Logo Przewdonik Katolicki

Kultura na świecko

Elżbieta Wiater
fot. Unsplash

Dla większości populacji uniwersyteckie dywagacje, szczególnie w naukach społecznych i humanistycznych, wydają się dzieleniem włosa na czworo, mając się nijak do twardej codzienności.

Jednak to właśnie idee zrodzone na uniwersytetach stały chociażby za rzezią II wojny światowej (m.in. eugenika). Ich znaczenie wynika z tego, że przekładają się na kulturę, a ta kształtuje nasz sposób widzenia świata.
Oczywiście ten mechanizm działa też w drugą stronę – nasz sposób postrzegania świata rodzi określoną kulturę. To jednak wymaga wysiłku świadomego budowania wewnętrznego świata, refleksji nad treściami, które przyjmuję, często samodzielnego ich poszukiwania i wiedzy na temat tego, jak rozpoznać manipulację. Jesteśmy jednym z narodów, który mimo że próbowano mu odebrać tożsamość, nie dość, że jej nie utracił, to jeszcze ją wzmocnił, więc może się wydawać, że jesteśmy odporni na socjotechniczną obróbkę, a zdolność do tego, byśmy raczej kształtowali, kulturę niż byli przez nią kształtowani, mamy w genach. Jednak każdy genetyk wam powie, że posiadanie czegoś na genetycznym wyposażeniu nie oznacza jeszcze, że do ekspresji tych genów dojdzie. Istotną rolę odgrywa też wpływ środowiska.
Ten przydługi wstęp ma na celu wskazanie, dlaczego ojcowie soborowi w Konstytucji duszpasterskiej o Kościele Gaudium et spes wiele miejsca poświęcili rodzinie oraz kulturze, w tym temu, w jaki sposób katolicy mają się w nią angażować i do niej podchodzić. Rozumieją ją bardzo szeroko: „Wszystko, za pomocą czego człowiek doskonali i rozwija różnorakie dary ducha i ciała, usiłuje dzięki poznaniu i pracy podporządkować swojej władzy świat, zaś przez postęp obyczajów i różnych instytucji czyni bardziej ludzkim życie społeczne zarówno w rodzinie, jak i całej społeczności obywatelskiej, a na przestrzeni dziejów wyraża, przekazuje i zachowuje w swoich dziełach wielkie doświadczenia duchowe i pragnienia po to, by służyły rozwojowi wielu, a nawet całego rodzaju ludzkiego” (GS 53). To długa definicja i bardzo gęsta od znaczeń, jednak dwa elementy dominują: kultura to fenomen służący rozwojowi zarówno poszczególnych osób, jak i tworzonych przez nich społeczności, i zjawisko to ma charakter historyczny, w domyśle: narasta wraz z upływem czasu.

Czym jest rozwój
Jeśli chodzi o rolę świeckich, szczególnie ważna jest pierwsza z tych cech. Do tego jednak, by dobrze ją zrozumieć, trzeba nam określić, co to znaczy „rozwój”. Pewne światło na to daje pięć trudności, które wymienia dokument. Po pierwsze, we współczesnym świecie kontakty kulturalne są coraz częstsze, co niesie ze sobą wzajemne wpływanie na siebie kultur, często kończące się dominacją silniejszej i zanikiem słabszej, co przez ojców soborowych jest postrzegane jako zagrożenie. Tym samym rezygnacja z „mądrości przodków” i utrata przez daną społeczność jej unikalnego charakteru nie jest rozwojem, nawet jeśli oznacza skok cywilizacyjny. Po drugie, w imię postępu nauk i technologii może dojść do rezygnacji z pogłębiania sfery duchowej i filozoficznej danej społeczności, co też nie mieści się w pojęciu rozwoju. Po trzecie, postępująca specjalizacja nauk stoi w sprzeczności z potrzebą ich syntezy, która pozwala na uzyskanie pełniejszego obrazu rzeczywistości. Ponadto dążenie do skupienia się na wąskiej działce badawczej sprawia, że gubi się zdolność do bezinteresownej kontemplacji, która prowadzi do mądrości, a więc czegoś więcej niż wiedza na wybrany temat. Czwarte pytanie ma spory ciężar gatunkowy – ojcowie dostrzegali, że rozziew między kulturą dostępną dla przeciętnego człowieka a tą, w której żyją wykształcone elity, staje się coraz większy. Rozwojem nie jest więc ucieczka wąskiej grupki „koneserów” w elitarny światek wysmakowanych doświadczeń, ale wspólne wzrastanie. Wreszcie piąte pytanie dotyczy tego, czy uznanie kultury za całkowicie autonomiczną wobec norm etycznych i duchowych jest słuszne? Z dzisiejszej perspektywy możemy powiedzieć, że ta ucieczka od zasad owocuje coraz większym wyjałowieniem sztuki i spadkiem znaczenia tytułów naukowych. Bronią się jeszcze nauki dawniej nazywane doświadczalnymi oraz technologia, ponieważ w jej przypadku wszelkie zaniedbania przekładają się na straty ekonomiczne, jednak ucieczka od zasad okazała się biegiem w próżnię.
Podsumowując: o rozwoju mówimy tam, gdzie szanuje się zastane tradycje i istniejące społeczności, możliwy jest postęp duchowy i myśli ludzkiej, pozostawiona zostaje przestrzeń na kontemplację i zachwyt, dzięki którym rodzi się mądrość, dba się o równy dostęp do dóbr kulturalnych a ci, którzy lepiej się orientują w tych sferach, dzielą się swoją wiedzą i uczą z niej korzystać pozostałych, wreszcie kultura we wszystkich swoich kształtach i rozmiarach uznaje nad sobą prymat wartości, przede wszystkim godność osoby ludzkiej. „Trzeba, aby kultura ludzka tak rozwijała się (…), by we właściwym porządku akcentowała integralność osoby ludzkiej i wspierała ludzi w zadaniach, do których spełniania powołani są wszyscy, szczególnie zaś chrześcijanie zjednoczeni po bratersku w jednej rodzinie ludzkiej” (GS 56).

Jak wspierać kulturę?
Trudno, zacznę od banału – wspierając rodziny, przede wszystkim przez dawanie im możliwości takiego wychowania dzieci, by te wyszły z domu ze świadomością, jak ważne jest posiadanie i stała praca nad kształtowaniem w sobie zdrowej hierarchii wartości. Tak ukształtowani ludzie będą umieli odsiać plewy i z obecnie wręcz zbyt szerokiej oferty wybrać to, co będzie dla nich karmiące. Jeśli rodzice pokażą wartość zachwytu, nie zgaszą ciekawości światem i społeczeństwem, ale jednocześnie nauczą tego, że nasze wybory mają konsekwencje i dlatego warto myśleć, w tym używać wyobraźni, ten wysiłek nie pójdzie na próżno.
Tworząc dobra kulturalne lub z nich korzystając, należy zadawać sobie pytanie, czy to, co badam/tworzę/opracowuję, posłuży dla dobra ludzi, czy wręcz przeciwnie. Wiadomo, możemy się pomylić w rozeznaniu, ale trzeba sobie zadać przynajmniej ten wstępny trud refleksji.
W sferze kultury bardzo istotny jest aspekt finansowania. Jako katolicy więc mamy obowiązek zadać sobie pytanie, czy to, na co przeznaczam moje pieniądze, od biletu na wystawę począwszy, a na zrzutce na budowę jakiegoś prototypu skończywszy, posłuży dobru i rozwojowi, czy raczej jest destrukcyjne albo miałkie. Tu bynajmniej nie krytykuję „konsumowania” (to zdecydowanie dobry czasownik w tym kontekście) dzieł popkultury – one służą do odpoczynku, a ten jest konieczną częścią naszego życia. Chodzi mi o sytuacje, które są kulturalnym odpowiednikiem bajki o nowych szatach króla – wszyscy klaszczą i się zachwycają, a nie ma czym.

CKM
Na pewnym forum co jakiś czas pojawiały się pytania otagowane skrótem CKM. Wszystkich bawiła jego dwuznaczność, bo nie chodziło o wychodzące wtedy pismo dla panów, ale zwrot: „Czy katolik może…”. Właśnie, czy katolik może zapuszczać się w inne rewiry kulturalne niż te opatrzone tabliczką „katolickie”? Zdecydowanie tak, a rzekłabym nawet, że powinien, tylko do tego trzeba, żeby był mocno osadzony w swojej tożsamości religijnej, a więc patrzył na świat przez pryzmat wiary. Kiedy sytuacja się odwraca i od magisterium Kościoła istotniejsza staje się najświeższa modna idea w światku, do którego aspirujemy, warto się jednak wycofać. Mamy przemieniać świat, a nie przemieniać się w niego.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki