta może być wyrażona w konkretnych liczbach. W 2022 r., dzięki zebranym ofiarom, MIVA Polska zrealizowała 88 projektów na zakup 844 różnych pojazdów w 28 krajach świata, najwięcej w krajach Afryki i Ameryki Łacińskiej: 41 samochodów, w tym 3 busy i jeden ambulans do misyjnego szpitala w Kamerunie; 42 motocykle (23 – do posługi misjonarzy i 19 – do posługi katechistów misyjnych); jeden quad, jedna łódź motorowa i jeden moto-furgon medyczny. Katechiści współpracujący z polskimi misjonarzami i misjonarkami otrzymali 310 rowerów, a dla niepełnoprawnych na misjach przekazano 447 wózków inwalidzkich. Kwota pomocy wyniosła łącznie ponad 3,7 mln zł. Wybudowano nawet… barkę – mobilną przychodnię. Barka „Serce z Polski” będzie pływać po rzekach dżungli amazońskiej w Peru i będzie docierać do ponad 110 wiosek, w których mieszka 24 tys. Indian pozbawionych na co dzień opieki medycznej. Jednorazowo opiekę na niej otrzyma 20 pacjentów.
To wszystko z inspiracji św. Krzysztofem, który tak bardzo kojarzy się z błogosławieństwem podróży, że właśnie w końcówce lipca zwraca się uwagę nie tylko na piękno wehikułów, ale też na bezpieczeństwo ich używania. To czas, w którym można szczególnie zwrócić uwagę nie tyle na same samochody, ile też na to, jak je użytkujemy.
Znamienne jest, że akcje charytatywne oparte na pasji do samochodów są coraz bardziej wymyślne. To już nie tylko zawody na profesjonalnych torach wyścigowych. Całą Europę obiegła ostatnio wiadomość o wyścigu do Monte Carlo… Fiatów 126p! Wśród uczestników byli legendarni polscy kierowcy rajdowi Sobiesław Zasada i Longin Bielak, razem mający 190 lat, ale też Rafał Sonik i Kajetan Kajetanowicz, wraz z nimi podróżowało w sumie 35 załóg, również jadących „kaszlakami”. 4 tys. kilometrów w polskim cudzie technologicznym na włoskiej licencji służyło zebraniu pieniędzy dla dzieci poszkodowanych w wypadkach drogowych. Start wyścigu odbył się w Bielsku-Białej, a więc w miejscu, gdzie powstawały nasze maluchy, metą było Monte Carlo, ale tak naprawdę milion złotych uzyskanego wsparcia.

Na barkach giganta
O ludziach tak wspaniale pomagającym innym mówi się często „giganci”. Łączy się to symbolicznie z patronem kierowców i wszelkich drogowych przedsięwzięć – św. Krzysztofem. Miał on bowiem być olbrzymem, o wzroście ponad 4 metrów, co oczywiście nie zostało w żaden sposób udokumentowane, tak jak i cały żywot męczennika z Azji Mniejszej. Miał zginąć w czasie prześladowań za panowania Trajana. Można zadać sobie wiele pytań – między innymi to najważniejsze: po co Kościół oddaje cześć komuś legendarnemu, kto właściwie nie istniał? Przypomina się casus Świętego Mikołaja, choć jego istnienie jest bardziej udokumentowane. Po Krzysztofie pozostało nam tylko imię, skądinąd piękne, którego znaczenie wywodzimy z języka greckiego: christophoros – „niosący Chrystusa”.
Otóż nie będzie to wykładnia teologiczna, ale kulturowa – każda społeczność potrzebuje swego rodzaju opiekunów, kogoś, kto będzie większy od ich codzienności, kto będzie towarzyszył i wspierał ich w czasach ucisku i chronił przed ewentualnym złem. Chrześcijaństwo figurę pozaziemskiego opiekuna przejęło, jak to bywa często, z innych systemów religijnych, pod postacią Czternastu Świętych Wspomożycieli. W tym gronie znajduje się właśnie Krzysztof, który z racji swojego imienia został utrwalony w legendzie i ikonografii jako silny mężczyzna trzymający dzieciątko Jezus na swoich ramionach. Ale nie tylko Chrystus przeszedł bezpiecznie na jego barkach – ze względu na wzrost i siłę miał on przez rzekę przenosić pielgrzymów. Wedle średniowiecznej legendy święty zapadł się w dno rzeki pod ciężarem Dziecka. Wtedy Ono rzekło: „Dźwigasz cały świat, gdyż ja jestem ten, któremu służysz, pomagając innym”.
Jest jeszcze inny wizerunek św. Krzysztofa, bardziej rozpowszechniony na Wschodzie. We wschodnich ikonach – greckich czy bułgarskich – święty przedstawiany jest jako rycerz o psiej głowie (takie przedstawienie określa się słowem „Cynocefal”), trzymający w jednej dłoni włócznię, a w drugiej tarczę lub krzyż. Wyobrażenie to związane było z legendą o chłopcu, nazwanym przez rodziców imieniem Reprobus (łac. reprobus – niegodny, odrażający) z powodu nie tylko olbrzymiego wzrostu i siły, ale również niekształtnej głowy, przypominającej psi łeb. Męczeńską śmiercią miał przebłagać Boga, by dał mu duszę. To ciekawe, bo inny ze świętych towarzyszy podróży – św. Roch – przedstawiany był w ikonografii z psem, zwierzę to odnosi  się wszakże do obrony przed niebezpieczeństwem, jak i wierności, lojalności, która tak bardzo jest nam przecież potrzebna w życiowej drodze.
A św. Krzysztof, istniał czy nie, ma uprzywilejowane miejsce w naszej duchowej wyobraźni, tak ujął to nasz ksiądz poeta Jan Twardowski: „Nosili małego Jezusa na rękach/ różni święci, Matka Boża wzruszona/ Ty jeden – na ramionach”.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki