Większość z tych prognoz zwykle się nie sprawdzała, a świat zmienia się raczej ewolucyjnie, a nie rewolucyjnie. Dorastające pokolenia z wiekiem okazują się w części podobne do swoich rodziców, tracąc po drodze wiele swoich oryginalnych cech, zbierając za to zachowania i nawyki typowe dla ich poprzedników.
Analizowanie nowych pokoleń zawsze jest obarczone ryzykiem. Tak naprawdę nigdy nie wiadomo, czy specyfika dorastających młodych wynika po prostu z ich wieku czy trwałych cech odróżniających ich od starszych. Tego można się dowiedzieć dopiero wtedy, gdy młodzi przestaną być młodzi. Mimo wszystko istnieją poszlaki przemawiające za tym, że ludzie urodzeni w XXI wieku będą żyć w znacząco inny sposób niż ich poprzednicy.
Sztafeta zawiedzionych pokoleń
Pokolenie Z to osoby urodzone w latach 1997-2022. Niektórzy przedstawiciele „zetek” nie potrafią więc jeszcze mówić, co może utrudniać analizę ich przekonań i wartości. Najstarsi z nich kończą już jednak uczelnie i zaczynają pracę na poważnie. Najczęściej przytaczaną specyfiką pokolenia Z jest obycie z technologiami cyfrowymi. „Zetki” nie pamiętają czasów analogowych, gdyż dorastali ze smartfonem w dłoniach. Telewizor służy im jako monitor do podpięcia pod konsolę lub komputer, a nie do oglądania telewizji kablowej. Korzystanie z aplikacji mobilnych jest dla nich tak naturalne, jak chodzenie. Nowinki technologiczne nie wzbudzają w nich lęku, tylko raczej ekscytację, a po jakimś czasie znudzenie. Ta cyfrowo-mobilna specyfika pokolenia Z wzbudza największe zainteresowanie, gdyż istotnie wpływała na ich warunki dorastania.
Prawda jest jednak taka, że poprzednie pokolenia również dorastały w znacząco innych warunkach niż rodzice. Pokolenie X, czyli ludzie urodzeni w latach 1965-1980, dorastało jeszcze w PRL-u, jednak pierwsze kroki na rynku pracy stawiało już w burzliwych czasach transformacji ustrojowej. Czyli w zupełnie innym systemie niż ich matki i ojcowie. Dzięki nastawionym na karierę „iksom” mieliśmy wkroczyć w nowoczesność i odrzucić stare schematy na rzecz dynamizmu i pracowitości. Wielu „iksów” zrobiło w latach 90. zawrotne kariery, chociaż większość z nich do beneficjentów transformacji nie należy. To jednak ci zwycięzcy nadają ton debacie publicznej i pokazywani są jako wzorcowi przedstawiciele tej kohorty wiekowej.
Urodzeni w latach 1981-1996 milenialsi PRL-u w większości nie pamiętają, a jeśli już, to jako przebłyski z dzieciństwa. Milenialsi przechodzili socjalizację w czasach liberalnej demokracji oraz integracji Polski ze strukturami Zachodu. Dzięki regularnym kontaktom z rówieśnikami z Europy Zachodniej mieli nabierać ogłady i pewności siebie, ucząc się języków i oswajając z innymi kulturami. Dzięki socjalizacji w warunkach demokratycznych mieli też domagać się realnego wpływu na sprawy publiczne i wykazywać daleko idącą aktywność obywatelską. Tak jak „iksy” miały nas wprowadzić w realia gospodarki rynkowej, tak milenialsi mieli zaszczepić w polskim społeczeństwie otwartość, tolerancję i przywiązanie do wartości liberalnych.
Prognozy dotyczące „iksów” i milenialsów sprawdziły się co najwyżej częściowo. Większość „iksów” zderzyła się z twardymi realiami gospodarki rynkowej, które okazały się znacznie mniej przyjazne, niż sądzono. Szczególnie w pierwszej dekadzie transformacji. Zawiedzione nadzieje sprawiły, że część z nich wycofała się z aktywności społecznej. Ich sukces zawodowy okazał się życiem od wypłaty do wypłaty, a rzeczywistość w Polsce w większym stopniu zmieniali zagraniczni inwestorzy oraz gospodarcza koniunktura niż urodzeni nad Wisłą yuppies (od angielskiego Young Urban Professional – młodzi wielkomiejscy specjaliści).
Doświadczeniem życiowym wielu milenialsów była natomiast emigracja zarobkowa, podczas której szybko się przekonali, że w zjednoczonej Europie potrzebni są głównie do pracy w magazynie lub opieki nad niedołężnymi seniorami, a nie do serdecznej wymiany kulturowej czy wspólnego zmieniania świata. Wpływ obywateli na rzeczywistość w warunkach demokracji liberalnej okazał się stanowczo przereklamowany, a od aktywności obywatelskiej i przywiązania do wartości znacznie istotniejsze są znajomości i zamożność rodziców. Nieprzypadkowo największym dotychczasowym osiągnięciem milenialsów jest normalizacja korzystania z usług psychiatrów i psychoterapeutów i włączenie do debaty publicznej kwestii zdrowia psychicznego. Dobrze, że chociaż tyle.
Więcej robienia, mniej gadania
Pokolenie Z jak na razie większe nadzieje ulokowało w nowych technologiach, a nie w instytucjach czy szerzej – w systemie. W badaniu przeprowadzonym przez firmę EY, opublikowanym pod raczej nietrafionym tytułem „Pokolenie Z – gen przedsiębiorczości”, ankietowani deklarowali zdecydowanie największą pewność siebie w zakresie korzystania z technologii. Nieco mniejszą, ale też wysoką, w kwestii posiadania umiejętności niezbędnych w pracy. Równocześnie najmniejszą wiarę wykazali do programu szkolnego i metod nauczania, które miały ich przygotować do życia zawodowego. Polska szkoła zmienia się wolniej niż rzeczywistość poza jej murami, co wprawia zoomersów w konfuzję.
W szkole chcieliby się uczyć przede wszystkim o ochronie środowiska, co dobrze oddaje duże zainteresowanie „zetek” zmianami klimatu. Chcieliby też wynieść ze szkoły umiejętność zarządzania rozwojem zawodowym i finansami. Przedsiębiorczość znalazła się niżej, nawet za znajomością spraw międzynarodowych. „Zetki” chcą więc odnaleźć się we współczesnym kapitalizmie, ale niekoniecznie tworząc własne przedsiębiorstwa. Na pytanie, które z instytucji w największym stopniu wpłynęły na ich karierę zawodową, międzynarodowe korporacje znalazły się na drugim miejscu, niemal na równi z publiczną edukacją.
Od tej ostatniej oczekują przede wszystkim większego nacisku na zajęcia praktyczne oraz mentoring. Także w tym przypadku przedsiębiorczość znalazła się nisko, a wyprzedziły ją m.in. organizowana przez szkołę praca społeczna czy uczestnictwo w badaniach. Zdecydowana większość pytanych nie oczekuje od edukacji większej liczby wykładów, z czym zapewne nie zgodziłaby się polska kadra profesorska, która wyspecjalizowała się w półtoragodzinnych monologach.
Interesujące badanie przeprowadziła inna firma konsultingowa Deloitte. W raporcie „Striving for balance, advocating for change” analitycy porównali pokolenie Z z milenialsami. W tym szeroko zakrojonym badaniu brali udział także Polacy. Okazało się, że obie grupy są zaskakująco podobne, a w niektórych kwestiach wręcz identyczne. Na pytanie, jakie czynniki wpłynęły na wybór aktualnego miejsca pracy, oba pokolenia zgodnie wskazały na pierwszym miejscu możliwość łączenia pracy z życiem prywatnym, a na drugim możliwości rozwoju i zdobywania kompetencji. Zarobki znalazły się dopiero na trzecim miejscu, przy czym były nieco ważniejsze dla milenialsów – i nic dziwnego, w końcu są starsi.
Największą różnicą między oboma pokoleniami była kwestia przywiązania do obecnego miejsca pracy. Aż 40 proc. „zetek” zamierzało ją zmienić w ciągu nadchodzących dwóch lat. Tego samego zdania była tylko niespełna jedna czwarta milenialsów. W tym przypadku również chodzi o różnicę w wieku. Zoomersi są dopiero na początku kariery zawodowej, gdy wykonywana praca jest w większym stopniu efektem lokalnych realiów i dostępnych miejsc pracy, a nie w pełni suwerennej decyzji.
Zajmijcie się naszym lękiem
Jak zostało wyżej napisane, pokolenie Z jest żywo zainteresowane kwestią zmian klimatycznych. Nie odróżnia się jednak w tym od swoich bezpośrednich poprzedników. Według badania Deloitte’a aż trzy czwarte „zetek” i milenialsów jest przekonanych, że przeciwdziałanie zmianom klimatu jest największym wyzwaniem dla świata. Równocześnie w obu grupach mniej niż połowa wierzy, że podejmowane działania będą skuteczne. Obie grupy zupełnie nie ufają w tej kwestii rządom oraz dużym korporacjom – wiarę w skuteczne działania rządów i korporacji zadeklarowało ledwie kilkanaście procent przedstawicieli badanych grup wiekowych.
Martwić może na pewno stan psychiczny zoomersów. Aż 46 proc. respondentów z pokolenia Z przyznało, że odczuwa stres cały czas. Wśród milenialsów nieustannie zestresowanych było 38 proc. badanych. Co jeszcze bardziej różni obie grupy, to luka płciowa w odczuwaniu lęku. O ile wśród milenialsów nie ma dużej różnicy w odczuwaniu stresu między kobietami i mężczyznami, to wśród „zetek” jest ona bardzo wyraźna. Nieustanny niepokój deklaruje ponad połowa kobiet z pokolenia Z i przeszło jedna trzecia mężczyzn. Młode kobiety są więc obecnie bardzo zestresowane, co jest zapewne skutkiem zachodzących zmian kulturowych, które z jednej strony otwierają przed nimi nowe możliwości, ale z drugiej zwiększają wobec nich oczekiwania. Nic więc dziwnego, że ponad połowa milenialsów i zoomersów oczekuje od swoich pracodawców, że więcej uwagi poświęcą zdrowiu psychicznemu załogi.
Pokolenie Z nie jest nastawione na szybką karierę i duże pieniądze. Według raportu „Zoomersi w pracy” dwa główne czynniki zachęcające młodych do pozostania w firmie dłużej niż dwa lata to przyjazna atmosfera i niski poziom stresu. „Praca jest po coś, nie jest celem samym w sobie. Pracuje się po to, by żyć, a nie żyje po to, by pracować” – to już słowa jednego z uczestników tegorocznego polskiego badania „Pokolenie Z na rynku pracy”, przeprowadzonego przez Wyższą Szkołę Humanitas we współpracy z Uniwersytetem Śląskim. „Życie ma się jedno, a moim priorytetem jest w nim realizacja marzeń. Nie urodziłem się po to, by pracować, ale po to, by być szczęśliwym” – stwierdził kolejny z uczestników.
Jajko przed kurą
Według publikacji Humanitas, „zetki” odróżniają się od starszych pokoleń znacznie większym przywiązaniem do wyznawanych wartości. Kierują się nimi także podczas podejmowania decyzji o zatrudnieniu. „Wybierając miejsce pracy, będzie miało dla mnie duże znaczenie, czy firma dba o ekologię, jest świadoma zagrożeń, czy też przeciwnie – niszczy środowisko” – stwierdziła uczestniczka badania. Interesujące są też wartości, które według młodych powinny być elementem kultury organizacyjnej wymarzonego pracodawcy. Na samym szczycie znalazła się sprawiedliwość, a za nią szacunek i na trzecim miejscu tolerancja. Nieprzypadkowo wolność, która dla Polaków tradycyjnie była niezwykle istotna, znalazła się na dalszym miejscu. Ważniejsze od niej okazały się uczciwość i równouprawnienie. Aż dwie trzecie „zetek” stwierdziły, że nie starałyby się o pracę w firmie, której misja jest niezgodna z wyznawanymi przez nie wartościami. To druga najczęściej wskazywana przyczyna zniechęcająca do pracodawcy – wyprzedził ją tylko „niejasny profil stanowiska”.
Globalne korporacje, które w ostatnim czasie stały się zaskakująco wrażliwe na kwestie ekologii czy równości, są często oskarżane o ingerowanie w życie społeczne przez promowanie progresywnego katalogu wartości, którego mają nie podzielać lokalne społeczeństwa. W tym przypadku jajko jest jednak przed kurą – to koncerny i duże przedsiębiorstwa próbują adaptować się do zmian zachodzących w młodych pokoleniach. Młodzi nie tylko wyznają nieco inne, bardziej progresywne wartości niż starsi, ale przede wszystkim są do nich znacznie bardziej przywiązani. Chcą nimi żyć i nie wyobrażają sobie pracy pod kierownictwem podążającym za zupełnie innymi wzorcami. Ten nacisk na wartości wydaje się znacznie istotniejszą cechą „zetek” niż ich obycie z nowymi technologiami, które są dla nich tylko narzędziem uzupełniającym życie w świecie fizycznym. Trudno jednak ocenić, czy ich specyficzne nastawienie odciśnie się trwale na życiu społecznym w Polsce i całym Zachodzie, czy przeminie jak krótkotrwała moda. Wszak „iksy” i milenialsi także mieli duże ambicje, ale finalnie wyszło jak zwykle.