Gdy młody działacz Lewicy wystąpił na konwencji partyjnej i stwierdził, że jego pokolenie mieszka z rodzicami do 35. roku życia, gdyż zaharowuje się na „kasie, słuchawce lub taksówce”, sieć obiegł cały wysyp komentarzy udowadniających lenistwo i nieporadność obecnych młodych dorosłych. „Brutalna prawda jest taka, że trzeba było się uczyć, pracować i oszczędzać. Nauczylibyście się malować ściany, spawać, prowadzić TIR-a, to byście z rodzicami nie mieszkali” – napisał Sławomir Mentzen, bardzo popularny działacz Konfederacji. Wtórował mu w tym młody poseł PiS Mariusz Kałużny, według którego ludziom nienauczonym pracy i zaradności faktycznie nic innego nie pozostaje. Szybko się okazało, że ten młody i zaradny polityk PiS przez cztery lata wynajmował duże mieszkanie za kilkaset złotych od Centralnego Ośrodka Sportu, którego był wicedyrektorem, więc miał nieco łatwiej w kwestii wyprowadzki od rodziców, jednak to sprawa drugorzędna. Kluczowe są tutaj ciągłe pretensje wobec najmłodszego pokolenia na rynku pracy, według których milenialsi są nieporadni i nie palą się do roboty. Wypowiedzi Mentzena i Kałużnego są jedynie przejawem tego szerszego zjawiska. Pretensje te jednak nie mają żadnego uzasadnienia. Stereotyp roszczeniowego i leniwego milenialsa to szkodliwy i niesprawiedliwy mit.
Szklany sufit
Faktem jest, że zamieszkiwanie z rodzicami do ostatnich lat szeroko pojętej młodości jest w Polsce powszechne. Ludzie wyprowadzający się od rodziców znacznie przed trzydziestką są właściwie w mniejszości. Według Eurostatu wśród Polaków w wieku 25–34 lata aż 45 proc. osób nadal zamieszkuje z rodzicami. To bardzo dużo, jednak wcale nie najwięcej w Europie. Mieszkanie z rodzicami do późnych lat jest szczególnie powszechne na południu kontynentu – w Chorwacji i Grecji nawet 60 proc. ludzi w wieku 25–34 lata mieszka w domu rodzinnym. Wyraźnie więcej niż w Polsce jest ich też we Włoszech, Bułgarii, Hiszpanii i Portugalii.
No tak, tylko że pokolenie milenialsów żyje także w państwach Europy, w których to zjawisko jest zdecydowanie mniejsze. W krajach nordyckich z rodzicami zamieszkuje zaledwie kilka procent młodych dorosłych, a w państwach Europy Zachodniej mniej niż 20 proc. A przecież tamtejsi milenialsi nie różnią się od tych z Polski pod względem wykształcenia czy gotowości do pracy – obecne pokolenie młodych Europejczyków w poszczególnych państwach jest do siebie bardzo podobne, prawdopodobnie najbardziej w historii.
Tak więc za zamieszkiwanie z rodzicami do późnych lat w największym stopniu odpowiadają uwarunkowania strukturalne, np. sytuacja na rynku pracy. Bezrobocie młodych na południu Europy jest ogromne i sięga kilkudziesięciu procent. W Polsce, podobnie zresztą jak w Hiszpanii, panuje bardzo niska stabilność zatrudnienia, która także zniechęca do opuszczenia rodzinnego domu. Równie ważna jest sytuacja mieszkaniowa w danym kraju, np. dostęp do tanich mieszkań na wynajem, z którymi w Polsce jest ogromny problem. Poza tym istotne są nierówności dochodowe, szczególnie na tych niższych poziomach podziału wynagrodzeń. W Polsce mało zarabiający szczególnie mocno odstają od „średniaków”, a zbierający frycowe młodzi zwykle okupują właśnie takie nisko wynagradzane posady. Państwa z dużym odsetkiem dorosłych mieszkających z rodzicami mają też znacznie niższą mobilność społeczną, tak więc trudniej w nich dokonać awansu społecznego. Nieprzypadkowo zamieszkiwanie w domu rodzinnym prawie nie występuje w państwach nordyckich, które mają też najwyższą mobilność społeczną, a więc młodzi dorośli nie mają nad sobą tzw. szklanego sufitu.
Lepiej wykształceni, równie aktywni
Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości w 2019 r. wydała coroczny raport „Aktywność zawodowa i edukacyjna dorosłych Polaków”, w którym przeanalizowała między innymi charakterystykę pokolenia Y (urodzeni w latach 1980–2000), czyli milenialsów, na tle poprzedzającego ich pokolenia X (urodzeni w latach 1965–1979). „Igreki” przede wszystkim są wyraźnie lepiej wykształcone niż „Iksy” – 39 proc. z nich ma wyższe wykształcenie, tymczasem w pokoleniu starszym odsetek absolwentów wynosi 34 proc. Także średnie wykształcenie zdobyło zdecydowanie więcej przedstawicieli milenialsów niż „Iksów”, za to ci drudzy zdecydowanie przeważają, jeśli chodzi o wykształcenie zawodowe oraz podstawowe.
Oczywiście sam poziom wykształcenia jeszcze niewiele mówi. Może faktycznie młodzi obecnie zdobywają nic niewarte dyplomy humanistyczne, więc nie pozostaje im nic innego niż „praca na słuchawce”? Abstrahując od tego, że ta ostatnia absolutnie nie hańbi, to trudno znaleźć dowody na lekkomyślny wybór kierunków wykształcenia wśród milenialsów. Starsze pokolenie X zdecydowanie częściej wybierało kierunki związane z biznesem i prawem, pedagogiką i edukacją, a także sztuką i naukami humanistycznymi. Pokolenie milenialsów faktycznie nieco częściej wybiera nauki społeczne, ale też nauki techniczne i budownictwo, nauki ścisłe, medycynę oraz informatykę. Można więc powiedzieć, że całkiem trzeźwo zareagowało na zmiany na rynku pracy. Przecież obecnie to właśnie absolwenci pedagogiki oraz prawa miewają duże problemy ze znalezieniem zatrudnienia zgodnego z ich kwalifikacjami.
Autorzy raportu zwracają uwagę na wyraźnie wyższy wskaźnik bezrobocia wśród młodszej części milenialsów. W grupie absolwentów uczelni wynosi aż 6 proc., tymczasem w pokoleniu X oraz starszej części milenialsów jest trzy razy niższe. Trudno jednak z tego wyciągać wniosek, że najpóźniej urodzonym milenialsom nie chce się pracować. Mówimy przecież o najmłodszych pracownikach w Polsce. „W każdej z kategorii wykształcenia odsetek bezrobocia wśród tzw. starszych milenialsów jest wyraźnie niższy od tego obserwowanego u młodszych. Wobec powyższego trudno więc interpretować obserwowane bezrobocie jako obecność unikalnej charakterystyki pokoleniowej, ale raczej jako efekt przejściowy, związany z relatywnie młodym wiekiem wejścia na rynek pracy” – czytamy w konkluzji tej części raportu.
Pokolenie pesymistów
Tym bardziej że ci milenialsi, którzy mają pracę, zdecydowanie nie odstają pod względem liczby godzin w niej spędzanych. Zarówno milenialsi, jak i „Iksy” na etacie spędzają w pracy średnio 43 godziny tygodniowo. Wśród prowadzących działalność gospodarczą faktycznie starsze pokolenie pracuje 2 godziny tygodniowo więcej, jednak milenialsi zatrudnieni na umowach cywilnoprawnych pracują aż 9 godzin więcej niż przedstawiciele pokolenia X. Tymczasem odsetek pracujących na umowach-zleceniach jest aż trzy razy wyższy wśród milenialsów niż starszych.
Skąd się zatem wzięło to przekonanie, że młode pokolenie najchętniej wyłożyłoby się na kanapie? Tu odpowiedzi udziela „Raport Milenialsi 2019” przeprowadzony przez Deloitte’a. „Poziom optymizmu w odniesieniu do sytuacji ekonomicznej i społeczno-politycznej jest rekordowo niski. Milenialsi są pozbawieni złudzeń: nie są specjalnie zadowoleni ze swojego życia, sytuacji finansowej, pracy, przywódców politycznych oraz liderów biznesowych” – napisali autorzy i prawdopodobnie uchwycili tu kluczową kwestię. Najmłodsze pokolenie polskich pracowników tym różni się od starszych pokoleń, że zdecydowanie głośniej artykułuje swoje wątpliwości, bolączki i wskazuje niezaspokojone potrzeby. Ma też znacznie większą skłonność do dostrzegania systemowych niesprawiedliwości oraz barier. Roszczeniowość milenialsów nie wynika więc z braku chęci do pracy, bo wcale nie kłóci się ona z ich aktywnością czy rozwojem kompetencji. Jest ona raczej głosem sprzeciwu wobec nierówności szans i braku perspektyw. A przecież w takich sprawach nie należy milczeć.