Logo Przewdonik Katolicki

Talent? Każdy z nas go ma

Weronika Frąckiewicz
fot. Virtual Actors/Adobe Stock

Rozmowa z Izabelą Antosiewicz o zamieszaniu wokół rozumienia talentów, korzystnych różnicach i życiu z poczuciem własnej wartości

Talent to wyjątkowa, jedna cecha czy zbiór wielu małych, tworzących niezwykłą całość?
– Słowo „talent” pochodzi od starożytnej jednostki monetarnej, która miała wartość około trzydziestu sześciu kilogramów złota. Był to olbrzymi majątek, dlatego do naszego języka przeszło powszechne rozumienie talentu jako czegoś wyjątkowo drogocennego, ogromnego i trudno dostępnego. Jestem zwolenniczką podejścia Gallupa do talentów, który mówi o tym, że każdy z nas ma talent, ponieważ jest on cechą charakteru, czyli naszym zasobem, który możemy ofiarować naszej rodzinie i społeczności, w której żyjemy. Talent wyjątkowy to w powszechnym rozumieniu coś, co mają najwybitniejsze jednostki na świecie, są to zdolności intelektualne, artystyczne czy sportowe. Podziwiamy, gdy ktoś zasłuży się czymś niezwykłym, a nie dostrzegamy tego, że każdy z nas ma coś wyjątkowego, czym służy innym. Jeśli Robert Lewandowski strzeli gola, cały naród się cieszy, a gdy mamie uda się pomidorowa, kto się tym przejmuje… Powszechne talenty mają większy zasięg. Wybitni kucharze nakarmią garstkę ludzi, a nam potrzeba masowych talentów, które nakarmią całą ludzkość. Talenty powszechne to m.in. odpowiedzialność, empatia, zdolność do skupienia się na jednej rzeczy naraz, myślenie o przyszłości czy rozwaga. Bez względu na podział i nazewnictwo, warto inwestować w to, co nam wychodzi dobrze.

Dlaczego umniejszamy talentom powszechnym, jednocześnie cały czas mając żal, że nie zostaliśmy obdarowani czymś wyjątkowym?
– Nieustannie porównujemy się do innych, w wyniku czego szukamy w sobie tego, co nie działa. Większość z nas ma przekonanie, że to, co w nim zostało złożone, jest przeciętne. To, co zostało nam dane i jest naszym zasobem, traktujemy jako bezwartościowe. Natomiast cechy, które widzimy u kogoś innego, traktujemy jak niezwykłą wartość, tylko dlatego, że ten ktoś jest inaczej obdarowany niż my. Za porównywaniem się ukryta jest zazdrość. Jest to jeden z większych problemów ludzkich. Nie umiemy spojrzeć i docenić tego, co mamy sami, nie zastanawiamy się, co z tym zrobić, tylko zajmujemy swój czas i głowę, obserwując innych. Wynika to z tego, że tak naprawdę nie wiemy, kim jesteśmy. Zapominamy, że jesteśmy dziećmi Boga, Króla, któremu każde z jego dzieci się udało. Chcemy Go poprawiać, mamy do Niego pretensje, że nie wyglądamy tak, jakbyśmy chcieli, że mamy za mało talentów. Jesteśmy jak ostatni sługa z przypowieści o talentach, zgnuśniali, mający pretensje do Pana Boga, że talenty, które nam dał, nie są tymi, które byśmy chcieli.
Zawodowo pracuję z talentami od ośmiu lat, przez ten czas skonsultowałam ponad 1400 osób. Wszystkie one w zdumieniu odkrywały, że największym skarbem, jaki mają dla świata, są oni sami. Bardzo często ludzie przychodzą do mnie z pytaniem, co powinni robić, żeby mieć spełnione zawodowo życie. Zawsze wtedy odpowiadam: przymierzać. Kiedy my, kobiety idziemy kupować suknię ślubną, zazwyczaj przymierzamy kilka, zanim wybierzemy tę idealną. Żadna z nas nie powie: ,,Biorę pierwszą lepszą, nie chce mi się przymierzać. Ta jest trochę za krótka, trochę za ciasna, ale niech będzie”. Poszukiwanie swojej misji, miejsca na ziemi i możliwości rozwijania talentów jest podobne do szukania sukni. Życiowo bardzo często utykamy w pierwszej przymierzalni i zadowalamy się bylejakością. Pierwsza przymierzalnia to na przykład pierwsza praca, bo po co ją zmieniać, jeśli i tak nie wierzymy w sukces. Zmiana kierunku ruchu w samochodzie, który stoi na hamulcu ręcznym, jest prawie niemożliwa. Natomiast gdy auto jest w ruchu, to zmiana jest zdecydowanie prostsza. Bądźmy w nieustannym ruchu odkrywania talentów własnych i swoich bliskich. Nie zastygajmy w miejscu, bo kiedy jesteśmy w ruchu, to jest duża szansa, że będziemy współpracować z łaską.

Jak potencjalny czterdziestolatek, który od lat niczym specjalnym się nie wyróżnia i uważa się za osobę przeciętną, może odkryć w sobie talenty?
– Talent, który nosimy w sobie, to naturalna odpowiedź na to, co przynosi świat. Uwidacznia on się w naszym sposobie odbioru rzeczywistości, w odczuciach, w tym, jakie nadajemy znaczenie wydarzeniom, które nas spotykają. Moim pierwszym talentem jest odpowiedzialność. Nigdy nie miałam problemów ze znalezieniem pracy, gdzie się pojawiałam, dostawałam propozycje podjęcia odpowiedzialnej funkcji, ponieważ ludzie widzieli, że można na mnie polegać. Mój mózg działa tak, że jeśli coś obiecam, to wywiąże się z odpowiedzialności, nawet kosztem siebie. Kiedyś bardzo tej cechy nie lubiłam, ponieważ nierzadko doprowadzała mnie do kryzysu sił życiowych. Potrzebowałam czasu, aby ją zaakceptować i uznać jako moją siłę. Mamy złożone skarby w sobie, tylko nie nadajemy im właściwego znaczenia, gdyż albo postrzegamy swój talent negatywnie, albo jak pewnego rodzaju bylejakość, bo niewystarczająco się nim posługujemy. Jeśli potencjalny czterdziestolatek porówna swoją cechę z kimś, kto w taką samą już zainwestował, to uzna go za wygranego. Tymczasem on tej cechy nie wydobył na zewnątrz, ponieważ jej nie uznał, nie zaakceptował, zakopał swój talent. Nie wystarczy talenty tylko odkryć, należy w nie zainwestować. Czasem wydobywając je na zewnątrz, trzeba zaryzykować chociażby hejt w internecie lub komentarze ,,życzliwych”, którzy powiedzą: ,,po co się tam pchasz”. Warto zapytać bliskich, co w nas widzą i co o nas myślą – i tak po prostu to przyjąć, a nie zaprzeczać stwierdzeniami, ,,tak mówisz, bo jesteś moją mamą”, ,,tak mówisz, bo jesteś moją przyjaciółką”. Tak bardzo wierzymy w tę prawdę, że jesteśmy nieudani, że jesteśmy ,,zepsutymi misiami”, że nawet gdy dociera do nas informacja: ,,jesteś cudem”, ,,jesteś niesamowitą osobą”, pomijamy to. Wiąże się to z tym, że głęboko w sobie mamy zakorzeniony przekaz, że jesteśmy niewystarczający. Taki komunikat niejednokrotnie słyszeliśmy w dzieciństwie. Gdy byliśmy dziećmi, panował ogólnie przyjęty trend niemówienia dzieciom, co jest w nich dobre, żeby ich nie rozpieścić. Nie dostawaliśmy informacji o tym, co w nas działa, tylko zazwyczaj słyszeliśmy o naszych błędach. Jako dorośli mamy tendencję do nieustannego roztrząsania naszych porażek. Tymczasem kluczem do zmiany myślenia jest przyglądanie się naszym mocnym stronom: co mi wyszło w macierzyństwie, w czym jestem świetna jako mama, w czym jestem dobrą żoną, jakie są moje zasługi w pracy… Trzeba nam uwierzyć, że to, co przychodzi nam łatwo, wcale nie przychodzi łatwo innym.

Zdarza się, że w ramach jednej rodziny jej członkowie objawiają zupełnie różne talenty, np. żona jest skrajnie odpowiedzialna, a mąż wybitnie spontaniczny. Jak z różnicy uczynić siłę?
– W przypadku różnic między małżonkami warto wrócić do początków związku i odpowiedzieć sobie na pytanie, czym zachwyciliśmy się w sobie nawzajem. Z dużym prawdopodobieństwem będzie to ta cecha, która nas od siebie odróżniała. Nie możemy zapomnieć, że w pewnym stopniu kieruje nami biologia. Z ewolucyjnego punktu widzenia nie ma sensu łączyć się z podobnym osobnikiem, lecz z takim, który będzie mnie uzupełniał, także w kwestii talentów: odważny złączy się z odpowiedzialną, rozrzutna z oszczędnym, a zabawny z bardzo poważną panią. Nagle okazuje się, że im dłużej ze sobą jesteśmy, tym bardziej nam ta inność przeszkadza. W relacjach musimy zauważyć, że różnorodność jest zasobem, że my siebie potrzebujemy w tej różnorodności. Podobnie sytuacja wygląda, jeśli chodzi o nasze potomstwo. Gdy w rodzinie rodzi się dziecko wyposażone w inne talenty niż rodzice, lubię nazywać je ,,kosmitą”. Ono najbardziej rozwija rodzinę, gdyż rodzice muszą wejść na wyżyny swojego człowieczeństwa, żeby kochać to dziecko, tak różne od nich. Stają przed koniecznością nauki pielęgnacji tej inności, a także wypracowania sposobu, jak nie przerabiać tego dziecka według swych pomysłów, ale zachwycić się tą innością.

Jak w dziecku nieprzejawiającym żadnych wybitnych zdolności odkryć całe spektrum talentów?
– Przede wszystkim skupić się na tym, że największym zasobem jest to, kim to dziecko jest z natury, jakie ma cechy charakteru. Dziecko, które ma dryg do sportu, być może ma talent rywalizacji i za wszelką cenę chce wygrać, więc osiąga wyniki sportowe. To samo dziecko będzie rywalizowało z mamą, tatą i rodzeństwem, robiąc dantejskie sceny, gdy przegra w planszówkę, lub być może zacznie oszukiwać, aby wygrywać. To jest wciąż ten sam talent rywalizacji. Zachwycajmy się talentami naszego dziecka i próbujmy patrzeć na nie z różnych perspektyw. Rodzice dzieci nieśmiałych często na siłę próbują ośmielić dziecko. Nie jestem zwolenniczką takiego podejścia, gdyż nie wszyscy ludzie muszą być śmiali czy ekstrawertyczni. Dzisiaj niestety panuje przekonanie, że nieśmiałe dziecko się ,,nie sprzeda” i będzie miało trudne życie. Gdybyśmy przenieśli się do starożytnej Grecji, filozofowie, którzy w większości byli introwertykami, mieli specjalne przywileje. Zauważmy, co nasze dziecko wnosi do swojego otoczenia, i to wzmacniajmy. Jeśli widzimy, że ono za wszelką cenę chce wygrać, to prawdopodobnie potrzebne mu są sporty indywidualne. Jeżeli zauważamy, że proponuje nam kawę, herbatę i bardzo się o nas troszczy, być może potrzebne mu zwierzątko, aby mogło tę troskę rozwijać. Kiedy nastolatek uwielbia rówieśników, a więzi społeczne są dla niego ważne, weźmy pod uwagę, że będzie się spóźniał do domu, gdyż koledzy są ważniejsi niż obietnica dana mamie, że wróci z podwórka o siedemnastej. Nie jest złą wolą dziecka, jeśli zostanie na podwórku dłużej, zatracając się w zabawie tak, że czas dla niego przestanie istnieć. Najprostszą formą odkrywania tego, jakie cechy charakteru ma dziecko, jest przyglądanie się maluchowi podczas swobodnej zabawy. Obserwując je podczas zabawy, np. na placu zabaw, zauważmy, czy jest ono ambitne i będzie próbowało wejść na przykład na wysoką drabinkę lub huśtawkę, czy ostrożnie wybierze bardziej bezpieczne miejsca. Proponuję rodzicom, aby to, co widzą dzisiaj w małym człowieczku, wyobrazili sobie jako cechę ich dorosłego dziecka za dwadzieścia lat. Czasem dostaję informację, że rodzice są bezsilni wobec upartości swojego dziecka. W odpowiedzi zadaję wówczas pytanie: czy jeśli za dwadzieścia lat syn będzie negocjował ważny kontrakt dla Polski, to lepiej, żeby był uparty, czy żeby ustąpił? (śmiech)

Odkryliśmy w dziecku całe mnóstwo talentów, a później idzie do szkoły i słyszy, że jest kiepskie z matematyki, a do tego źle się zachowuje…
– Każde z trójki moich dzieci jest już dorosłe. Moją zasadą wychowawczą było to, aby w domu być mamą, a nie przedłużeniem szkoły. Zostawiałam szkole wolność w układaniu mojego dziecka w klasie. Nie możemy tworzyć „dzikich” dzieci w przekonaniu, że są idealne, a reszta ma im służyć. Dom jest jedną ze społeczności, w której wzrasta dziecko. Młody człowiek, który idzie do szkoły, powinien nauczyć się współpracować z nauczycielem i z kolegami w klasie. Bardzo często dzieci zachowują się inaczej w domu, a inaczej w szkole, więc uwagi nauczycieli na temat dziecka dotyczą jego zachowania w tym konkretnym, szkolnym środowisku, a nie w ogóle. Do uwag i informacji, które jako rodzice otrzymujemy ze szkoły, powinniśmy podchodzić z dystansem. Rodzice oczekują, że nauczyciel, który ma pod opieką trzydzieścioro dzieci, będzie traktował ich dziecko indywidualnie. Tymczasem indywidualne traktowanie jest zadaniem rodzica, nauczyciel musi poradzić sobie z całą gromadką dzieci, ma przekazać wiedzę i podstawowe umiejętności.

Czy rodzic bez poczucia własnej wartości i świadomości tego, czym został obdarowany, jest w stanie wychować dziecko o wysokim poziomie własnej wartości?
– Są dzieci, które bez względu na liczbę błędów wychowawczych popełnianych przez rodziców wyjdą z domu z poczuciem własnej wartości. Zdrowe poczucie własnej wartości to świadomość tego, kim jestem, jakie są moje mocne i słabe strony i czy mam do nich zdrowy stosunek. Wiem, jak jest w moim życiu, umiem ponazywać to, co mnie buduje, umiem to docenić, ale też nad tym pracować. Pewność siebie wynika natomiast z umiejętności. Można mieć pewność siebie w sporcie, a być słabym z matematyki, ale to nie powinno wpływać w ogóle na moje poczucie własnej wartości. Jeśli rodzic nie wykonał pracy nad sobą, istnieje duże prawdopodobieństwo, że w jakiś sposób skrzywdzi dziecko, gdyż istnieje ryzyko, że będzie patrzył na nie przez pryzmat swoich nieprzepracowanych emocji, nieprzepracowanej historii. Wówczas nie przyczyni się do wzrostu dziecka, nie sprawi, że pójdzie ono w dorosłość ze zdrowym poczuciem własnej wartości. Moim marzeniem jest, aby dzieci z polskich domów wychodziły w świat z poczuciem własnej wartości, wiedzą na temat tego, kim są, czego chcą, a czego nie chcą, co lubią, a czego nie lubią, w co chcą inwestować, a co omijać.

---

IZABELA ANTOSIEWICZ
Gallup Certified Strengths Coach, trenerka Familylab Association. Przeprowadziła ponad 1400 osób przez proces poznania mocnych stron według metodologii Instytutu Gallupa. Edukatorka, coach i mówca. Wystąpiła w marcu 2023 r.
na wspólnej scenie z Nickiem Vujicicem. Propagatorka rodzicielstwa opartego na mocnych stronach, autorka książek: TalenTY. Odkryj, rozwiń, zbierz owoce oraz Nakarm, naucz i puść wolno. Jak wychować dzieci na szczęśliwych dorosłych. Założyła społeczność dla rodziców: www.przytulam.pl


 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki